Temat ten zainteresował mnie dlatego, że gdy niedawno wracałem po zmierzchu do domu, zauważyłem, że ściana jednej z kamienic po prostu świeci fluoroscencyjnymi kolorami. Przez moment nie mogłem oderwać wzroku i oczywiście natychmiast zacząłem robić zdjęcia i dzielić się nimi w mediach społecznościowych. Ja, który tyle wiem o marketingowych pułapkach, jak w masło wszedłem w kampanię reklamową filmu animowanego Wyprawa na księżyc, który jest kolejną produkcją animowaną Netflixa. Marketingowcy dalej zacierają więc ręce po moim zachwycie, przyjrzyjmy się teraz samemu zjawisku.
Przepis na sukces
W pierwszej dwudziestce rankingu przynoszących największe przychody filmów znajduje się na ten moment pięć animacji (nie wiemy, jak będzie wyglądał rynek kinowy po pandemii – może wpływy ze sprzedaży biletów będzie trzeba zweryfikować i bilansować przychodami portali streamingowych?). Tak zwany Box Office, który obejmuje tylko animacje, w pierwszej dziesiątce ma tylko filmy, które osiągnęły przychód wart ponad miliard dolarów (nie mogę znaleźć dla tej sumy odpowiedniego porównania – to prawie 4 miliardy złotych, tyle sama tylko Wielka Brytania wydaje na produkcję filmową w Netflixie) i prawie tylko filmy, które powstały po 2015 roku (poza Krainą lodu z 2013 r.). Oznacza to, że w pełnowymiarowej animacji odczytano szansę na zrobienie dobrego interesu, który zresztą oparty jest na kilku czynnikach.
Primo: to nie pierwszyzna, że wytwór popkultury uruchamia właściwie ogólnoświatowy szał, dzięki któremu dochody z reklam, marketingu i samych prezentacji filmów szybują w górę. Takie sytuacje pamiętamy dobrze już z lat 90. – wtedy Król Lew (1994), Kosmiczny mecz (1996), Toy Story (1996) czy Mulan (1998) – ilość gadżetów, publikacji i powtarzanych wielokrotnie projekcji rosła wtedy właściwie wykładniczo. Pierwsza dekada XXI w. to już lawina takich produkcji jak np. Shrek (2001), wokół których tworzyły się właściwie całe firmy marketingowe.
Secundo: właściwie przygotowanie animacji nie generuje tak wielu kosztów jak nakręcenie filmu. Tu pewnie animatorzy i twórcy filmowi będą się obruszać, ale fakt jest faktem – szczególnie animacje rysowane nie wymagają wynajmowania ogromnej ekipy i studia. Koszty leżą gdzie indziej, bywają one niemałe, ale są relatywnie mniejsze.
Tertio: technika komputerowa pozwala na to, by animacje tworzyć szybciej i bardziej efektownie. Dzięki komputerowym programom nierzadko da się tworzyć niemal od razu animacje w efekcie 3D, a efekty obrazu i dźwięku bywają niesamowite (tym bardziej że w wielu gospodarstwach domowych jest już sprzęt nie bez kozery nazywany domowym kinem).
Quartro: wszakże niemała część tych kasowych i ponownie kultowych animacji dla dzieci, które są dziećmi teraz, jest kontynuacją produkcji sprzed dekady czy dwóch, kiedy dziećmi byli ich rodzice, ciocie, wujkowie i starsi kuzyni. Przypomnijmy, ile części miał wspomniany Shrek? – cztery, a już produkuje się piąta; Toy Story? – cztery; Madagaskar? – trzy, ale produkowana jest czwarta. Musimy tu wspomnieć o produkcjach pobocznych, w których rozwija się perypetie bohaterów drugoplanowych (Pingwiny z Madagaskaru), tworzy się wersje świąteczne animacji czy na specjalne okazje (np. na igrzyska olimpijskie). Także w animacjach spełnia się prawda, że lubimy piosenki, które znamy.
Wyprawa w kosmos
Co zatem animacje, przynajmniej na pierwszy rzut oka przeznaczone dla dzieci, robią z naszym sercem? Musi być w nich coś niezwykłego, dlatego postanowiłem wziąć udział w panelu eksperckim w rodzinnym gronie i wypróbowałem właśnie wspomnianą na początku Wyprawę na księżyc.
Pierwsze wrażenie? „Ona wygląda jak Mulan!”. Rzeczywiście, główna bohaterka, Fei Fei, przypomina legendarną dziewczynę służącą w chińskim wojsku, a to z tego względu, że tu również mamy do czynienia z ekranizacją chińskiej legendy – tym razem o fazach księżyca i mieszkającej po jego ciemnej stronie bogini, która po wypiciu eliksiru nieśmiertelności musiała pozostać na naszym naturalnym ziemskim satelicie i tęskni tam za swoim ukochanym.
W ogóle Chińczycy robią wiele, by o swojej kulturze przypominać światu, o czym zapewne napiszemy innym razem. Ta kultura jest dla Zachodu egzotyczna, przez co osoby wyglądające zupełnie inaczej i postacie jakby nie z naszej mitologii wzbudzają ciekawość. Całkiem zasadne jest pytanie, czy my z naszymi europejskimi mitami przebijamy się na Wschód? Raczej transmisja ta ma kierunek odwrotny, o czym świadczy również popularność np. animacji Studia Ghibli, a więc głównie Hayao Miyazakiego (Japonia).
W przypadku Wyprawy na księżyc niezwykle ciekawe jest to, że animację tę stworzył Glen Keane, który od 1973 r. tworzył m.in. dla Disneya, a dzięki któremu znamy także Małą Syrenkę, Pocahontas, Tarzana czy Alladyna. W 2018 r. zdobył on Oscara za krótkometrażowy film animowany. Sama kreska Wyprawy… była więc przyjemna dla oka.
Dalej – przygoda. W tym wypadku spektakularna wyprawa w kosmos, konstruowanie rakiety i oryginalny pomysł na jej wystrzelenie w przestworza… Bajki mają również funkcję wyjaśniania świata, więc takie kosmiczne zagadnienia przykuwają uwagę. Bo co trzeba zrobić, by wzbić się ponad ziemię, a co dopiero polecieć w kosmos? Jak świat światem, nie ma bajki bez gadających zwierząt. A niezwykłe stwory, to już zestaw obowiązkowy. W tym przypadku są to smoki – feniksy i zamieszkujące księżyc glutowate stwory. Zwierzęta są oczywiście superinteligentne i nieraz pomagają wyjść ludziom z opresji. Tym bardziej że mnożą się one zarówno na ziemi, gdzie w wyniku choroby i śmierci Fei Fei nie może pogodzić się ze swoją sytuacją rodzinną. Jej lękom, tęsknocie i smutkowi odpowiada starodawna legenda o bogini Chang’e, która od wieków tęskni za swoim ukochanym.
Wystarczy uwierzyć
To właściwie odwieczna cecha bajek i opowieści. W zakamuflowany sposób mają one jakoś kompensować, metaforyzować trudne, emocjonalne sytuacje naszego życia codziennego: emocje, z którymi sobie nie radzimy, utratę kogoś bliskiego, doświadczenie choroby, wojny, traumy (bodaj najbardziej wprost mówi o tym bajka W głowie się nie mieści, której bohaterami są… emocje: radość, smutek, strach, gniew, odraza).
Poza wszystkim jest to animacja bardzo piękna, rzeczywiście kolory stworów i pałacu bogini na ciemnej stronie księżyca wprawiają w osłupienie. Wspomnijmy także o muzyce. Piosenek jest dużo, ale jedna z nich jest leitmotivem – Wznieść się chcę (nie jest tak efektowna jak Mam tę moc z Krainy lodu, ale od razu podśpiewywaliśmy). Wszystko oczywiście kończy się dobrze i sami dopowiadamy, że żyli długo i szczęśliwie.
Zatem – czy poznaliśmy jakąś nową historię? W szczegółach – tak, ale ogólnie cały współczesny przemysł rozrywkowy to umiejętne układanie zgranych klisz, tak by one chwyciły, by przyciągnęły młodego i starszego widza. Warto się temu przyglądać, ale nie ma się na co obruszać. Trzeba szukać nieoczywistych, niezależnych animacji, by trochę poszerzyć zasób wyobraźni młodych ludzi. Ale z tych popularnych produkcji warto wyciągać dobre lekcje – hasło Wyprawy na księżyc brzmi: „Wystarczy uwierzyć”. W to, że drugi człowiek jest dobry, że razem możemy osiągnąć wiele. Pewnie z każdą kolejną produkcją będziemy powtarzać, że to znowu ten sam zbiór motywów, ale co tam! W głębi duszy każda dziewczynka chce być księżniczką, a chłopiec rycerzem, każdy chce przeżyć przygodę i wyśpiewać swoją pieśń. Pielęgnowanie tych pragnień powiększa zbiór ludzi wrażliwych i dobrych.
Dziękuję małym ekspertkom – Hance i Karolince Krystosek za merytoryczną pomoc w przygotowaniu artykułu