Aby poprawnie czytać Pismo Święte, potrzebna jest znajomość zasad jego interpretacji. Najpierw będą to zasady gramatyczne i literackie, z uwzględnieniem przeróżnych kontekstów, które powstawaniu tekstu towarzyszyły. Bez przynajmniej podstawowej ich znajomości niewiele się z lektury Pisma Świętego zrozumie lub zrozumie źle. Krytyczne czytanie tekstu, biorące pod uwagę powyższe zalecenia, nie daje jednak jeszcze gwarancji, że w czytelniku obudzi się wiara. Dotrzeć do tego głębszego wymiaru jednak można. Będzie to zresztą zgodne z najgłębszą intencją natchnionych autorów, którą św. Paweł bardzo syntetycznie ujął w Liście do Tesaloniczan: „gdy przyjęliście słowo Boże, usłyszane od nas, przyjęliście je nie jako słowo ludzkie, ale jako to, czym jest naprawdę – jako słowo Boga, który działa w was, wierzących”. Jak jednak odkryć w Piśmie Świętym słowo Boga i doświadczyć w nim Bożego działania? Jakie obowiązują zasady tam, gdzie lektura Biblii staje się doświadczeniem duchowym?
Zagadkowe: to mówi Pan
Zacznijmy od tego, co może być w takiej lekturze przeszkodą. Najpierw, jak wspominam powyżej, będzie to zawężenie interpretacji tekstu do jego gramatycznej i kontekstualnej krytyki. Autorem Pisma Świętego jest bowiem nie tylko człowiek, ale także Duch Święty. Nie można się oczywiście od krytyki tekstu odrywać. Tego ludzkiego autora trzeba zawsze widzieć. Dopiero jednak uwzględnienie udziału i Boga, i człowieka czyni lekturę Pisma Świętego pełną, zgodną z tych autorami intencją. Najlepszym tego przykładem jest Ewangelia, która ma swoje cztery wersje: według Marka, Łukasza, Mateusza czy Jana. Również Listy mają swoich autorów. Czasami zaznaczanych wprost, a czasami są oni tylko domyślni. Kolejne księgi mają też swoich konkretnych adresatów. Zawsze jest więc ktoś, kto doszedł do silnego przekonania, że Bóg chce coś „powiedzieć” i to konkretnym ludziom. Zagadkowe jest oczywiście to, jak w ogóle jest możliwe, żeby o swoich własnych słowach autor mógł stwierdzić: tak mówi Pan. Niezaprzeczalne jest jednak to, że niektórzy autorzy natchnieni nie wahali się użyć tak jednoznacznych deklaracji.
Duchowa spójność
Jedynym wyjaśnieniem duchowej inspiracji autorów biblijnych jest jakiś rodzaj wewnętrznego doświadczenia, który był ich udziałem. Szczególnie wtedy, gdy tworzyli teksty. Tylko w ten bowiem sposób można wytłumaczyć stwierdzenie, że Biblia została napisana pod natchnieniem Ducha Świętego. To, co autor biblijny widział czy słyszał od innych ludzi, proroków, a nawet od samego Jezusa, opisał w łączności z tym, co przeżywał w swoim wnętrzu. I dopiero to wewnętrzne doświadczenie pozwoliło mu na właściwe rozumienie opisanych przez niego słów i wydarzeń.
Oczywiście autorzy biblijni najczęściej nie byli świadomi, że są twórcami tekstów natchnionych. Spisując historię Jezusa, wyjaśniając znaczenie tej historii albo pisząc pasterskie listy, nie wiedzieli jeszcze, jaka będzie ich dalsza historia. Dopiero w późniejszym czasie wspólnota Kościoła uznała ich dzieła za natchnione, czyli takie, które wyrastają z duchowego doświadczenia spotkania z Chrystusem i zdaniem tej samej wspólnoty przekazują objawioną prawdę. Bez jedności z Kościołem każda prywatna lektura Pisma Świętego nie ma gwarancji poprawności.
Życie nam się objawiło
Duch obecny w Kościele pozwolił więc na spisanie, opisanie i wyjaśnienie wszystkiego w Biblii w taki sposób, aby powstała spójna całość. W bardzo pięknych i metaforycznych słowach ujął tę duchową jedność biblijnego tekstu św. Jan w swoim Pierwszym Liście: „To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce – bo życie objawiło się”. Dla św. Jana nie ma rozróżnienia na wydarzenia zewnętrzne i doświadczenie duchowe, jest zarówno to, co było przez niego i innych uczniów Chrystusa usłyszane, zaobserwowane czy dotknięte, ale również to, co on sam, autor tekstu, nazwał „objawieniem życia”. „Głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione” – pisze dalej św. Jan. No właśnie: są historyczne wydarzenia i dosłownie zasłyszane słowa, ale jest też to coś, co pochodzi wprost od Ducha, to coś, co tylko Duch mógł autorowi objawić, odsłaniając w jego wnętrzu pełne znaczenie tych wydarzeń, w których autor uczestniczył, i słów, które z ust Jezusa usłyszał.
Tchnienie piękna
Z autorem biblijnym jest jak z artystą, który będąc pod wpływem wewnętrznego natchnienia, namalował obraz. Tworzenie przez niego dzieła było przede wszystkim sięgnięciem w głąb siebie, aby tam odnaleźć inspirację, która dziełu sztuki nadała kształt i barwy. To, co wydobył z siebie, nie było tylko z niego, było czymś, co niejako na artystę przyszło, natchnęło go. Autor dzieła sztuki nie powinien go więc nigdy sam wyjaśniać czy nawet zbytnio komentować. Wydobył on przecież z siebie coś, co dla niego samego było i nadal jest nieuchwytne; coś, co mówi o istnieniu głębszego wymiaru życia, przekraczającego to, co intelektualnie zrozumiałe. Tylko tak możliwe jest mówienie o pięknie w sztuce. Tego piękna nie da się tak po prostu opowiedzieć, pomyśleć czy opisać. Artysta tłumaczący to, co miał na myśli, używając takiego a nie innego koloru czy kształtu, może łatwo zabić w odbiorcach otwartą drogę do głębszego wymiaru życia, który samo dzieło otwiera. Może zatrzymać ich duchową intuicję na tym, co widoczne.
Przejęci do głębi serca
Poprawne odczytywanie duchowej głębi i jedności Pisma Świętego wymaga więc od czytelnika podobnej postawy. Żeby był on w stanie dotrzeć do duchowego doświadczenia autora tekstu biblijnego, który tekstowi nada sens, sam musi być na takie doświadczenie otwarty. Paradoksalnie, kto czyta Pismo Święte bez wiary, nigdy go nie zrozumie. Nie jest jednak możliwa wiara w Chrystusa bez usłyszenia słów Pisma. Chodzi więc nie o to, żeby najpierw wierzyć, a potem czytać, ale aby czytać w postawie otwartości na to, jak Bóg przez tekst będzie chciał w czytelniku działać.
Tę otwartość świetnie opisuje drugi rozdział Dziejów Apostolskich. Czytamy w nim najpierw o zesłaniu Ducha Świętego. Napełnił On Piotra i innych apostołów, aby z odwagą wyszli głosić słowo Boże. Kiedy opuścili Wieczernik, autor Dziejów zaznaczył, że nie tylko oni, ale także zebrani tam ludzie „pełni byli zdumienia i podziwu”. Słuchacze głoszonego przez nich słowa nie pozostali biernymi obserwatorami wydarzeń, ale również oni w jakiś sposób zostali poruszeni przez Ducha.
Następnie przemówił Piotr. Reakcja na jego słowa była bardzo podobna: „Gdy to usłyszeli, przejęli się do głębi serca”. Duchowo poruszeni zapytali: „Cóż mamy czynić, bracia?”, a Piotr im odpowiedział: „Nawróćcie się i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego”.
Posmak wolności
Zasłuchanie w słowo Boże oznacza gotowość do zmiany myślenia i postępowania. Polega na pokorze powiedzenia sobie: nie wszystko, co dotychczas zrozumiałem czy odkryłem, jest pełnią prawdy. I co ciekawe, dokonuje się to zawsze poprzez wybudzone przez Ducha Świętego w sercu pragnienie, aby w konkretnym ludzkim życiu dokonać jakiejś zmiany, jakiegoś kroku do przodu, jakiejś korekty myślenia czy postępowania. Można wręcz powiedzieć, że słuchanie słowa pozwala człowiekowi odkryć jego własne serce, poczuć głęboko możliwości, jakie ono w sobie kryje.
Sięgając każdego dnia do Biblii, możemy odnajdywać w niej źródło niewyczerpanej motywacji. Pod jej wpływem nasze myślenie i postępowanie zmieniać się będzie nie tyle z poczucia powinności, ile miłości i wolności. „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi mi korzyść” – pisał św. Paweł. Rozeznanie w ciszy serca tego, do czego wzywa Bóg, pomaga odkryć wartość tego wezwania. Paradoksalnie nawet wtedy, gdy po ludzku wydaje się ono zaproszeniem do pójścia drogą trudną. Nawrócenie pod wpływem zasłuchania w słowo Boże ma zawsze smak dobrze wykorzystanej wolności.