Iluż to artystów na przestrzeni wieków zmagało się z wizjami św. Jana. Wiele ich prac weszło na stałe do kanonu historii sztuki, mogłoby się wydawać, że temat jest dla artysty zbyt banalny, przedstawiony na różne sposoby, w każdej epoce, w każdej dziedzinie. Apokalipsa jednak nie traci na atrakcyjności nic a nic, działa na wyobraźnię, pobudza do tworzenia jak chyba żadna inna księga biblijna. Każdy wers prowokuje plastyczne obrazy, symbolika poszerza horyzonty. Kuratorzy wystawy i artyści: Mirosława Rochecka i Kazimierz Rochecki, wykorzystując fakt powstania nowego tłumaczenia Księgi Apokalipsy autorstwa ks. Dariusza Koteckiego, postanowili stworzyć współczesną Biblię pauperum. Swoje założenia wyjaśniali tak: „Celem tego artystycznego przedsięwzięcia jest pogłębienie dzisiejszej refleksji nad Apokalipsą, dokonanie wnikliwej i wieloaspektowej analizy zawartej w niej przesłań oraz stworzenie aktualnego artystycznego przekazu treści Objawienia św. Jana skierowanego do współczesnego człowieka”. Zaprosili więc do tego przedsięwzięcia niemal stu artystów reprezentujących różne dyscypliny artystyczne, różne wrażliwości, posługujących się w swoich pracach różnymi kodami i wykorzystującymi różne środki artystyczne. Wysłali im konkretne cytaty Apokalipsy i przez trzy lata czekali na ich artystyczną odpowiedź. Przefiltrowane przez wrażliwość niemal stu artystów wersety Objawienia św. Jana układają się w swego rodzaju historię obrazkową apokaliptycznych wydarzeń. Można powiedzieć, że przeznaczenie dopisało do planowanej wystawy dodatkowy, jakże trafny kontekst. Wernisaż wypadł akurat w czasie lockdownu spowodowanego przez wirus, o którym tak niewiele wiemy, a który właściwie panuje nad nami, paraliżując niemal wszystkie dziedziny naszej codzienności i pochłaniając ludzkie życia. Można zapytać: czy to znak nadchodzącej apokalipsy?
Przewidywalność
Na wystawę zaprasza obraz Andrzeja Boj-Wojtowicza Apocaliptic Homo, artysty, który można powiedzieć jest twarzą tej wystawy, ponieważ znajduje się na niej aż kilka jego prac. Duże płótno przedstawiające człowieka niczym z książek braci Strugackich, w masce przeciwgazowej na twarzy, wśród śladów dawnego beztroskiego świata. My też zakładamy na twarz maskę, odsuwając zasłonę i wchodząc do pogrążonego w mroku świata apokaliptycznych wizji. Wystawa jest rzeczywiście monumentalna jak na polskie warunki, kilka sal, ponad 170 prac i choć kuratorzy zadbali o to, by były tu i rzeźby, i tkanina, i animacje, i wideoart, i innego rodzaju obiekty przestrzenne, to jednak jest to przede wszystkim wystawa malarstwa. W ciemnych pomieszczeniach jaśnieją obrazy, świetnie oświetlone, przeważnie wielkoformatowe. Czy działają? No właśnie. Przy takiej przewadze malarstwa chciałoby się właśnie podyskutować o jego kondycji. Tyle że nie bardzo jest o czym, bo kuratorzy zaprosili do realizacji konkretnych fragmentów Apokalipsy artystów jednego pokolenia: swojego. Na palcach jednej ręki policzymy twórców urodzonych po roku 1970. Wiele prac w ogóle nie powinno się tu znaleźć. Nie wiem, co robi tutaj jak najbardziej typowa rzeźba głowy Chrystusa czy kilka całkowicie realistycznych obrazów rodem z XIX w. Dosłowne i ilustracyjne potraktowanie tematu mogłoby tę wystawę urozmaicić, gdyby nie to, że jest takich prac jednak za dużo. Takie aranżacyjne pomysły (nie wiem, czy kuratorów, czy artysty) jak umieszczenie na otwartej Biblii białego piórka to chwyt zrozumiały na wystawie w szkolnej gablotce. I nie, to nie był żaden cudzysłów. Ogromne formaty robią zawsze wrażenie poprzez działanie dużych plam barwnych, lecz niestety w tym przypadku zadziałały dosłownie kilka razy. Nie pomogła muzyka, dźwięki i wypisane na ścianach cytaty z Apokalipsy. Największe wrażenie robi kącik z wideoartem Krzysztofa Kiwerskiego. Siedmiominutowa animacja Kamień na kamieniu powstała jednak nie na zamówienie kuratorów, ale wcześniej i całe szczęście została wybrana na tę wystawę, stając się jej najjaśniejszym (w sensie: najciekawszym) punktem.
Wydaje się, że Apokalipsa dzisiaj stawia pytania jeszcze głośniej niż dekadę temu, kiedy ludzkość była zachwycona progresem. Teraz widzimy jasno, że ów progres jest w rzeczywistości regresem i prowadzi ku zagładzie. Czy niepokojące świat pytania odnajdziemy w pracach twórców pokolenia 50+ ? Wydaje się raczej, że większość z nich pozostaje na poziomie ilustracyjnym historycznego tekstu, inni odwołują się wciąż do historii, jak gdyby Apokalipsa nie dotykała ich osobiście, teraz, tutaj, w tym życiu. Wybór artystów związanych ze sztuką sakralną – a tych jest sporo – jest zbyt oczywisty, a ich prace zbyt przewidywalne, żeby w takiej masie stać się ciekawe. Może dlatego wychodzę z tej wystawy bez żadnej refleksji, bez emocji. I zastanawiając się nad tym, czy obecnie malarstwo w ogóle ma coś do powiedzenia.
Nieprzewidywalność
Tymczasem okazuje się, że ma, zainteresowanie malarstwem na uczelniach artystycznych rośnie, po kilku dekadach odwrotu od tego środka wyrazu młodzi artyści sięgają po pędzle i farby. Myślę, że gdyby państwo Rocheccy zaprosili do współtworzenia tej wystawy więcej twórców z młodego pokolenia, ta by tylko na tym zyskała. Czy mieliby z kogo wybierać? Jeszcze trzy lata temu Stach Szabłowski pisał w „Dwutygodniku”: „Ławka młodej malarskiej kadry w Polsce jest krótka. System kształcenia malarzy nie nadąża z wyedukowaniem dwóch dziesiątek ciekawych młodych indywidualności (…). Na konkursach malarskich dobre jest to, co nie jest złe; to, co jest niezłe, jawi się jako najlepsze”. Mniej więcej w tym czasie w galeriach zaczęła być pokazywana trójka młodych malarzy z Krakowa, występująca jako Grupa Potencjał: Karolina Jabłońska, Cyryl Polaczek, Tomasz Kręcicki. Początkowo wydawało się, że to grupa malująca dla uciechy, naiwnie i barwnie, dając nam portret pokolenia bezbuntowników podchodzących do życia i twórczości lekko i z dystansem. Ich późniejsze indywidualne wystawy pokazują obraz inny, znacznie bardziej interesujący. Bardzo chętnie wysłałabym im mejla z cytatem z Apokalipsy i czekała, aż zejdą w głąb neuroz swojego pokolenia i przeleją je na płótno. Jest w tych artystach energia i radość tworzenia, bez ideologicznej nadbudówki, przygniatającego ciężaru „sztuki istotnej”, która jest tak charakterystyczna dla twórców pokoleń minionych. Jest jeszcze Krzysztof Palczak, starszy od Potencjału, ale wciąż jeszcze nie przekroczył czterdziestki, malarz współczesnej prowincji, albo Agata Kus ze swoją wizją kobiecości, albo Martyna Czech, której obrazy zmuszają wręcz do konfrontacji z własnymi lękami, czy wstrząsająca i ekspresyjna Monika Misztal. Albo nawet wprost podejmująca apokaliptyczne tematy, tyle że w ramach małej codzienności, Agnieszka Cyranka-Pytlik. Myślę, że „Znaki Apokalipsy” byłyby wtedy znacznie bardziej zaskakujące, może sprowokowałyby do zadawania pytań, tych, które omijamy, żyjąc wygodnie. Może wtedy wychodząc z wystawy, szukalibyśmy odpowiedzi na te pytania, a nie szybkiej kawy w tekturowym kubku.
https://csw.torun.pl/csw/wystawa-znaki-apokalipsy-miedzynarodowa-wystawa-sztuki-wspolczesnej-31602/