W tym sezonie są mistrzostwa świata…
– Tak i to na nich chciałbym stanąć na podium. Cały tegoroczny sezon zresztą jest dla mnie bardzo ważny i nie można w żadnym momencie odpuścić, trzeba prezentować równą formę. Przyszły sezon zresztą też będzie bardzo istotny.
No tak, to będzie sezon igrzysk w Pjongjang.
– Czwarte miejsce na igrzyskach w Soczi to była dla naszej drużyny porażka. Wtedy bardzo liczyliśmy na medal. Nie udało się, ale to już historia. Wyciągnąłem z niej to, co najlepsze. Za dwa lata z kolegami na igrzyskach w Pjongjang chcemy napisać nowy, lepszy rozdział, najlepiej zdobywając medal.
Z Soczi prócz waszego czwartego miejsca i przede wszystkim dwóch złotych medali Kamila Stocha wielu z nas, kibiców, zapamiętało zdjęcie ze Mszy w wiosce olimpijskiej z Waszym udziałem…
– Skoczkowie to górale, ludzie wierzący. Przed konkursem drużynowym poprosiliśmy o Mszę św. w intencji naszego konkursu księdza kapelana Edwarda Plenia. Zresztą wcześniej też oczywiście uczestniczyliśmy we Mszach św.
Wtedy wcieliłeś się w rolę lektora – czytałeś pierwsze czytanie.
– Nigdy nie byłem „profesjonalnym” ministrantem ani lektorem. Obok mojego domu w Zakopanem była kiedyś kaplica, w której czasami brakowało ministrantów i lektorów. Kiedy więc przyjeżdżał znajomy ksiądz, zastępowałem ich. Czytanie na Mszy na igrzyskach to nie było coś nowego.
Bóg jest dla Ciebie ważny?
– Wiara i poczucie Bożego wsparcia są dla mnie bardzo ważne. Część tego wsparcia jest oczywiście po stronie rodziny i znajomych, ale jest też inna, głęboka więź – ta z Bogiem. Ona potrafi dać dużo siły.
Pokusiłbyś się o opisanie tej relacji z Bogiem?
– Nie do końca czuję się na siłach, by mówić, jak ona powinna wyglądać, bo ja się tej relacji uczę. Sam poszukuję tego, jak ona powinna wyglądać. Rozmawiam zresztą o tym ze znajomymi księżmi. Staram się, by ta relacja z Bogiem była przede wszystkim jak najszczersza i jak najprawdziwsza. To jest kluczowe. Pracuję nad tym, by była ona realna, bo jeśli ona taka jest, to przynosi efekty w postaci dobrego życia.
Wspomniałeś o rodzinie. Nie ma chyba bardziej rodzinnych świąt niż te – Bożego Narodzenia.
– To prawda. Rodzinność tych świąt najbardziej sobie cenimy. Często wyjeżdżam, podobnie jak brat. A święta to czas, kiedy możemy się wszyscy spotkać. To spotkanie jest wartością. Możemy wspólnie usiąść do stołu, przełamać się opłatkiem, porozmawiać. Nieodłącznym elementem jest kościół, wspólna Pasterka. Przeżywamy to wszystko razem. Święta w naszym domu zaczynają się jednak dużo wcześniej, od przygotowania. W nie głównie zaangażowania jest babcia. My staramy się jej pomagać. Wtedy już czujemy tę atmosferę zbliżających się świąt.
Święta to także prezenty…
– Kiedyś jak byłem mały, z niecierpliwością czekałem na to, co znajdę pod choinką. Pamiętam, jak były tam wielkie sanki, innym razem narty zjazdowe. Wtedy zimą było dużo śniegu, więc od razu te prezenty wypróbowywałem. A teraz? Teraz do prezentów nie przywiązujemy jakiejś większej wagi. Traktujemy je jako symbol, tradycję. Człowiek dorósł, więc robimy je na innej zasadzie. Prezent może kosztować 20 zł, ale i tak da wiele radości. Ma wymiar bardziej sentymentalny; chodzi o to, by można go było ze sobą zabrać, postawić na półce, spojrzeć na niego i pomyśleć o tym, od kogo się go dostało. W te święta tak naprawdę największym prezentem jest nasze spotkanie.