Niektórzy na jednym oddechu wypowiadają formułę mnicha Nicefora Pustelnika: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną”, inni − jak biblijny Bartymeusz, wołają: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”, a jeszcze inni powtarzają samo imię Bożego Syna. Jak, zapyta ktoś? Wiernie i wytrwale. Wschodni mnisi byli bardziej „precyzyjni”. Zalecali, by na początek odmawiać ją cztery tysiące razy dziennie, tak by „oddychać Jezusem”. „Podobnie, jak niemożliwe jest, aby Morze Czerwone pojawiło się na niebieskim firmamencie pośród gwiazd, i to, aby człowiek chodzący po ziemi nie oddychał powietrzem, tak też, bez długotrwałego wzywania Jezusa Chrystusa, niemożliwe jest oczyszczenie naszego serca z namiętnych myśli i wyrzucenie z niego duchowych wrogów” − przekonywał Hezychiusz z Synaju. „Wzywania imienia Bożego należy nauczyć się bardziej niż oddechu, w każdym czasie, na każdym miejscu i w każdej sprawie” − dopowiadał Piotr z Damaszku. Nie bez kozery Modlitwa Jezusowa nazywana jest więc modlitwą serca lub po prostu modlitwą nieustanną, bo nie ma miejsca, sytuacji, stanu i zawodu, który uniemożliwiłby jej praktykowanie i odnoszenie duchowych korzyści. Modlitwa Jezusowa jest po prostu medytacją.
Modlitwa odkrywana na nowo
Tradycja i „zasięg geograficzny” tej modlitwy zapiera dech w piersiach: to, bagatela, ponad tysiąc lat historii, począwszy od Egiptu i ojców pustyni żyjących w IV w., przez mnichów z góry Synaj, Pustyni Judzkiej, Mniejszej i Półwyspu Bałkańskiego, po wybrzeża Galii. Mnisi odważyli się rzucić wyzwanie swoim słabościom i namiętnościom, by dotrzeć do zjednoczenia z Bogiem. Zapoczątkowali drogę ascezy, a swoje doświadczenia w tej materii przekazali następnym pokoleniom. Wyciszenie zmysłów, bezruch, uwaga − to podstawowe cele życia mniszego. Osiągnięcie wewnętrznej ciszy, wolności od namiętności, pokoju w pełni otwiera człowieka na Boga na modlitwie. − Gdzieś w VI w. skrystalizowało się ono w następującej formie Modlitwy Jezusowej: „Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną grzesznikiem”. Uczniowie, którzy przybywali do mistrzów duchowych słyszeli od nich, że w ciągu dnia mają tym wezwaniem modlić się wytrwale określoną ilość razy. To ćwiczenie, stopniowo, miało uwrażliwić ich serce na nieustającą obecność Bożą. To ważne stwierdzenie: jesteśmy zawsze z Bogiem, nic nie jest w stanie tego zmienić, trzeba tylko, aby ta świadomość w nas się zakorzeniła przez częste powracanie do modlitewnego wezwania − podkreśla o. opat Szymon Hiżycki, przełożony klasztoru benedyktynów w Tyńcu.
Modlitwa Jezusowa znana od stuleci na Wschodzie, na Zachodzie zaś – po okresie zapomnienia dziś, w dobie duchowych „fast foodów” − odkrywana jest na nowo. Rumuński pisarz N. Crainic (1889–1972) pisał, że Modlitwa Jezusowa jest „sercem prawosławia”. Praktykują ją unici i łacinnicy. Co ciekawe, sięgają po nią także niektórzy anglikanie czy protestanci.
Unikatowe przedsięwzięcie
W Polsce ukazało się wiele wydawnictw przybliżających tę modlitwę. Prawdziwym bestsellerem wydawniczym okazały się Opowieści Pielgrzyma − historia tajemniczego człowieka, który w poszukiwaniu zjednoczenia z Bogiem przemierza carską Rosję, modląc się, doznając upokorzeń, radości i smutków codziennego życia z czotką w ręce − modlitewnym sznurem służącym skupieniu w czasie modlitwy. Znani z mrówczej pracy benedyktyni poinformowali niedawno, że rozpoczęli pracę nad projektem, jakiego w Polsce jeszcze nie było − całościowym przekładem Filokalii, antologii tekstów poświęconych ascezie i modlitwie, zebranych w XVIII w. przez dwóch greckich duchownych uciekających z Imperium Osmańskiego − mnicha Nikodema Hagiorytę oraz biskupa Maksyma z Koryntu. – Filokalia, czyli teksty o modlitwie serca, wyrosły w środowisku mniszym, z którego wywodzą się benedyktyni. Dlatego też podjęcie się zadania przetłumaczenia Filokalii wydaje się naturalne właśnie dla nas, ponieważ nasza tradycja wywodzi się z najstarszej duchowości monastycznej − życia religijnego opartego na wspólnotach − mówi o. opat Hiżycki. − Projekt Filokalia to przedsięwzięcie unikatowe w skali polskiego Kościoła. Jesteśmy w Tyńcu pierwszymi, którzy zdecydowali się podjąć trud przetłumaczenia i wydania dzieła, które liczy ponad 2 tys. stron i w całości do tej pory jeszcze nie było przełożone na język polski − zaznacza o. opat Hiżycki. Przetłumaczenie całości i wydanie wszystkich pięciu tomów to prawdziwe wyzwanie. Praca zajmie co najmniej pięć lat, a może i więcej, bo tekst to greka od IV do XVIII w. − Tłumacz jest jeden, Cezary Dobak z Poznania, bo zależało nam, żeby tłumaczenie wyszło spod jednej ręki, aby tekst był spójny. Na chwilę obecną tłumacz dokonał przekładu dzieł: Pseudo-Antoniego Egipskiego, Izajasza, Ewagriusza z Pontu i Jana Kasjana, trwają prace nad tekstami Marka – podkreśla przełożony klasztoru benedyktynów w Tyńcu. Pierwszy tom dzieła powinien ukazać się drukiem pod koniec lata 2016 r.
Oprócz tłumacza działa kilkuosobowy zespół benedyktynów i osób świeckich, który zajmuje się pracami redakcyjnymi i marketingowymi.
Razem z tłumaczeniem powstaje specjalny portal internetowy Filokalia.pl. Wraz z postępem prac udostępniane będą na nim fragmenty tłumaczeń, a także objaśnienia tekstów i informacje o ich autorach. – Portal będzie rodzajem wirtualnej encyklopedii i słownika. To są teksty trudne dla współczesnego czytelnika, na pewno wymagają przybliżenia i wyjaśnienia – zaznacza opat tyniecki. Dodaje, że benedyktyni chcą również nawiązać współpracę ze znanym aktorem, Edwardem Linde-Lubaszenką. – Poprosiliśmy go o użyczenie swojego głosu przy nagrywaniu audiobooka z wybranymi fragmentami Filokalii. Przygotowujemy też zestaw aplikacji mobilnych z nagraniami z Filokalii – zdradza benedyktyn.
O. Hiżycki podkreśla, że najistotniejszym elementem Modlitwy Jezusowej jest nieustanne powtarzanie świętej formuły oraz wytrwałość w rozpoczętej drodze duchowej. Przekonuje, że Modlitwa Jezusowa przeznaczona jest dla każdego, nie trzeba tu przechodzić „stopni wtajemniczenia”. Wystarczą wiara, szczere chęci i wytrwałość w dyscyplinie modlitewnej.