Logo Przewdonik Katolicki

Polska – niezwykły poligon

FOT. MAGDALENA KSIĄŻEK. Piotr Zaremba zastępca redaktora naczelnego „wSieci”.

Cieszyć się, czy martwić nadchodzącym 2018 rokiem? Prezydent Andrzej Duda znów przypomniał, że to rok obchodów stulecia niepodległości i apelował o narodową jedność.

Tak się jednak składa, że podpisując ustawy sądowe i ostro polemizując z Komisją Europejską, sam wystąpił jako twarz jednego z walczących ze sobą obozów – wyjątkowo wyraziście po czasie, kiedy chwiał się ze strony na stronę. Nie mam o to do prezydenta pretensji. Nie bardzo miał wybór, skoro parlament uchwalił ustawy sądowe według jego receptury, a nie są one do przełknięcia ani dla instytucji europejskich, ani dla liberalno-lewicowej opozycji. Nie mam też żalu, że nie jest mediatorem, bo ani jedna, ani druga strona nie czeka na taką mediację. Odczuwają to nawet ci ludzie i te ciała, które z powodu pozapolitycznego mandatu w teorii miałyby na to szansę – choćby polscy biskupi.
Już tu kiedyś pisałem, że nie należy idealizować dawnych Polaków, tych z 1918 r., czy tych z 1939 r. Polska była krajem wielkich, bolesnych podziałów. Nie przyniosła w tym względzie uspokojenia dość łagodna, ale jednak dyktatura, a w latach 30. wrogie sobie ideologiczne formacje gotowe były podpalić Polskę w imię własnego zwycięstwa. Na tym tle dzisiejsze inwektywy – w Sejmie czy w sieci – jawią się wciąż jak świergot dzieci.
Zarazem warto zauważyć coś jeszcze. Można się krzywić na tych Polaków, którzy pędzą do Brukseli na skargę, gdy przechodzą rozwiązania nie po ich myśli, istotnie czasami – jak w przypadku ustaw sądowych – kontrowersyjne. I można mieć wątpliwości, czy najlepszą odpowiedzią na unijne napomnienia powinny być buńczuczne pokrzykiwania, że sobie poradzimy bez zachodnich elit, a nie głębsze kalkulacje. Ale gwałtowność tego sporu nie wynika tylko z polskiej zapalczywości. Także z faktu, że Polska stała się nagle jakimś niezwykłym poligonem sporów światowych, i tych przeszłych – w wielu krajach już rozstrzygniętych – i tych, co dopiero się kroją. To, powiedzmy, spór o relacje między władzą sędziowskiej korporacji i demokracją, ale też spór o granice otwartości na ludzi obcych kultur. O rolę religii i tradycyjnego obyczaju, ale też o granice otwartości własnej gospodarki. Skoro Polacy weszli w rolę testujących światowe rozwiązania i dylematy, stali się też agresywni, można by rzec, „za cały świat”. Oczywiście trochę ironizuję. Ale coś w tym jest.
Poczucie podziału i walki „dwóch Polsk” o to, kto kogo, nie wynika tylko z charakteru politycznych liderów z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Kiedy zwróciłem komuś uwagę, że polskie rozwiązania sądowe nie są tak odległe od europejskich, bo w wielu krajach, które nas dziś krytykują też politycy, a nie sędziowska korporacja, namaszczają nowych sędziów, ten ktoś mi odpowiedział: No tak, ale w takich Niemczech, ba – nawet w USA, elity wciąż żyją w atmosferze kończącego się konsensusu. W Polsce go nie ma, więc walka o kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości to walka o to, czyje będzie na górze, a kto znajdzie się na dole.
Jest to walka chwilami odpychająca. Więcej – grożąca wielu polskim interesom, bo nie sposób jest robić samych sensownych rzeczy w kraju pękniętym na pół. Ale ta rola doświadczalnego poligonu nie jest skutkiem czyjegoś widzimisię. Co nie zmienia faktu, że tym bardziej warto w rozmaitych cząstkowych konfliktach szukać jeśli nie kompromisu to chwilowego uspokojenia.
Biskupi od czasu do czasu nam o tym próbują przypominać. Za mało, za słabo? Możliwe, ale przecież i oni nie są wszechmocni. Spodziewam się, że rok 2018 nie ułatwi nam wspólnego świętowania. Musi nam wystarczyć poczucie satysfakcji, że rozstrzygają się u nas ważne sprawy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki