Logo Przewdonik Katolicki

Silne rządy, kolejnictwo i bałagan

Piotr Zaremba
FOT. MAGDALENA BARTKIEWICZ. Piotr Zaremba historyk, dziennikarz, publicysta, komentator polityczny

Pokutował kiedyś mit, jakoby Włochy miały chroniczny kłopot z punktualnością pociągów. Po prostu jeździły tam zawsze jak chciały.

Krótką przerwą w tej dolegliwości miały być czasy rządów Benito Mussoliniego, który w latach 1922–1943 był dyktatorem tego państwa pod faszystowskim sztandarem. Nie uczynił z Włochów narodu żołnierzy (może i dobrze), ale kierowników pociągów tak umiał postraszyć, że przyjeżdżały one na czas.
Tę anegdotę przypomniałem sobie teraz, jeżdżąc sporo po Polsce pociągami. Jest z ich punktualnością źle, a nawet bardzo źle. Jeśli za rządów PO mieliśmy wrażenie zapaści, gdy objaśniano to „reformą” mnożącą byty, czyli dzielącą kolejowy sprzęt między kilka firm, to czasy PiS nie przyniosły tu polepszenia. Ba – przyniosły pogorszenie. Dotyczy to tylko nie tych tras, które jak Poznań–Warszawa obciążone są remontami. Na linii między Krakowem i Warszawą nic się nie dzieje. Kilka lat temu przynajmniej pendolino i inne ekspresy intercity jeździły tam jak w zegarku, przypominając nasze przedwojenne kolejowe powody do dumy. Spóźniały się za to tańsze linie.
Dziś tańsze linie prawie zniknęły. Ich miejsce zajęły ekspresy – za 130, 150 złotych, trudno dostępne dla studenta czy emeryta. Przejęły one po tanich liniach fatalną punktualność. Cud techniki, pendolino, przyjeżdża dziś najczęściej z godzinnym, półtoragodzinnym opóźnieniem. Czyniąc z podróży mękę, a ze zdążenia gdziekolwiek na czas – loterię. Próbujesz zdążyć z Warszawy na jakąkolwiek imprezę w Krakowie, nawet nie bardzo wczesną? Musisz mieć w planie wielogodzinny zapas.
Właściwie nie do końca wiadomo, dlaczego tak się dzieje. Nielubiąca tego rządu, łowiąca wszelkie jego niepowodzenia „Gazeta Wyborcza” pisze coś o zastępowaniu lepszych składów gorszymi. Pendolino staje się pendolino tylko z nazwy. Ale głębszych powodów nikt nie podaje.
Nowa władza akcentuje z jednej strony swoje nastawienie prospołeczne, z drugiej centralistyczne. Silny rząd ma być lekiem na partykularyzmy. Ale – inaczej niż jeszcze silniejszy rząd Mussoliniego – w praktyce w sferze infrastruktury ta władza obdarza nas większym bałaganem. Zarazem po prospołeczności w tej sferze niewiele zostało. Płacisz dużo za coraz gorszą usługę. Wielu ludzi przyzwyczaiło się do horroru na kolejach jak do pogody. Uważa się ten problem instynktownie za niepolityczny. Ale dlaczego? Czy silne państwo to tylko naginanie do jego woli sądów? Ale już nie uporządkowanie tak oczywistej sfery jak kolejnictwo?
Bałagan jest zresztą immanentną cechą tej władzy w wielu innych dziedzinach. Przy okazji Dnia Wojska Polskiego wywiązała się dyskusja o brakach w polskim uzbrojeniu. Platforma Obywatelska wyśmiewająca defiladę w Warszawie sama nie ma czystego sumienia. Niczego specjalnego na polu zakupów czy konstruowania nowych broni nie dokonała. Ale nowa władza dodała do tego chaos, szum, nieustanną inflację zapowiedzi. Zdawało się, że łączy się to z osobowością Antoniego Macierewicza. Ale historia z odwołaniem w ostatniej chwili zakupu fregat w Australii przez premiera Morawieckiego (miał je „załatwić” podczas swojej podróży do tego kraju prezydent) pokazuje, że problem jest głębszy.
Jarosław Kaczyński marzył kiedyś o naprawieniu polskiej duszy zgodnie z narzekaniami Romana Dmowskiego, który chciał, abyśmy byli bardziej zachodni, gospodarni, rządni i czyści. Wygrywa jednak sarmatyzm preferowany przez Jarosława Marka Rymkiewicza. Silną ręką – owszem – karci posłów opozycji marszałek Kuchciński. W innych sferach jej kompletnie nie widać.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki