Logo Przewdonik Katolicki

Heiko Maas przeprasza za Niemców

Jacek Borkowicz
fot. Ksenia Shaushyshvili

Prosząc Polaków po raz kolejny o przebaczenie, niemiecki minister pokazał, że w przypadku takich krzywd, jak te wyrządzone podczas II wojny światowej, jedno słowo „przepraszam” nie załatwia sprawy

Minister spraw zagranicznych Niemiec Heiko Maas przeprosił Polaków za zbrodnie, jakie jego naród wyrządził Polsce w latach II wojny światowej. Słowa te padły podczas obchodów rocznicy powstania warszawskiego. Rocznica jest okrągła, więc i one wybrzmiały nieco głośniej niż wypowiedzi niemieckich polityków w latach poprzednich, wygłaszane zazwyczaj w okolicy 1 września, innej znamiennej daty. Te, że tak powiem, rytualne okoliczności wystąpienia Heiko Maasa sprawiły, że część polskich komentatorów je zlekceważyła. Stanisław Janecki na portalu wPolityce.pl napisał nawet, że było to tylko „ładne gadanie i nic więcej”. Czy podobne oceny są sprawiedliwe? I czy rzeczywiście są one wyrazem głosu rozsądku i twardego chodzenia po ziemi?
Na oba powyższe pytania odpowiadam przecząco. Warto przypomnieć, że Heiko Maas jest szefem niemieckiej dyplomacji, a dyplomacja to przecież nic innego, jak właśnie „ładne gadanie”. Ktoś kiedyś nazwał obrady kongresu wiedeńskiego w 1815 r., ówcześnie największego zjazdu dyplomatów Europy, koncertem. Warto zastanowić się nad tym sformułowaniem, bo nie zasługuje ono na płytkie szyderstwo. W koncercie, jak wiadomo, każdy instrument gra nieco inaczej. „Ja gram na skrzypce, a pan na bas” – mówi Mosiek do Pana Młodego w Weselu Wyspiańskiego. Otóż Niemcy są w naszym koncercie zdecydowanie basem. To duży instrument o mocnym brzmieniu, mocnym chociażby z racji pokaźnych wymiarów. Jego głos nie musi się na siłę przebijać. Co więcej, w harmonii wspólnej melodii basista powinien nawet powściągać siłę własnej ręki i grać raczej cicho.
Taki właśnie – cichy i przyzwoity – jest ogólny ton wypowiedzi ministra Maasa. I bardzo dobrze, tego właśnie Europa od Niemiec oczekuje. Polskie skrzypce grają w tonach nieco cieńszych, tu o harmonii decyduje poczucie godności (inna sprawa, czy umiemy na tych skrzypcach grać). Ale to, przyznajmy, instrument zupełnie inny od basu.
„To samo mówił 1 sierpnia 1994 r. (w 50. rocznicę powstania warszawskiego) w Warszawie ówczesny prezydent Niemiec Roman Herzog. I mówili kolejni prezydenci Niemiec” – pisze Janecki. Publicysta nie zauważył jednak, jak przez te 25 lat zmieniła się Europa, zmienił się świat. Wtedy przepraszaliśmy się wzajemnie znacznie chętniej niż dzisiaj. I dzisiaj słowo skruchy, nawet – a może: tym bardziej – padające z ust dyplomaty, kosztuje samo w sobie znacznie więcej niż wtedy.
Zgoda, jego wartość nieco obniża fakt, że pada ono po raz kolejny. Ale czy to źle? Heiko Maas, w imieniu swojego narodu prosząc Polaków po raz kolejny o przebaczenie, pokazał, że w przypadku takich krzywd, jak te wyrządzone podczas II wojny światowej, jedno słowo „przepraszam” nie załatwia sprawy. I jeżeli Niemcy sami, bez nachalnego podpowiadania z naszej strony, poczuwają się do bicia w piersi aż do biblijnego „dziesiątego pokolenia”, to my, Polacy, winniśmy przyjąć ten gest ze zrozumieniem. Umniejszanie go jest małostkowością.
Polska ma prawo, a nawet powinna bronić swoich interesów, włącznie ze stawianiem na forum polsko-niemieckim, a nawet międzynarodowym, kwestii naszych strat materialnych, zadanych nam przez hitlerowskich okupantów. Ale to jest nieco inna melodia, bynajmniej niesprzeczna z tym całym „ładnym gadaniem”. Kto tego nie rozumie, nie powinien chodzić na koncerty.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki