Lubię, kiedy Pan Bóg dekonstruuje nasze wyobrażenia o Nim, bo wtedy powstaje miejsce na prawdę. Z czasów studiów teologicznych pamiętam jeden z wykładów, gdy analizowaliśmy biblijny opis zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie. Kiedy usłyszeliśmy, że ten opis to literacka forma, którą znajdziemy również choćby w opisie zwiastowania narodzenia Jana Chrzciciela, że słowa Maryi również są formą literacką, choć oddają jej ducha i postawę wobec Boga, że Łukasz Ewangelista nadaje tzw. Ewangelii dzieciństwa pewną literacką kompozycję, gdzie narodzenie Jana i Jezusa sobie odpowiadają, jeden ze studentów wyszedł z wykładu rozgoryczony. Czy rzeczywiście słowa Maryi do anioła i Jej hymn to nie Jej słowa, ale włożone w Jej usta przez natchnionego autora?
Cóż, w centrum Ewangelii jest zawsze osoba Jezusa. Zwiastowanie to zapowiedź Jego narodzin. Maryja, choć jest istotną bohaterką tych wydarzeń, jest jednak bohaterką drugiego planu. Na pierwszym jest On, zapowiadany i wyczekiwany Mesjasz, Pan. Jeśli w Czytelniku rodzi się jakiś rodzaj niezgody, a może nawet bunt na to, że nazywam Maryję bohaterką drugiego planu, mogę mieć jedynie nadzieję, że dałem impuls do owej dekonstrukcji, w miejsce której powstanie to, co istotne. Maryja z całą pewnością nie miałaby problemu, by uznać siebie za drugoplanowego bohatera opowieści o Jezusie Chrystusie. Wszak była i jest pokorną służebnicą Pańską.
Przy okazji wniebowstąpienia, które zasadniczo Kościół świętuje 40 dni po Zmartwychwstaniu, też zatrzymujemy się nieraz na tym, jak to nastąpiło, zamiast pytać, co to właściwie oznacza i jakie rodzi skutki w naszym życiu. Uniesienie, obłok, góra – wszystko to język biblijny, który ma wskazać na to, co istotne. Zdaje się, że uczniowie to uchwycili, skoro po tym wydarzeniu poszli i głosili Ewangelię, a musiało to być autentyczne, skoro Pan potwierdzał ich działanie znakami. Istotą wydarzenia wniebowstąpienia jest odejście, które jednocześnie nie jest odejściem, a stworzeniem możliwości, by być dalej z nami, ale w nowy sposób. Sposobem, w jaki Jezus pozostaje z nami, pozwala nam się poznawać i działać, jest Duch Święty. Dlatego Jezus mógł powiedzieć, że Jego odejście jest dla uczniów pożyteczne. Odchodząc, zrobił miejsce dla Ducha Świętego, który „dalej prowadzi Jego dzieło na świecie i dopełnia wszelkiego uświęcenia”, jak mówimy w IV modlitwie eucharystycznej.
I znów – uczniowie byli przekonani o istnieniu i działaniu Ducha Świętego, ale by opisać sposób Jego działania, posłużyli się obrazami. Istotne jest jednak, by nie zatrzymać się ani na obrazie, ani wyobrażeniu, ani opisie, ale pójść w głąb, zobaczyć, co kryje się za konkretnym znakiem czy symbolem. Do czego zostajemy odniesieni. Jako że jednym z najpopularniejszych symboli Ducha Świętego jest gołębica, Wojciech Żmudziński SJ analizuje, co autorzy natchnieni różnych biblijnych ksiąg chcą powiedzieć o Bogu albo Kościele, gdy do tego symbolu się odwołują. Przyznam, że ten symbol był dla mnie, jako mieszkańca dużego miasta, dość kłopotliwy. Gołębie nie kojarzą mi się dobrze. A jednak obecność Ducha Świętego, choćby nad rzekami Jordanu, była na sposób zstępowania gołębicy. Duch zstąpił z nieba jak gołębica, a nie ukazał się w postaci gołębicy. To znacząca różnica. Na tyle, że może pomóc komuś z nową świeżością spojrzeć na to, kim jest Duch Boży, który w nas mieszka i działa. Aby wyjść poza utarte i wyuczone formułki czy znane odniesienia i dotrzeć w głąb tajemnicy, która obejmuje także mnie i moje życie.
Jeśli więc obecność Ducha rozpoznajemy chociażby po darach, charyzmatach czy owocach, to jest naszym zadaniem ich szukać. Jeśli jednym z darów jest dar języków, to może nim być umiejętność mówienia językiem zrozumiałym. W tym sensie możemy pytać za Magdaleną Guziak-Nowak, jak rozmawiać z nastolatkiem o aborcji. Zdolność mówienia zrozumiałym dla siebie nawzajem językiem to coś więcej niż sztuka argumentacji czy umiejętność właściwej komunikacji. To przede wszystkim zdolność kochania, która przekłada się na słuchanie i dawanie świadectwa, z poszanowaniem wolnej woli drugiego.
Każda wielka tajemnica, którą Kościół nam podaje do rozważenia, służy właśnie temu: odejść od własnych wyobrażeń na rzecz tego, co prawdziwe, co Bóg sam chce nam o sobie objawić. I życie tą prawdą, która prowadzi do upodobnienia się do Chrystusa. Tak czyniąc, mimochodem ściągamy niebo na ziemię.