Logo Przewdonik Katolicki

Siła wiary i charakteru Faustyny

Ewa Czaczkowska
siostra Faustyna / reprodukcja, fot. R. Woźniak

Dlaczego Bogu tak zależało, by na początku XX w. dotrzeć do ludzi z przesłaniem o miłosierdziu? I dlaczego wybrał do tego zadania Helenę Kowalską – córkę ubogich rolników, która ukończyła ledwie trzy klasy wiejskiej szkoły podstawowej?

Wybór Heleny – Faustyny Kowalskiej na Sekretarkę Bożego Miłosierdzia nastąpił na siedem lat przed tym, kiedy otrzymała pierwsze objawienie o Bożym Miłosierdziu. Zdarzyło się to pewnej niedzieli w czerwcu 1924 r., gdy w czasie potańcówki w parku Wenecja w Łodzi Helenie ukazał się Jezus. Umęczony, z wyrzutem w głosie zapytał: „Dokąd cię cierpiał będę i dokąd mnie zwodzić będziesz?”. Helena, która od ósmego roku życia czuła powołanie do życia, jak je nazywała „doskonalszego”, długo nie wiedziała bowiem, że istnieje życie konsekrowane – z powodu  sprzeciwu rodziców porzuciła już myśl o wstąpieniu do zakonu. Ale tamto spotkanie odmieniło wszystko. Przynaglona przez samego Jezusa, rzuciła pracę służącej i zgodnie z nakazem usłyszanym w sercu, pojechała do Warszawy, by tam szukać zgromadzenia, które ją przyjmie. Aby realizować swoje powołanie, Helena musiała sprzeciwić się rodzicom, z którymi przez pół roku nie miała kontaktu, w obawie (zresztą słusznej), że będą ją od odwodzić od obranej drogi.
Czas tamtego spotkania na pewno nie był przypadkowy. Miało ono miejsce zaledwie pół roku po śmierci hiszpańskiej mistyczki Marii Józefy Menendez ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszego Jezusa, przez którą Jezus zapewniał o „miłosiernej miłości wobec grzeszników”, oraz osiem lat po śmierci włoskiej mistyczki Benigny Konsolaty Ferrero, nazywanej również Sekretarką Bożego Miłosierdzia, która pisała, że największymi przymiotami Boga są dobroć i miłosierdzie. Ale ani s. Benignie, ani s. Józefie nie udało się dotrzeć z przesłaniem o Bożym Miłosierdziu do szerszego kręgu odbiorców. Podobnie jak Polce s. Marii Franciszce Kozłowskiej, zmarłej w 1921 r. założycielce Kościoła mariawitów, która pod koniec XIX w. otrzymała, nieuznane przez Stolicę Apostolską, objawienia o Bożym miłosierdziu jako ratunku dla świata.
 
Miłosierdzie miarą wyznaczoną złu
Kozłowska, Ferrero, Menendez, Kowalska... Dlaczego Bogu tak bardzo zależało, aby właśnie w tym okresie dziejów, na początku XX w. dotrzeć do ludzi z przesłaniem o miłosierdziu? I dlaczego  wybrał do tego zadania Helenę Kowalską – córkę ubogich rolników spod Łęczycy, która ukończyła ledwie trzy klasy wiejskiej szkoły podstawowej, a w zakonie jako siostra drugiego chóru pracowała ciężko fizycznie? Historia objawień pokazuje, że Bóg do zadań specjalnych wybiera albo dzieci, albo osoby proste, niewykształcone, co nie znaczy, że pozbawione inteligencji czy wrażliwości duchowej. Powód wydaje się zrozumiały: wiedza teologiczna może być przeszkodą w przyjęciu objawień, a ich treść powinna być przekazana w formie zrozumiałej dla wszystkich. Jan Paweł II mówił, że postać siostry Faustyny jest „jeszcze jednym świadectwem tego, co teologowie nazywają condescendentia divina (wyjście na przeciw potrzebom ludzkim – przyp. red.). Bóg się poniekąd dostosowuje do poziomu swoich ludzkich rozmówców. Całe Pismo Święte, a zwłaszcza Ewangelia, jest tego potwierdzeniem”. Papież Wojtyła tłumaczył, że poprzez „dramatyczne spiętrzenie zła, które przyniosła z sobą II wojna światowa, a potem okrucieństwa systemów totalitarnych” Jezus jakby chciał objawić światu, „że miarą wyznaczoną złu, którego sprawcą i ofiarą jest człowiek, jest ostatecznie miłosierdzie Boże”. To ono sprawia, że dobro zawsze zwycięża zło, a człowiek uwikłany w „tajemnicę nieprawości” (mysterium iniquitatis) w każdej chwili może odwołać się do Bożego Miłosierdzia. O tym mówi Jezus w Dzienniczku siostry Faustyny. Ona zaś, która poznała istotę Bożego Miłosierdzia w mistycznym doświadczeniu, ale też kontemplując słowo Boże, podkreśla nieustannie, że Bóg Miłosierny przebacza największe grzechy i najwięksi grzesznicy mają pierwszeństwo w ubieganiu się o Jego miłosierdzie. Miłosierdzie Boże jest uprzedzające, sprawia też, że człowiek wchodzi na drogę nawrócenia. Ale do tego, by miłość miłosierna mogła się objawić, potrzebny jest jeszcze – jak pisał obrazowo pod koniec życia ks. Józef Tichner, komentując Dzienniczek„drugi klucz”, który ma w ręku człowiek. To on musi zobaczyć siebie w prawdzie, dojrzeć swój grzech, zerwać z nim i szczerze za niego pokutować. Miłosierdzie nie jest zatem pobłażliwością wobec zła, nie jest też przyzwoleniem na zło w imię fałszywie pojętego współczucia. Miłosierdzie, jak pisał Jan Paweł II, „objawia się jako dowartościowywanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku”.
 
Zadanie Faustyny
Jak to się stało, że s. Faustynie udało się to, czego nie dokonały s. Józefa, s. Benigna czy s. Maria Franciszka? Na pewno wielką rolę odegrały w tym osoby, które Jezus postawił na drodze s. Faustyny – przede wszystkim ks. Michał Sopoćko, o. Józef Andrasz, także niektóre z przełożonych s. Faustyny, a po jej śmierci – Jan Paweł II. Jednak ogromne znaczenie ma też wiara, siła i upór samej Faustyny. Ona wytrwała wbrew niedowierzaniom przełożonych – sióstr i księży – szczególnie dotkliwie przez nią odczuwanych w pierwszych dwóch latach po otrzymaniu pierwszych objawień o Bogu Miłosiernym. Myślę, że szczególnie trudny był dla niej czas od 22 lutego 1931 r., gdy w Płocku po raz pierwszy ujrzała Jezusa takiego, jak widzimy na obrazie z podpisem „Jezu, ufam Tobie”, do listopada 1932 r., kiedy pierwszy kapłan – o. Edmund Elter, jezuita, właściwie rozpoznał jej objawienia, uspokajając, iż Ten, którego widzi i z Kim rozmawia, to Jezus. Faustyna wytrwała w tym, obdarzona z natury silnym charakterem, ale też cierpiąc dotkliwie. Ta, która od dziecka niemal pragnęła zostać wielką świętą Kościoła, wiedziała, że warunkiem tego jest realizowanie woli Bożej. Jej zadaniem było przekazanie orędzia o Bożym Miłosierdziu, które gdyby zaniedbała, to – jak nieraz mówił o tym Jezus – odpowiadałaby za śmierć wieczną wielu dusz.
Głoszenie przez Faustynę orędzia oraz przekazanie pięciu nowych form kultu Bożego Miłosierdzia (święto Bożego Miłosierdzia, kult obrazu, Koronka do Bożego Miłosierdzia, godzina miłosierdzia, szerzenie kultu Bożego Miłosierdzia) było zatem największym aktem miłosierdzia siostry Faustyny wobec bliźnich. Ale Faustyna nie tylko o Bożym miłosierdziu pisała, czyniła je także w trzech innych formach, których Jezus wymagał od niej, jak od wszystkich innych czcicieli Bożego Miłosierdzia. Każdego z nich Jezus zobowiązał do jednego uczynku miłosierdzia dziennie poprzez czyn, słowo albo modlitwę. Siostra Faustyna modliła się nieustannie – przede wszystkim o nawrócenie grzeszników, o miłosierdzie dla nich. Modliła się o za osoby sobie znane i nieznane, za współsiostry, wśród których były osoby jej miłe i wobec niej krytyczne; za wychowanki, które mieszkały w zakładach prowadzonych przez zakon, za całe zgromadzenie, rodzinę, kapłanów, za dusze w czyśćcu, za Kościół, Polskę i cały świat. Faustyna, która początkowo tęskniła za zakonem kontemplacyjnym, nauczyła się modlić w czasie pracy, przy codziennych zajęciach w kuchni, w grodzie, sklepie piekarniczym, co nie zawsze było sprawą łatwą. Okazywała miłosierdzie także słowem. Mówiła o Bożym Miłosierdziu w czasie rekreacji w klasztorze, w czasie pracy wychowankom, a także w szpitalu chorym i umierającym. Kiedy widziała niewłaściwe postępowanie wychowanek, sióstr, ale także kapłanów czy przełożonych – napominała. Faustyna widziała bowiem więcej nie tylko dzięki swej duchowej wrażliwości, ale licznym charyzmatom, w tym np. czytaniu w sercach innych czy fizycznym odczuwaniu rodzaju popełnianych grzechów. Miłosierdzie okazywała także czynem. Karmiła biedaków, wynosząc im do furty klasztornej chleb; pewnego dnia podała kubek gorącej zupy Jezusowi, którego w pierwszej chwili, w postaci żebraka, nie rozpoznała.
Faustyna czyniła miłosierdzie wobec ciała i ducha, ale co warto podkreślić, Dzienniczek nie pozostawia wątpliwości, że największym rodzajem biedy nie jest ta materialna czy fizyczna, ale duchowa, moralna, czyli grzech, która oddziela od Boga i grozi wiecznym potępieniem. Przypomnienie tego nie jest bezpodstawne w czasach, gdy miłosierdzie próbuje się ograniczyć do filantropii albo do fałszywego współczucia, które nie pozwala człowiekowi zobaczyć prawdy o sobie samym, często trudnej i bolesnej. Bóg w swoim miłosierdziu gotów jest przebaczyć człowiekowi każdy grzech, ale to człowiek sam musi ten grzech zobaczyć i zerwać ze złem. To jest znakiem nawrócenia i warunkiem nieodzownym życia w prawdzie i godności. Warto o tym pamiętać w Roku Miłosierdzia.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

  • awatar
    kasia
    04.01.2016 r., godz. 22:58

    Św. Siostro Faustyno módl się za nami

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki