To zdjęcie znajdziemy w każdym podręczniku historii Polski. Grupa mężczyzn w większości już niemłodych, trzech w pierwszym rzędzie siedzi, pozostali stoją. Jeden, niski i krępy, w wojskowym mundurze, pozostali to cywile. Wyróżnia się siedzący pośrodku człowiek o pociągłej twarzy z niewielkim wąsem przenikliwie na nas patrzący. Takich grupowych zdjęć robiono niegdyś setki, koledzy z pracy, uczestnicy kursów, spotkań zawodowych i towarzyskich, zawsze poważni i dość sztywni, każdy z nas zapewne ma takie, gdzieś w starych albumach pozostałych po dawno już nieżyjących krewnych. To jest jednak szczególne, zrobiono je wiosną 1918 r. w Paryżu, panowie na nim uwiecznieni to Komitet Narodowy Polski, a ten, przyciągający nasz wzrok, który nam się z uwagą przygląda, to sam Roman Dmowski. Dziś o nich właśnie, bohaterach, ale nie pól bitewnych i akcji zbrojnych, lecz dyplomacji, bez której zapewne nie byłoby odrodzonej Polski.
Gdy naród dojrzewa
Przypomnijmy sobie na początku założenia, które powziął Roman Dmowski ze swym obozem narodowej prawicy przed wybuchem wojny, która miała zmienić oblicze Europy i Polski. Od lat twardo stał na stanowisku, że najważniejszym nie jest wcale odzyskanie pełnej niepodległości, lecz istotniejsze jest zbudowanie zjednoczonej wspólnoty narodowej, silnej swą tożsamością, nowoczesnej, integrującej wszystkie społeczne warstwy, przede wszystkim chłopów, którzy nierzadko mieli się wówczas bardziej za „tutejszych” lub „cesarskich” niż za Polaków. Twierdził, że dopóki nie uformuje się taka wspólnota, będącą oparciem dla państwa, nie ma co myśleć o tym, aby mogło się ono utrzymać. Między innymi dlatego Dmowski stawiał na sukces Rosji i sprzymierzonych z nią w ramach Ententy Francji, Anglii, a od 1917 r. także Stanów Zjednoczonych. Tylko pokonanie przez Rosję Niemiec i Austrii mogło spowodować, że wszystkie ziemie polskie zostaną zjednoczone, co prawda pod berłem cara, ale Polacy nie będą już rozdzieleni granicami rozbiorów, znajdą się w jednym państwie jako siła, która będzie w stanie wywalczyć sobie autonomię. Pełna niepodległość? Zapewne tak, ale w przyszłości, gdy dojrzejemy jako naród. Aby sytuacja mogła się rozwinąć w takim kierunku trzeba było przede wszystkim wysiłku dyplomatycznego i wizerunkowego, należało przekonać rządy, elity i społeczeństwa krajów Ententy, a przede wszystkim Rosji, że Polska będzie ważnym elementem równowagi i stabilizacji w powojennej Europie. A zatem, nie walka zbrojna, nie powstanie, ale konsekwentne działania na rzecz stworzenia polskiego „lobby”, grupy nacisku, promocji polskich interesów w gabinetach polityków, prasie, stowarzyszeniach i klubach grupujących najbardziej wpływowych przedstawicieli Rosji i Zachodu.
Rosyjski walec
Dlatego w momencie wybuchu wojny Dmowski znalazł się w Sankt Petersburgu przemianowanym wtedy na Piotrogród. Był tam politykiem znanym, po 1907 r. został przywódcą Koła Polskiego w II Dumie rosyjskiej (namiastce parlamentu ówczesnej carskiej Rosji). Elity rosyjskie z uwagą czytały jego wydaną w 1908 r. książkę Niemcy, Rosja i kwestia polska, w której zarysował przedstawiony powyżej program „orientacji na Rosję”. Imperium carskie okazało się jednak kolosem na glinianych nogach. „Rosyjski walec”, jak wtedy mówiono, szybko ugrzązł wśród beskidzkich wzgórz i na mazowieckich piaskach. Już w sierpniu 1915 r. Niemcy byli w Warszawie, a rok później właściwie całkowicie wypchnęli Rosjan z ziem zamieszkanych przez Polaków. Dmowski wyruszył wówczas do Paryża i właśnie stolica Francji stała się głównym ośrodkiem jego działalności w następnych latach. Jednak dopóki Rosja pozostawała sojusznikiem Zachodu i brała na siebie istotną część wysiłku wojennego, politycy brytyjscy i francuscy pozostawali głusi na polskie postulaty. Najważniejszym było dla nich niedrażnienie „rosyjskiego niedźwiedzia”, którego siła zdawała się niezbędna dla pokonania Niemiec i Austrii.
Czas na takich jak on
Zmianę przyniósł rok 1917 i dwie rewolucje – lutowa i październikowa, pierwsza obaliła carat, druga oddała władzę w ręce bolszewików. Obie wyraźnie ukazywały słabość Rosji i przywiodły ją do ostatecznej klęski. Po tym gdy bolszewicka Rada Komisarzy Ludowych zadeklarowała wycofanie Rosji z wojny, a później podpisała z Niemcami i Austrią separatystyczny traktat pokojowy w Brześciu nad Bugiem, alianci zachodni utracili sojusznika na wschodzie. Taki rozwój sytuacji dawał nowe perspektywy sprawie polskiej, a szczególnie tym politykom, którzy jak Dmowski konsekwentnie stali u boku państw Ententy. Zniknęła najważniejsza przeszkoda blokująca wsparcie Francji, Anglii i USA dla odbudowy polskiego państwa. Jednak aby to, co możliwe, przekształcić w to, co realne, trzeba było jeszcze dużego wysiłku, inicjatywy i zaangażowania. Przychodził czas na ludzi takich jak Dmowski, obdarzonych wielkim talentem organizacyjnym i dyplomatycznym, patrzących na świat z pozbawionym romantycznych złudzeń realizmem. To było właśnie jego życiowe „pięć minut”.
Tylko to, co realne
„Polityka niepodległości nie jest ta, która o niej mówi, ani nawet ta, która jej tylko chce, ale ta która do niej prowadzi i ma jakiekolwiek widoki, by ją osiągnąć. Jeśli się popiera w wojnie potężne państwo, to o tyle jedynie wolno to nazwać walką o niepodległość, o ile ma się od tego państwa przyrzeczenia bądź zobowiązania” – takie było credo realizmu politycznego przywódcy narodowej prawicy. Ono właśnie doprowadziło go w 1917 r. do rewizji przyjętych wcześniej założeń, wedle których pełna niepodległość miałaby być pieśnią dalekiej przyszłości. Teraz w obliczu wielkich zmian dojrzał szansę na stworzenie tego, co wydawało się jeszcze niedawno idealistyczną mrzonką – Polski niepodległej. Przyszedł czas na utworzenie ciała, które mogłoby stać się reprezentantem polskich interesów wobec rządów państw Ententy i koordynatorem polskich aktywności na rozmaitych polach. Coraz bardziej naglącą stawała się również sprawa polskiego wysiłku zbrojnego. Dotąd był on raczej powiązany z państwami centralnymi, u ich boku walczyła najbardziej znacząca formacja zbrojna – Legiony Polskie. Trzeba było pokazać, że Polacy walczą również po stronie Ententy i zdobyć prawo do zasiadania w przyszłości w gronie zwycięskich państw decydujących o kształcie powojennej Europy.
Bezcenny kapitał
Wszystkie te wyzwania dały początek Komitetowi Narodowemu Polskiemu, utworzonemu 15 sierpnia 1917 r. w Lozannie, który już wkrótce przeniósł swą siedzibę do Paryża. Rządy państw koalicji uznały go za oficjalne i reprezentatywne przedstawicielstwo nieistniejącego jeszcze państwa polskiego. Przejął on również zadanie zorganizowania polskiej armii na froncie zachodnim oraz opiekę nad Polakami we Francji i innych krajach Zachodu. Trzon KNP tworzyli bliscy Dmowskiemu działacze Narodowej Demokracji, ale współpracę podjęli również inni, którzy uznali, że jest to wartościowy instrument promocji polskiej sprawy. Chyba najbardziej skutecznym okazał się Ignacy Paderewski, wirtuoz fortepianu o światowej sławie, którego popularność, szczególnie w USA, można chyba porównać tylko z tą, która mają dziś gwiazdy muzyki popularnej. Jego akcje polityczne i charytatywne, kontakty z najbardziej znaczącymi politykami Zachodu, przede wszystkim z prezydentem USA Woodrowem Wilsonem okazały się bezcennym kapitałem, który miał procentować w momencie końca wojny i rozpoczęcia rokowań pokojowych. Oprócz Paderewskiego w składzie Komitetu znalazły się tak wybitne osobistości, jak m.in. Maurycy Zamoyski, Erazm Piltz, Marian Seyda i Konstanty Skirmunt.
Zaskakujący sukces
Rola odegrana przez KNP w końcowym, decydującym okresie Wielkiej Wojny miała się okazać kluczową z punktu międzynarodowego położenia polskiej sprawy. Był to czas, gdy rodziły się koncepcje kształtu powojennej Europy, ścierały się interesy mocarstw, toczyły się zakulisowe gry polityczne. Fakt, że mieliśmy wówczas ciało funkcjonujące jako swego rodzaju nieformalny polski rząd emigracyjny umożliwiał włączenie się w te rozgrywki. Przykładem ukazującym, jakie praktyczne znaczenie miała aktywność KNP, może być historia wizyty, którą złożył w USA w sierpniu i wrześniu 1918 r. Roman Dmowski. Był to niezwykle ważny moment, gdy pewnym już była klęska mocarstw centralnych. Co prawda wszystkie państwa Ententy złożyły już deklaracje dotyczące odbudowy polskiej państwowości, były one jednak nadzwyczaj wieloznaczne. Zaznaczała się również coraz ostrzej różnica zdań pomiędzy Francją i Anglią. Pierwsza chciała jak największego osłabienia Niemiec, druga była temu przeciwna, pragnąc, aby pozostały one europejskim mocarstwem. Polityka Paryża była dla Polski oczywiście bardziej korzystna niż Londynu. Trzeba było spróbować skłonić Waszyngton do poparcia polskich interesów, osłabić wpływy brytyjskie i niemieckie w USA. Przy ograniczonych możliwościach, jakie mieli Dmowski i Paderewski, reprezentujący wówczas państwo jeszcze nieistniejące, sukces ich dyplomacji był zaskakujący.
To nie tylko epizod
Raport sporządzony przez Dmowskiego, przedstawiający polskie interesy w kwestii granicy z Niemcami został przekazany specjalnej komisji prof. H. Lorda opracowującej projekt porozumień pokojowych w Europie Środkowo–Wschodniej. Okazało się kilka miesięcy później, już podczas konferencji pokojowej w Paryżu, że stanowisko delegacji amerykańskiej było bardzo zbliżone do założeń raportu Dmowskiego. Talenty dyplomatyczne przywódcy KNP ukazuje również epizod z jego rozmowy z prezydentem Wilsonem w Białym Domu. Gdy prezydent dzielił się wątpliwościami dotyczącymi włączenia do przyszłej Polski ziem zaboru pruskiego, Wielkopolski, Pomorza i Śląska, Dmowski użył argumentu, który był i jest niezwykle przekonujący dla każdego amerykańskiego polityka: „Większość Pańskich polskich obywateli to są Polacy z zachodnich połaci Polski i oni liczą na Pana”.
Drugi wymiar działalności KNP okazał się również owocny. Pod jego auspicjami zorganizowano we Francji wojsko polskie, tzw. Błękitną Armię pod dowództwem gen. Józefa Hallera. Choć w ostatniej chwili, zdążyła ona jednak wziąć udział w walkach na froncie zachodnim, co dało Polsce niezwykle potrzebny status alianta zachodniej koalicji. Okazał się on bezcennym, gdy Dmowskiemu i Paderewskiemu przyszło w następnym roku zasiąść przy stole rokowań pokojowych.
W tym samym rzędzie
Członkowie KNP nie mieli „na paryskim bruku” łatwego życia. Ich szczególną bolączką był chroniczny brak pieniędzy. Trzeba było wynajmować lokale, podejmować rozmówców w dobrych restauracjach, wydawać publikacje. Nie ma się zatem co dziwić, że mieszkali raczej podle, a żywili się w garkuchni polskiej kucharki pani Rozmarynowskiej. Była ona dla nich wsparciem nie tylko w kwestiach kulinarnych: „Panowie z Komitetu przychodzili przed obiadem dowiedzieć się, co będzie dobrego, a przy tym radzili się doświadczonej niewiasty w najważniejszych sprawach”, wspominał Jan Zamoyski, syn Maurycego. Drożyzna bardzo dokuczała samemu Dmowskiemu, który musiał ograniczać swe ulubione rozrywki: „Kobiety tu w Paryżu okropnie są drogie”, skarżył się w liście do Stefana Żeromskiego.
Komitet Narodowy Polski miał wielkie zasługi dla zbudowania międzynarodowego fundamentu, bez którego nie byłoby zapewne Polski odrodzonej w takim kształcie, jaki znamy. To wystarczy, aby w galerii chwały prozaiczne i mało romantycznie wyglądające zdjęcie jego członków umieścić w tym samym rzędzie co nadzwyczaj romantyczny obraz Wojciecha Kossaka, na którym pod Rokitną szarżują ułani Legionów Polskich.