Logo Przewdonik Katolicki

Kto kala własne gniazdo?

Jacek Borkowicz
FOT. MAGDALENA BARTKIEWICZ. Jacek Borkowicz historyk, literat, publicysta.

Okrągła rocznica Marca '68 była okazją do wielu wypowiedzi, mądrych i mądrzejszych.

W radiowej dyskusji pewien profesor porównał polemistę do antysemickich pałkarzy, tylko dlatego, że tamten wyraził odrębne zdanie. Oskarżył też polski Kościół, że „od dwóch tysięcy lat naucza pogardy wobec Żydów”.
Ale dość jawnych drwin. Prof. Jacek Leociak, współautor imponującego przewodnika po warszawskim getcie, zasługuje na nie tylko wtedy, gdy przekonany o moralnej wyższości zapomina o powadze własnego naukowego tytułu. Przejdźmy do polemiki z jego metodologią. Profesor powołał się na przemówienie Gomułki z 19 marca 1968 r., kiedy to pełna słuchaczy sala zagłuszała słowa pierwszego sekretarza, wołając, by śmielej rozprawił się z Żydami. „Widać jest coś w naszej polskiej mentalności” – skomentował to profesor, mając oczywiście na myśli antysemityzm. Nie powiedział tylko, z kogo składała się owa sala. Czy byli to robotnicy? A może członkowie kółek różańcowych? Nie, Gomułka przemawiał wtedy do warszawskiego aktywu PZPR. To chyba okoliczność, która winna skłaniać do zastanowienia przed ferowaniem ryzykownych uogólnień. Ale prof. Leociak nie jest historykiem, lecz literaturoznawcą, więc pewnie tego nie wiedział.
„Dwa tysiące lat polskiego Kościoła…” spuśćmy na karb porywczego temperamentu dyskutanta i specyfiki emitowanej na żywo audycji. Ale czy ta surowa krytyka broni się w przypadku Marca '68? Czy polski Kościół przyłączył się wtedy do antysemickiej nagonki? Nie, stanął po stronie tych, których atakowano – po stronie niekomunistycznych Polaków i polskich Żydów. Można się spierać, czy uczynił to wystarczająco głośno i wyraźnie, ale głos Kościoła w obronie bitych i wyrzucanych z ojczyzny jest faktem, a nie opinią. 11 kwietnia 1968 r., w miesiąc po brutalnej rozprawie ORMO z warszawskimi studentami, prymas Wyszyński powiedział w warszawskiej katedrze: „To może ja jestem winien, biskup Warszawy, bom niedostatecznie mówił o obowiązku miłości i miłowania – i to wszystkich, bez względu na mowę, język i rasę, aby na nas nie padł potworny cień jakiegoś odnowionego rasizmu”.
Pamiętamy o ostrzeżeniu Norwida: „Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala, czy ten, co mówić o tym nie pozwala?”. Zbyt często w przeszłości cenzurowano nas w imię rzekomych wyższych celów. Ale wydaje się, że dziś niektóre środowiska uczyniły sobie z kalania specyficzny sport: im mocniej, tym lepiej. A przecież nie o to chodziło Norwidowi! „Kalanie własnego gniazda” uzasadnione jest tylko wtedy, gdy wyraża jakąś prawdę, którą inni usiłują ukryć. Ale jeśli ma ono polegać na wymyślaniu pod adresem własnego narodu niestworzonych bredni, to jest to jedynie kalanie bez cudzysłowu. Jak wiadomo, czynność dość obrzydliwa.
Mówiąc o krzywdach wyrządzonych Żydom przez Polaków w 1968 r., prof. Leociak poskarżył się, że od nikogo nie usłyszał przeprosin. „To zacznij od siebie – pomyślałem (przepraszam za to „tykanie”, ale w myślach rzadko się tytułujemy) – przecież sam jesteś Polakiem”. I profesor przeprosił – na końcu audycji. Przeprosił hurtem za „marzec 1968 i marzec 2018”. Głęboko się z tym porównaniem nie zgadzam. Ale profesor przynajmniej wykazał się konsekwencją.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki