Kwestia wycieku mejli ministra Michała Dworczyka powinna być dla każdego z nas nauczką. Dla każdego, ponieważ wielu z nas uważało, że ataki hakerskie dotyczą państw, elektrowni czy obiektów wojskowych. Kilka miesięcy temu hakerzy zaatakowali wielką polską firmę produkującą gry komputerowe, CD Projekt, która stworzyła m.in. słynnego na całym świecie Wiedźmina. Wcześniej hakerzy zaatakowali serwery filmowego giganta Disneya. Gdy jednak ostatnio w USA zainfekowano oprogramowanie jednych z największych zakładów mięsnych i w sklepach na chwilę zabrakło wołowiny, lub gdy to samo stało się z wielkim rurociągiem dostarczającym paliwo do sporej części Stanów, hakerzy zażądali wielomilionowych okupów.
W przypadku ministra Dworczyka sprawa jest o tyle delikatna, że nie tylko wykradziono jego korespondencję, lecz również włamano się na konta jego żony, również te, w mediach społecznościowych. Ona jest przecież osobą prywatną. No właśnie, a cóż oznacza dzisiaj prywatność? Mejle wyciekły z prywatnej skrzynki ministra, lecz prowadził w nich korespondencję dotyczącą spraw partyjnych (jako działacz PiS), a także państwową (szef Kancelarii Premiera jest de facto najważniejszym urzędnikiem – to on zatrudnia szefów urzędów centralnych i podejmuje mnóstwo decyzji). Oczywiście, możemy ministra krytykować za to, że nie posługiwał się w tym celu szyfrowaną skrzynką mejlową, którą ochraniają służby państwowe. Ale tutaj chodzi mi o coś innego.
Po pierwsze, im więcej naszego świata przenosi się do rzeczywistości cyfrowej, tym bardziej narażeni będziemy na cyfrowe ataki. Jeśli dziś od komputerów uzależniony jest proces tuczenia prosiaków, podawania lekarstw na fermach drobiu, system sterowania światłami w miastach, czy to, że całkowicie scyfryzowane są nasze pieniądze, które otrzymujemy jako przelew od pracodawcy czy emeryturę z ZUS, ryzyko takich ataków będzie coraz większe. Po drugie zaś, w tym świecie bardzo zacierają się granice tego, co prywatne i tego, co prywatne nie jest.
Czy jeśli polityk rozmawia nieoficjalnie z dziennikarzem, to jest to rozmowa prywatna? Przecież nie dotyczy spraw czysto prywatnych. Czy minister prowadząc konsultacje z premierem za pomocą prywatnych skrzynek mejlowych, robi to prywatnie? Zdecydowanie nie. I znów, nie chodzi o to, by tym politykom jedynie wytykać to, że nie posłużyli się skrzynkami państwowymi. Co by było gdyby wymieniali się SMS-ami? Albo pisali na komunikatorach? Przecież to wszystko są analogiczne sytuacje. One pokazują, jak granice tych światów stają się płynne. Jeśli ktoś włamie się do mojego telefonu komórkowego i wykradnie zdjęcia ze spacerów z psem i zawiesi je gdzieś w sieci, to naruszy moją prywatność. A gdy przez urządzenia elektroniczne, choćby smartfony, robimy dziś zakupy, każda historia o włamaniu czy ataku hakerskim powinna nam uświadomić, że czasy, gdy mogliśmy być pewni, że coś, co robimy prywatnie, nigdy nie wyjdzie na jaw, odeszły już w przeszłość.