Jednak portret, jaki wyłania się z lektury najnowszej książki o prymasie Wyszyńskim, to obraz człowieka kompletnie wolnego, dla którego wolność, prawda i godność były drogowskazami życia. W księgarniach jest już najnowsza z książek o jednej z najważniejszych postaci najnowszej historii Polski: Prymas Wyszyński nieznany. Ojciec duchowy widziany z bliska. Rozmówca Marka Zająca – ks. Bronisław Piasecki, był kapelanem kard. Stefana Wyszyńskiego przez siedem lat, aż do jego śmierci w 1981 r. Tym samym należał do liczącego zaledwie kilka osób kręgu najbliższych współpracowników kardynała. Dzięki tej opowieści musimy dokonać korekt naszych stereotypowych wyobrażeń, kim był i jaki był kard. Stefan Wyszyński.
Ks. Bronisław z ogromnym szacunkiem opowiada o osobie z krwi i kości, z konkretną, niełatwą historią życia. Jest to prymas zdjęty z cokołu spiżowych pomników, wielobarwna postać wyjęta z ram biało-czarnych zdjęć. To raczej głębokie studium osobowości prymasa, którego życia nie da się zrozumieć bez Ewangelii i historii Polski.
Wewnętrzna wolność
Słowo „wolność” to swoisty refren tej książki. Prymas, którego kojarzyłem przez perspektywę uwięzienia, stanął przede mną jako wolny w każdym położeniu człowiek. Człowiek, którego pokój brał się z dziecięcego zaufania Bogu i harmonii życia, czyli takiej perspektywy, gdzie wszystko jest na właściwym, przeznaczonym sobie miejscu. Kardynał był także człowiekiem wolnym od uprzedzeń – szczególnie wobec przedstawicieli władzy lub służb bezpieczeństwa, z którymi wielokrotnie musiał się spotykać. Swoich rozmówców traktował z szacunkiem, należną kulturą i taktem. Nie dawał się sprowokować lub sprowadzić przez swoich oponentów do poziomu prymitywnej rozemocjonowanej dyskusji.
Mimo silnej pozycji społecznej prymasa – jak podkreśla jego kapelan – nie był on nigdy zaangażowany w politykę jako konkurent tych, którzy walczą o władzę. W patologicznych warunkach komunistycznego reżimu zabierał stanowczy głos w sprawach publicznych, ale nawet w tych okolicznościach starał się zachowywać daleko idącą ostrożność. Podczas gorącego lata 1980 r. nie poparł jednoznacznie rodzącej się „Solidarności”, a odpierając zarzuty, mówił: „Nie jestem agitatorem, ale nauczycielem, wychowawcą. Nie chodzi o to, by wymieniać ludzi, lecz by ludzie się odmienili”. Mimo dużej presji i oczekiwań społecznych w tym czasie, potrafił zostać wolnym i nie dał się zawłaszczyć którejkolwiek ze stron konfliktu. Chciał być tym, który buduje, a nie dzieli.
Głębokie i wciąż doskonalone życie duchowe kard. Wyszyńskiego było źródłem jego wolności, dzięki temu nie był skrępowany żadnymi ludzkimi względami. Nie lękał się o to, jak wypadnie, czy też co powiedzą o nim inni. Dlatego mógł wciąż pozostać wciąż sobą: dostojny, powściągliwy, a jednocześnie ciepły i wyrozumiały.
We wspomnieniach prałata Piaseckiego dostrzegłem na nowo Prymasa Tysiąclecia pełnego szacunku wobec kobiet – one odgrywały ważną rolę w jego życiu. Począwszy od matki, która zmarła, gdy miał 9 lat po słynne „ósemki”, czyli członkinie jednego z pierwszych Instytutów Świeckich, które przez lata towarzyszyły Prymasowi w codziennej pracy. Ale na pierwszym planie była u Niego Maryja – był Jej synem i niewolnikiem Jej miłości. Bez tej relacji nie sposób zrozumieć duchowości prymasa.
Jak podkreślał ks. Bronisław Piasecki: „życie kapłańskie i biskupie, i osobowe prymasa było ciągłym radosnym dzieleniem się szczęściem Boga z człowiekiem, by człowiek był także szczęśliwy na miarę szczęścia Boga”. To dla wielu może być zaskakujące, ale prymas widziany przez perspektywę wspomnień swojego kapelana to człowiek szczęśliwy, mimo wszystkich trudnych i bolesnych doświadczeń. Rozdział po rozdziale widać osobę, w życiu której realizuje się obietnica ośmiu błogosławieństw.
Duchowe ojcostwo
Pisząc listy pasterskie do wiernych, Wyszyński zaczynał je od zwrotu „Dzieci Boże”, mimo że pojawiało się wiele głosów, by zmienił formę adresowania tak oficjalnych listów, bo brzmiały one zbyt protekcjonalnie. Ale w tym właśnie drobnym fakcie widać, jak prymas Polski odczytał swoje powołanie pasterza przez pryzmat ojcostwa – przewodnika, który rodzi dzieci dla Królestwa Niebieskiego. Książki i niektóre mniej formalne dokumenty podpisywał krótkim: „ojciec”.
To słowo jest kluczem, przez jaki czytam tę książkę. To także busola dla każdego, kto jest pasterzem dla innych ludzi.
Kard. Wyszyński był ojcem nie tylko dla tłumów i całego narodu , lecz także dla swoich domowników – tych, którzy spędzali przy nim codzienność. W niej – jak wyraźnie widać w książce – objawiała się świętość życia prymasa. To codzienność, starannie uporządkowana z czasem i przeznaczona na pracę koncepcyjną, posiłki, lekturę, odpoczynek i oczywiście modlitwę.
Ks. Piasecki w swojej opowieści ukazuje kapłana wielkiego ducha, ale jednocześnie doskonałego znawcę natury ludzkiej. Człowieka, który potrafił wciąż komplementarnie się rozwijać: fizycznie, intelektualnie, emocjonalnie i duchowo.
Dzięki lekturze tej książki dostrzegłem wyraźnie, że prymas wiedział, że najważniejszym zadaniem, które przed nim stoi w warunkach braku wolności całego społeczeństwa, jest zachowanie wolności wewnętrznej – a ta ma moc wlania w ludzkie serca nadziei, której tak bardzo wszyscy potrzebowali. Wolność prymasa przyniosła wolność Polsce.