Logo Przewdonik Katolicki

Zrobiło się niebezpiecznie

Jacek Borkowicz
FOT. JAN BORKOWICZ. Jacek Borkowicz historyk, literat, publicysta.

Reżym w Korei Północnej, mimo wysyłanych z Waszyngtonu ostrzeżeń, popartych ruchami amerykańskiej floty wojennej, zdecydował się na kolejny próbny test nuklearny.

Najbliżsi współpracownicy prezydenta Trumpa dają do zrozumienia, że skończył się czas tolerowania podobnych prowokacji, ekipa Kim Dzong Una wprost zapowiada podjęcie odwetowych działań zbrojnych. Od dawna już świat nie znajdował się tak blisko krawędzi wielkiej wojny. To, co dzieje się obecnie wokół Korei, przypomina kryzys kubański z 1962 r. Wtedy również byliśmy o krok od wybuchu wojny światowej. Wówczas chodziło o umieszczenie sowieckich wyrzutni jądrowych pod samym nosem Amerykanów, dziś chodzi o to, czy Amerykanie zdolni będą do podjęcia koniecznej obrony pod samym nosem Chińczyków. Nie mówiąc już o Rosjanach...
Sytuacja jest więc groźna, nawet bardzo groźna. Jeśli sobie tego do końca nie uświadamiamy, to tylko z powodu powściągliwości światowych mediów, które – jakby przerażone tym, co się dzieje – nie podgrzewają nastrojów paniki. Oczywiście nie chodzi tutaj o szerzenie histerii, ale o powiedzenie sobie trzeźwo i w miarę spokojnie: na Ziemi zrobiło się niebezpiecznie. I nie bardzo jest dokąd uciekać.
Czy jest inne wyjście niż balansowanie na granicy takiego ryzyka? A gdy cienka linia zostanie przekroczona i amerykańsko-koreańska wojna nuklearna, z trudnymi do przewidzenia skutkami, rzeczywiście wybuchnie, czy w ogóle wyjdziemy z tego cało? A jeśli tak, to jakie są szanse wygranej, w tym wypadku: eliminacji reżymu w Pjongjangu jako trwałego zagrożenia światowego bezpieczeństwa?
Trudno odpowiedzieć na te pytania naraz, a nawet na każde z osobna. Trudno tym bardziej, że naprawdę nie wiemy, czy najbliżsi współpracownicy Trumpa mają w tym przypadku jakąś przemyślaną strategię, czy tylko reagują na wydarzenia, które przecież i tak, wcześniej czy później, musiały nastąpić.
Jedno jest pewne: utrzymanie pokoju wymaga wysiłku. I to wysiłku podejmowanego na wielu płaszczyznach, także tej militarnej. Stare rzymskie przysłowie Si vis pacem, para bellum (chcesz mieć pokój, gotuj się do wojny) nigdy się nie zdezaktualizuje, bo odnosi się do ludzkiej natury. Niestety tak już jest, że nie wystarczają nam słowa dobrej woli. Przywódca polityczny nawet wtedy, gdy mówi językiem pokoju, musi dysponować tarczą i mieczem. Inaczej zaprasza na swoje terytorium agresora. Bo polityka nie znosi słabości, tak jak natura nie znosi próżni.
Zbrodniczy charakter północnokoreańskiego reżymu nie ulega wątpliwości dla nikogo, kto potrafi korzystać z dobrodziejstw swobodnego przepływu informacji. To system lucyferyczny – zabójczy dla własnych obywateli oraz groźny dla innych krajów. Przywykliśmy jednak go tolerować. Póki groza jest daleko, póki nie pali nas żywym ogniem, można ją oswoić.
Pytanie tylko, na jak długo? Nieudany start rakiety z nuklearnym ładunkiem potraktować należy jako dzwonek alarmowy. Awanturniczy dyktator z Pjongjangu wymknął się spod wszelkiej kontroli, ale dziś zauważa to chyba nawet Pekin. Amerykańska determinacja ma więc szansę korzystnego spotkania z chińskim rozsądkiem. 
 
 
 
 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki