Jaki był powód tak drastycznego kroku? Otóż trzech spośród czterech organizatorów konkursu – Telewizja Polska, Polskie Radio i Narodowe Centrum Kultury – odrzuciło z listy typowanych dzieł Wołyń zdradzony Piotra Zychowicza. Książka w internetowym głosowaniu wyraźnie wyprzedzała inne i było pewne, że zwycięży. I choć organizatorzy zapewniają, że uczynili to zgodnie ze statutem, cała historia aż na milę cuchnie ordynarną polityczną interwencją. Ignorując, ba – pogardzając opinią czytelników, mocodawcy konkursu w ostatniej chwili informują ich, że drugi spośród wybranych teraz będzie pierwszym, trzeci drugim itd. W tej sytuacji poważni członkowie jury nie mieli innego wyjścia, jak ogłosić, że niniejszym upada cały konkurs.
Wiadomo, że inicjatorem wycofania książki Zychowicza była Telewizja Polska pod prezesurą Jacka Kurskiego. Ale i bez przecieków można by się tego domyślić, analizując bombastyczny styl, w jakim próbuje się uzasadnić tę decyzję: „śp. prezydent Kaczyński na pewno byłby przeciwny wyróżnieniu książki, która w sposób brutalny szkaluje Polskie Państwo Podziemne i Armię Krajową, a jednocześnie bardzo wychwala Niemców”. Ten ostatni zarzut, tj. „wychwalanie Niemców”, był chyba w całej sprawie języczkiem u wagi. O Niemcach bowiem nie można teraz pisać dobrze. A kto tak czyni, nie dostanie państwowej nagrody.
Co takiego strasznego uczynił Zychowicz? Napisał, że Armia Krajowa uczyniła zbyt mało, by ratować wołyńskich Polaków przed banderowską rzezią. W tej sytuacji Wołyniacy zmuszeni byli zwrócić się o pomoc do lokalnych garnizonów Wehrmachtu, a także do partyzantów sowieckich. Z taką tezą można dyskutować, ale w żaden sposób nie powinno się zakazywać jej głoszenia.
Piotra Zychowicza czytuję od lat. Teza o straconej okazji sojuszu z hitlerowskimi Niemcami, zawarta w książce Pakt Ribbentrop-Beck, nie przekonała mnie, podobnie jak jednostronne oceny powstania warszawskiego, zawarte na kartach Obłędu ‘44. Ale jego Skazy na pancerzach, trudna opowieść o tym, jak bohaterowie Polski Podziemnej – także tej po 1945 roku – staczali się w niziny zbrodni, jednocześnie nie przestając być bohaterami, to metr z Sevres polskiej publicystyki historycznej dotyczącej wojennych i powojennych rozrachunków moralnych. Już ta jedna książka zapewni autorowi długotrwałą, dobrą pamięć czytających Polaków. Z całą swoją kontrowersyjnością jest więc Zychowicz autorem poważnym, zaś sposób, w jaki go potraktowano, jest czystej wody skandalem.
W sprawie tej warto podkreślić odrębne stanowisko Instytutu Pamięci Narodowej, który nie poparł decyzji reszty współorganizatorów konkursu, a którego prominentni przedstawiciele w jednoznaczny sposób wyrazili solidarność z ocenzurowanym autorem. Po raz kolejny IPN pokazuje, że jest Polsce potrzebny, zaś obietnice jego likwidacji – jak te, składane swego czasu przez Grzegorza Schetynę – służą bynajmniej nie polskiej racji stanu, lecz interesom przedwyborczej agitacji.