Dwa lata po światowej premierze i nominacjach do Oscara możemy wreszcie zobaczyć film oparty na biografii niemieckiego malarza Gerharda Richtera, artysty współczesnego, którego obrazy osiągają na licytacjach wielomilionowe kwoty. Obrazy bez autora wyreżyserował Florian Henckel von Donnersmarck (twórca m.in. nagradzanego Życia na podsłuchu). Trzygodzinny film pokazuje dzieciństwo i młodość artysty, skupiając się na procesie poszukiwania własnej drogi twórczej, sposobach wyrażania siebie. Przy pracy nad scenariuszem Donnersmarckowi pomagał sam Richter, tyle że potem panowie bardzo się poróżnili, co sprowokowało szerszą dyskusję na temat dysponowania biografiami. W filmie nazwiska są wymyślone, ale postaci mniej lub bardziej prawdziwe, np. profesor w Akademii Sztuk Pięknych w Düsseldorfie wzorowany jest na słynnym niemieckim artyście i teoretyku sztuki, Josephie Beuysie. Tło to kawał niemieckiej historii: od słynnej wystawy w Dreźnie w 1937 r., na której pokazywano malarzy „zdegenerowanych”, przez bombardowanie Drezna, sowietyzację i socrealistyczne zadania dla artysty w NRD po ucieczkę na Zachód.
Dla mnie najciekawszy był inny wątek: faktycznego teścia Richtera, dr. Heinricha Eufingera, ginekologa nazisty, profesora, który w nowym powojennym świecie uważany był za wielkiego humanistę. Jako filmowy prof. Seeband bierze aktywny udział w akcji sterylizacji chorych umysłowo i psychicznie oraz w akcji T4, czyli eutanazji ludzi uznanych za niepotrzebnych społeczeństwu niemieckiemu: nieuleczalnie chorych, chorych psychicznie, niedorozwiniętych. Niemcy nie mają ochoty już o tym mówić, tymczasem wątek ten w filmie jest wyraźny i ważny. Pokazuje, że w uśmiercaniu chorych psychicznie brali udział zwykli ludzie i było ich wielu: ktoś przecież się nimi opiekował, ktoś opiekunów udawał. A więc setki, tysiące pielęgniarek, kierowców karetek, sprzątaczy, salowych, lekarzy. Niemal nikt za to nigdy nie odpowiedział, szukano ważniejszych. A mimo to i tym ważniejszym się udawało. Prof. Seeband jest przykładem tych wszystkich oddanych nazizmowi lekarzy, którzy nigdy nie zostali ukarani. Co więcej, po wojnie nadal robili kariery. Po latach Richter dowiedział się, że jego teść przyczynił się do zamordowania jego młodej cioci, u której zdiagnozowano schizofrenię i zabrano od rodziców. To ta ciocia, której fotograficzny wizerunek przeniósł na płótno, co stało się początkiem jego wielkiej kariery.
Niemcy bardzo chcą zapomnieć o akcji T4, w której zamordowano około 200 tys. chorych. W jednym z ośrodków zagłady, w zamku Sonnenstein, można dzisiaj zanocować w stylowych pokojach i zjeść dobry obiad. Jak ktoś chce, to w wersji wegetariańskiej.