Mieszkańcy Niniwy uchodzili za naród niezwykle dziki, słynący z okrucieństwa. Na wojnach nie mieli żadnej litości dla swoich przeciwników. Niewolnikom wyłupywali oczy i okaleczali na różne sposoby. Nic dziwnego zatem, że na spotkanie z tymi dzikusami nie ma ochoty biblijny Jonasz, którego imię znaczy tyle co gołębica, czyli ptak pokoju i nadziei, jak ten, którego Noe wypuścił ze swej arki. Aby tego uniknąć jest nawet gotowy z własnych pieniędzy kupić bilet do Tarszisz, portu na terenie obecnej Hiszpanii, czyli na końcu świata. Jonasz woli płynąć na koniec świata niż do tych strasznych ludzi żądnych krwi. W Tarszisz są ludzie na poziomie, tam handluje się drogocennymi klejnotami, tam znają się na sztuce. Oni pojmą i przyjmą jego gołębie nauczanie.
Bóg jednak upiera się przy swoim. Potężna burza rozpętała się nad prorokiem, który nie chce prorokować tam, gdzie Bóg go posłał. Zapada w sen i tak chce przetrwać niebezpieczeństwo. Plan się jednak nie powiódł. Wrzucony przez marynarzy do morskiej otchłani, ląduje w brzuchu wielkiej ryby, a ta wypluwa go na ląd.
Post dla wszystkich
Jonasz ostatecznie, choć niechętnie, idzie do Niniwy, a jego misja przynosi zaskakujące efekty. Ludzie oblekli się w wory pokutne od najstarszego do najmłodszego. Zrobiło to ogromne wrażenie na królu. Sam zszedł z tronu, zdjął płaszcz królewski i przyoblekł wór pokutny. Na jego rozkaz, jak i pozostałych dostojników (są zgodni i nie mają żadnych wątpliwości), zarządzono i ogłoszono, by ludzie i zwierzęta, bydło i trzoda nic nie jedli i wody nie pili. Ludzie i zwierzęta niech przyodzieją się w wory i żarliwie wołają do Boga. Każdy ma się odwrócić od swego złego postępowania i nieprawości, którą popełniał swoimi rękami.
Ten radykalny akt skruchy okazał się skuteczny. Bóg zesłał ocalenie. Mimo że jego prorok, żądny siarki, dymu, ognia i zrównania z ziemią miasta obraził się śmiertelnie, Pan jednak Niniwy nie zniszczył.
Najskuteczniejsze kazanie na świecie
Przebieg tych wypadków, gdy tylko przyjrzymy się im bardziej szczegółowo, wydaje się zupełnie niedorzeczny. Zadanie, jakie Bóg postawił przed Jonaszem, było niezwykle ogólne. Ma iść przez miasto i głosić upomnienie. Bóg lubi takie ogólne zadania: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię”. Żadnych szczegółów, żadnych wytycznych. Żadnego programu duszpasterskiego. Pełne zaufanie. Niech idą – mają swój rozum, poradzą sobie. Jonasz radzi sobie oczywiście po swojemu. Niniwa – najnowsza archeologia kreśli średnicę miasta na około dwanaście kilometrów – dla Jonasza trzy dni drogi. Przygotowuje sobie najkrótsze możliwe kazanie, w oryginale hebrajskim pięć słów: „Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona”. Tak to chyba najkrótsze kazanie na świecie. Nawróciło się sto dwadzieścia tysięcy osób. To najskuteczniejsze kazanie na świecie. Ale on przecież nie głosił nawrócenia. On ogłasza nie tyle wyrok, ile datę jego wykonania. Za czterdzieści dni egzekucja. Żadnej litości. Żadnych wyjątków. Ogień, dym i siarka! Koniec i amen. Na czym zatem polega moc tych słów, które brzmią jak wyrok?
Dlaczego Niniwici się nawracają?
„I uwierzyli mieszkańcy Niniwy Bogu”. Ciekawe – nie Jonaszowi, ale Bogu. Trochę się to wszystko jednak kupy nie trzyma. Prorok ogłosił datę wykonania wyroku. W to uwierzyli Niniwici? Decyzje już zapadły. Nic ich nie ocali. A może oni słyszeli co innego?
Hebrajski czasownik hapak – „zniszczyć”, ma nie tylko jedno znaczenie. Można go również rozumieć jako „obrócić do góry nogami”, „postawić na głowie”, „wywrócić na drugą stronę”. Jonasz myśli o zniszczeniu, a Bogu chodzi o metanoię, o gruntowną przemianę. Dla Jonasza dni tego miasta są policzone, a dla Boga to zło, okrucieństwo, sprośność Niniwy dobiega kresu. I może właśnie to usłyszeli Niniwici. Uwierzyli, że gruntowna przemiana jest możliwa. Co więcej, może oni za tą metanoią już tęsknili, lecz nie wiedzieli, jak tego dokonać. Wobec swego własnego okrucieństwa byli bezsilni. Ono wrosło w ich życie, stało się cząstką nich.
Znamy to pewnie dobrze. Są takie przywary, których ruszyć się nie da. One są z nami zrośnięte. Nie można ich oderwać, bo razem z nimi wyrywa się cząstkę siebie. Może właśnie z powodu tych przywar, nałogów, uzależnienia i czego tam jeszcze, ktoś już wydał na nas wyrok i ogłosił datę jego wykonania. Żyjemy jak w celi śmierci, czekając na egzekucję. Wiemy, że ten nasz problem może doprowadzić do zagłady. Zdajemy sobie sprawę, że nic tylko czekać na śmierć. A tu nagle, właśnie w tych słowach wyroku, wypowiadanych pod naszym adresem, kryje się Boże proroctwo – będziesz odmieniony, zostaniesz przemieniony i stanie się to niebawem. Czas twojej przemiany już się zaczął. Jeszcze czterdzieści dni i będziesz wywrócony na drugą stroną. Będziesz nowym stworzeniem. Może na początku tego Wielkiego Postu do kogoś z nas Bóg kieruje właśnie takie słowa. Zapowiada przemianę.
Nieśmiałe westchnienie
Mieszkańcy Niniwy oparli się o nieśmiałe westchnienie: „Kto wie, może Bóg się ulituje…”. Żadne „Z pewnością Bóg nas ocali”. Żadne… Tylko delikatne i subtelne: „Kto wie, może...”. Powtarzali wszyscy słowa, które prorokowi nie mogły przejść przez gardło. Mieszkańcy Niniwy wychwycili jakąś szczelinę, jakąś niepewność, jakieś niedopowiedzenie w słowach proroka. Uchwycili się nadziei, której oficjalne nauczanie prorockie nie dawało. Być może odczytali w zawieszonym na chwilę głosie proroka jego lęk, że oni – mieszkańcy Niniwy – odkryją prawdę o jego Bogu. I zrodziło się w ich sercach, w ich umysłach to przypuszczenie pełne nadziei: „A kto wie… być może się zlituje… być może ześle ocalenie”. Uchwycili się tej myśli, jak Dawid małego kamyka w potyczce z niezwyciężonym Goliatem. Właśnie to „być może...”, to niepewne „kto wie…” bywa początkiem ocalenia dla wielu z nas skazanych – pewnym głosem niejednego kaznodziei – na potępienie. Udaje się nam odszukać to maleńkie zachwianie w ogłaszanym dla nas wyroku i łapiemy się tego wahania i powtarzamy sobie: „a być może zlituje się Bóg…”. I jako pacjenci skazani prawomocnym wyrokiem specjalisty zaczynamy post, a czas pozostały do zgonu zamienia się w czas rekonwalescencji.
Prostota zwycięża
Prawdziwy zachwyt budzi niezwykła prostota mieszkańców Niniwy. Żadnych kalkulacji, żadnej polityki, żadnych analiz i wypracowywania najkorzystniejszego stanowiska. Z najgłębszą prostotą: „Rozpocznijmy post. Oddajmy się w ręce Boga”. Minimum słów, maksimum działania. Nic nie jest przegadane, wszystko płynie szczerze z samego wnętrza. Żadnego tłumaczenia ani analizy win. Prostota zwycięża. Ona ma w sobie niesłychaną moc oddziaływania. Wzruszający w swej oczywistości program naprawczy. Bez żadnych nacisków na Boga, bez wywierania nań jakiejkolwiek presji. Czyste zaufanie. Bóg widząc ich czyny, sam je oceni. Oni mają tylko zrobić swoje i wiedzą, co mają zrobić. Ich czyny będą wystarczające.
Och, aż się chce wyruszyć taką drogą.