Czy właśnie nie tego wymagano od nas podczas lat edukacji? Umieć zinterpretować wiersz, opierając się tylko i wyłącznie na kluczu, którego zostaliśmy wyuczeni? Jak więc poradzilibyśmy sobie z pierwszym lepszym utworem Paula Celana? Przyzwyczajeni do tego, że poeta mówi do nas, używając czytelnych zabiegów stylistycznych i mniej lub bardziej oczywistych metafor, oczekujemy od poezji komunikatywności. Kiedy klucz nie pasuje, gubimy się, a nawet oburzeni zarzucamy autorowi, że nas oszukał. Diagnoza nasuwa się sama: skoro niezrozumiane to znaczy, że bełkotliwe. Nie umiemy korzystać z wolności, z własnej intuicji, nie jesteśmy otwarci na nowe tropy wymykające się schematom. I dlatego Celanem interesują się badacze, zaś czytelnicy wolą stać z daleka.
T.S. Eliot napisał kiedyś, że czytelnik słysząc o „trudnej poezji”, ucieka przed nią, jeszcze zanim ją pozna. Albo zaczyna czytać z nastawieniem, że jest zbyt mało wyedukowany, żeby ją zrozumieć. Dlatego ani razu tego nie napiszę o twórczości Celana, która stawia przed czytelnikiem spore wyzwanie, wymagając cierpliwości i otwarcia, poddania się fali języka i słów, porzucenia pragnienia logiki. O poezji Paula Celana mówiono, że jest hermetyczna, nie do pojęcia, jeśli nie zna się kodu do jej odczytania. On sam odpowiadał, że wcale nie, że opisuje rzeczywistość bez stosowania żadnych kodów. A więc taki był jego świat: opuszczony, straumatyzowany, niepokojący, pusty, naznaczony brakiem. Język nadawał mu sens.
Ocalały
Urodził się jako Paul Antschel w 1920 r. w Czerniowcach na Bukowinie. Przy obrzezaniu otrzymał imię Pessach. Czerniowce były wielonarodowe, wielokulturowe i wielojęzyczne. Jego matka mówiła po niemiecku, i to nie w dialekcie, lecz literacko. Na bar micwę dostał w prezencie Fausta Goethego. Wprawdzie znał języków kilka, bo i rumuński, i hebrajski, i jidysz, i rosyjski, francuski, angielski, łacinę i grekę, ale za „swój” uważał zawsze niemiecki. Miał być lekarzem, studiował medycynę w Tours, potem romanistykę w Czerniowcach. Nastały tragiczne lata 40.W 1941 r. spalono Synagogę Tempel, wymordowano wielu Żydów, a tych, którzy pozostali, zamknięto w getcie. Rok później w wielkiej akcji deportacyjnej wywieziono jego rodziców, którzy wkrótce umrą w obozach: ojciec na tyfus, matka zastrzelona.
O tę stratę będzie siebie obwiniał do końca życia: namawiał rodziców, aby poszli z nim do kryjówki, lecz nie chcieli. Podobno przed jego wyjściem z domu mogło dojść do kłótni z ojcem. Wersji tych wydarzeń jest kilka, która jest prawdziwa? Nie czekał, aż śmierć przyjdzie i do niego, sam zgłosił się na przymusowe roboty, przeżył, ale jego istnienie naznaczone było traumą ocalałego. Po wojnie wyjechał do Bukaresztu, żył z tłumaczeń pisarzy rosyjskich na rumuński, wtedy też zaczął się podpisywać Celan – to anagram własnego nazwiska Ancel (tak zapisywano w rumuńskim Antschel). To w Rumunii opublikowany zostaje jego najsłynniejszy wiersz Fuga śmierci, wtedy pod tytułem Tango śmierci. W Niemczech ukaże się rok później, w 1948 r., i będzie pierwszym utworem poetyckim o tematyce obozowej. Podobno to do tego wiersza odnosiła się słynna uwaga niemieckiego filozofa Theodora Adorna, że „pisanie wierszy po Oświęcimiu jest barbarzyństwem”. Po kilku latach jednak zrewidował swoją opinię, dając za przykład właśnie Fugę śmierci. Kiedy jeden z niemieckich recenzentów (a przy okazji były oficer SS) nazwał ten utwór „surrealistyczną fantazją”, a reakcje niemieckich czytelników bywały antysemickie, Celan bardzo to przeżył. Później zresztą w ogóle nie chciał wracać do tego utworu, zauważając, że jego twórczość od tamtych powojennych lat bardzo się zmieniła.
Nowy język
Od czasów Fugi śmierci język Paula Celana stawał się coraz bardziej radykalny, utwory wręcz minimalistyczne, zbitki słowne zaskakujące. Poeta szukał języka, który byłby w stanie opisać rzeczywistość po Zagładzie. Można powiedzieć, że pragnął nadać zbrukanemu językowi niemieckiemu nową wartość, oczyścić go, przywrócić go poezji. Szukał słów dawnych, które już wyszły z użycia, tworzył nowe struktury i frazy, sięgał po słownictwo z takich dziedzin jak botanika, geologia, mineralogia oraz z języków obcych. Rozbijał słowa jak szkło, aż nie zostawało ich wiele. Pod koniec coraz więcej w jego liryce pustych miejsc i samotnych dźwięków. Pytany, dlaczego pisze w języku oprawców, odpowiadał, że poeta mówi prawdę tylko w języku ojczystym, w innych po prostu kłamie. I jeszcze: „Tylko jedna rzecz pozostała osiągalna, bliska i bezpieczna pośród wszystkich strat: język”. I jego się trzymał.
Pisał o świecie po koszmarze Zagłady, nie używając słów z nią związanych. Problem mają z jego poezją tłumacze, ponieważ trudno jest ją oddać w obcym języku. Poza tym każdy tłumacz jest jednocześnie interpretatorem, często zbiory jego wierszy pełne są przypisów tłumaczy dotyczących szczegółów z życia Celana: kiedy wiersz powstał i gdzie, co wtedy czytał i skąd czerpał możliwe inspiracje, podające klucze i genezy poszczególnych słów. Celan za to mówił tak: to nieważne, moją poezję należy po prostu czytać, a zrozumienie przyjdzie samo. Uważał, że czytanie poezji, tak jak pisarstwo, jest formą modlitwy, a skoro tak, to być może podkreślał wagę kontemplacji i wagę słów obecną w judaizmie.
Zmagania z Bogiem
A jeśli mówimy o modlitwie, to ciekawe są zmagania Celana z Bogiem. Wychował się wprawdzie w żydowskiej rodzinie, a nawet przez krótki czas uczył się w jesziwie, ale do judaizmu zbliżył się dopiero wiele lat po wojnie. Czytał Bubera i Sholema, interesował go żydowski mistycyzm. Przewrotnie twierdził, że jest bluźniercą i jak wielu Żydów oskarżał Boga o nieobecność podczas Holokaustu. Najbardziej wstrząsającym wierszem poruszającym ten temat jest Tenebrae, utwór pełen gniewu, przez który przebija rozpacz pełna łez. To krzyk, tupnięcie nogą, wykrzyczana w bezsilności pretensja. Ten utwór zakłada istnienie Boga, w końcu gniew to odpowiedź, to część dialogu. W innych wierszach Bóg to „Nikt”, ale te zaprzeczenia Jego istnienia zaprawione są smutkiem i dogłębnym doznaniem porzucenia i pustki. Jak wytłumaczyć jego bunt przeciwko Bogu z notatką sporządzoną przy słowach Kafki „Przyjdź śmierci, przyjdź dzisiaj” w swoim egzemplarzu jego książki? Notatka brzmiała tak: „Sh’ma Israel Adonai Elohenu Adonai Ehad”.
Żył z dużym brzemieniem, właściwym dla wszystkich ocalałych. Podejrzenia i lęk niszczyły go, był wrażliwy na wszelkie przejawy antysemityzmu, widział go nawet tam, gdzie go nie było. Żył w strachu o syna, bał się, że porwą go naziści. W jednym z listów do przyjaciółki w 1960 r. pisał: „Codziennie dosięga mnie podłość, codziennie, proszę mi wierzyć. Co czeka jeszcze nas, Żydów?”. Był wrażliwy, podatny na zranienia, nieufny, w końcu popadający w rozpacz, która przeradzała się w ciężką depresję. Kilkakrotnie przebywał na leczeniu w szpitalach psychiatrycznych. E.M. Cioran, rumuński filozof mieszkający w Paryżu, gdzie dobrze poznał Celana, autor Na szczytach rozpaczy, ten, dla którego smutek i poczucie bezsensu było oczywistością, napisał, że Celan nie był człowiekiem, lecz otwartą raną, istotą głęboko rozdartą, żyjącą w strachu przed zdradą.
Wiosną 1970 r. poszedł nad Sekwanę. Kilka dni potem wyłowiono jego ciało. Nie zostawił żadnego listu, nie dał żadnego znaku, nikt niczego nie przeczuwał. Ostatni wyraz w jego ostatnim wierszu napisanym kilkanaście dni przed śmiercią brzmi: „Szabat”.