Logo Przewdonik Katolicki

Opowieść o Edmundzie

Małgorzata Szewczyk
Szymon Hołownia / fot. R. Woźniak

− Facet w surducie, w trochę dziwnych okularach. Na pierwszy rzut oka − nieco staroświecki, ale ten właśnie człowiek doskonale odnalazłby się w dzisiejszych czasach − przekonywał Szymon Hołownia.

Na entuzjastyczną reakcję widzów widowiska słowno-muzycznego Przygotuj się na miłość o bł. Edmundzie Bojanowskim nie trzeba było długo czekać, bo okazało się, że o wielkim społeczniku z XIX w., który zaangażował się w dzieła charytatywne, aby odrodzić w Polakach polską tradycję i ducha narodowego, można mówić w fascynujący sposób. Przepis na sukces? Piękna scenografia usytuowana nad poznańskim Jeziorem Maltańskim, ciekawi wykonawcy, poetyckie teksty, specjalnie na tę okazję skomponowana muzyka Roberta Jansona i Jerzy Zelnik w roli bł. Edmunda. 
 
Warszawa promuje Wielkopolanina
Mówili o nim „serdecznie dobry człowiek”, bo też urodzonego w Grabonogu koło Gostynia Edmunda charakteryzowały: dobroć, empatia, wrażliwość na potrzeby innych i rozeznanie potrzeb, które zapoczątkowały liczne dzieła. W swojej bogatej działalności wyprzedził to, co na temat apostolstwa świeckich powiedział Sobór Watykański II, choć – paradoksalnie można powiedzieć, że jego życie było pasmem porażek: słabego zdrowia, z powodu choroby nie zdołał ukończyć studiów, nie został literatem ani księdzem, choć bardzo tego pragnął. Mimo niepowodzeń aktywnie włączył się w nurt pracy społecznej w Wielkopolsce. Poświęcił się najuboższym mieszkańcom wsi: zakładał czytelnie i biblioteki dla ludu, wydawał czasopismo literackie, po straszliwej zarazie, która zdziesiątkowała mieszkańców Gostynia, organizował dla sierot ochronki, gdzie dbał o wychowanie religijne, patriotyczne i kulturalne dzieci. Na wychowawczynie powoływał nienaganne pod względem moralnym dziewczyny z ludu. To grono stanowiło zalążek założonego przez niego Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Niepokalanego Poczęcia NMP. Siłę do swej działalności czerpał z modlitwy, codziennej Eucharystii i Komunii św.
Jak to się stało, że Warszawa promowała błogosławionego pochodzącego z Wielkopolski? − Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że premiera widowiska powinna odbyć się w „ojczyźnie” bł. Edmunda. W ten sposób chcieliśmy złożyć hołd Wielkopolsce, że wydała takiego wspaniałego syna − opowiada Grzegorz Polak, dziennikarz i działacz ekumeniczny, jeden z organizatorów artystycznego przedsięwzięcia.
− Pochodzimy z parafii bł. Edmunda Bojanowskiego na warszawskim Ursynowie. Jesteśmy zafascynowani tą postacią. Uważamy, że jest to wspaniały patron ze względu na pracę organiczną, umiejętność tworzenia wspólnot, wyjątkową wrażliwość na drugiego człowieka − podkreśla. I nie są to puste słowa. Przy parafii działa Centrum Dzieł Społecznych bł. E. Bojanowskiego, obejmujące wszystkie aspekty pracy Wielkopolanina: działalność charytatywną, wydawniczą, społeczną, religijną i wychowawczą.
Zwraca uwagę, że choć Edmund był słabego zdrowia, to nie myślał o sobie, tylko o innych. Społecznik z Wielkopolski pokazuje, że każdy może dać siebie dzięki zawierzeniu i ufności w Boże miłosierdzie.
Organizatorom widowiska zależało, by przedstawić idee, które uosabiał bł. Wielkopolanin: dobroć, zachwyt nad światem, wrażliwość na drugiego człowieka i zaufanie Bogu, i ukazać go jako wzór świętości na dzisiejsze czasy. − Odeszliśmy od typowego przedstawienia postaci, chcieliśmy sięgnąć po nową formę z udziałem świetnych wykonawców − podkreśla Polak. Niewątpliwie był to strzał w dziesiątkę. Na poznańskiej Malcie zgromadziło się ponad dwa tysiące osób: młodzież, rodziny z dziećmi, a nawet zorganizowane grupy z parafii. Nie zabrakło oczywiście sióstr służebniczek wiwatujących co chwilę na cześć swojego założyciela.
 
Poezja, piosenka i „edmundówka”
Widowisko było połączeniem słowa poetyckiego z przepiękną muzyką skomponowaną przez Roberta Jansona. Z tekstów napisanych przez Katarzynę Łęcka i Iwonę Waksmundzką wyłaniała się fascynująca sylwetka patrioty i człowieka wielkiej wiary. Postać mężczyzny, który choć nie został księdzem, założył żeńskie zgromadzenie zakonne, namawiał, by patrzeć na świat oczami dziecka, a zanim nakarmił ubogiego, sam pościł, by się przekonać, czy zupa, którą dla niego ugotuje, będzie wystarczająco sycąca. Zresztą organizatorzy poznańskiego wydarzenia również ugotowali zupę „edmundówkę”, według przepisu Bojanowskiego, którą częstowano widzów.
Monologi głoszone przez Jerzego Zelnika, który wcielił się w postać bł. Edmunda, były przeplatane piosenkami. − Bł. Edmund nie był mi dobrze znany, ale teraz czuję wobec niego dług. Muszę go szczerzej pokochać. Dzięki treści, które miałem do przekazania, udało mi się z nim już trochę zaprzyjaźnić, choć myślę, że jest on wart bardziej wnikliwych studiów − podkreślił w rozmowie z „Przewodnikiem” Jerzy Zelnik. Zwrócił uwagę, że Wielkopolanin zachęcał ludzi do tego, by stali się jak dzieci, inaczej bowiem nie wejdą do królestwa niebieskiego. − Człowiek nie może zniszczyć w sobie spontaniczności, świeżości, zachwytu dziecka, inaczej bowiem nie będzie się rozwijać. Warto wiosną zachwycać się rodzącą się do życia przyrodą, zauważać najbliższych, rodzinę, dzieci. Mieć szeroko otwarte oczy i dostrzegać rzeczy, które nam, dorosłym, wydają się banalne, a które zachwycają najmłodszych – podkreślił aktor.
Na scenie pojawili się znani i lubiani artyści: Viola Brzezińska, Kuba Badach, Marek Kaliszuk. Podczas widowiska na poznańskiej Malcie raper Dominik „Doniu” Grabowski wystąpił w duecie ze śpiewaczką operową Agnieszką Gertner-Polak, wykonując utwór Dni, których nie znamy.
Artystom towarzyszyły Polska Orkiestra Muzyki Filmowej pod dyrekcją ks. Przemysława Pasternaka oraz chóry − Dziecięcy Canzona z Murowanej Gośliny i Kameralny Musica Viva Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu.
− Kiedy zadzwonił do mnie Robert Janson z propozycją wzięcia udziału w tym projekcie, od razu się zgodziłam − powiedziała „Przewodnikowi” Viola Brzezińska. Przyznała, że najbardziej w bł. Edmundzie urzekło ją to, że choć wielki społecznik nie mógł zrealizować swoich planów pozostania kapłanem, to zaufał do końca Panu Bogu, bo wiedział, że On wybierze dla niego najlepszą drogę.
Ciekawe, co na temat widowiska powiedziałby sam Bojanowski, bo – jak mówi Grzegorz Polak – organizatorzy artystycznego wydarzenia chcieliby zrobić tego skromnego człowieka idolem na współczesne czasy, ale na pewno wbrew niemu samemu, bo on by się przed tym bronił.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki