Ważne, bo dialogi o zmarłym w 1989 r. irlandzkim nobliście stanowią nie tylko kapitalne wprowadzenie w jego twórczość, ale też w sposób przystępny a jednocześnie głęboki poruszają fundamentalne kwestie duchowe, filozoficzne, cywilizacyjne. Daleko zatem wykraczają poza dywagacje ściśle literackie.
Trudna refleksja
Biorąc pod uwagę posępne – co zabrzmi może dość paradoksalnie – pesymistyczne tony, jakich używa Beckett, opisując kondycję człowieka i sens jego „pobytu” na świecie – książka budzi też nadzieję. Powiedzmy sobie szczerze: autor Czekając na Godota nie jest kimś, kto w Kościele (nie tylko nad Wisłą, dodajmy) wzbudzałby zachwyt i stanowił ważny punkt odniesienia w homiletyce czy duszpasterstwie, akademickim nawet. A jednak dzięki intelektualnej pasji i duchowej wrażliwości krakowskiego dominikanina Beckett został niejako „doproszony” do panteonu postaci, które Kościół uwzględnia w swojej rozmowie ze światem. Stąd mój optymizm, bo choć to dzieło zdaje się wykluczać jakąkolwiek metafizyczną nadzieję, nie prowadzi bynajmniej na manowce. „Zaproszenie” Becketta uważam więc za cenne i ważne. Lektura tego dzieła jest niewątpliwie trudna i wymagająca, jednak refleksja nad nim może wynagrodzić ów trud szeregiem istotnych myśli, spostrzeżeń, ustaleń.
Ludzkość na bezdrożu
Jak przekonuje wydawca, książka stanowi pasjonujący dialog o sensie życia i świata poprzez interpretację wielkich dzieł literackich, jedyny w swoim rodzaju spór światopoglądowy oraz wyjątkowe świadectwo pasji poznawczej, troski i wzajemnego szacunku. Zgadzam się – dialogi o dramatach Irlandczyka, którego autorzy nazywają ostatnim gigantem literatury i teatru to wielka frajda intelektualna i duchowa.
Antoni Libera – tłumacz i reżyser sztuk autora Końcówki oraz o. Janusz Pyda – dominikanin, wykładowca filozofii i teologii dogmatycznej starają się m.in. odpowiedzieć na pytanie o to, czy – jak zdaje się sugerować dramaturg – człowiek jest rzeczywiście istotą porzuconą, zapomnianą, wyklętą, nad którą nikt nie czuwa i nikt się nie zmiłuje? Pytają także, czy ziemia to raczej piekło, a nie droga czyśćcowa prowadząca do nieba. W rozmowach poświęconych dwunastu najważniejszym dramatom irlandzkiego twórcy, autorzy książki zastanawiają się, czy rzeczywiście żyjemy w epoce postchrześcijańskiej, jak zdawał się to widzieć wątpiący Samuel Beckett, jeden z największych, a zarazem najbardziej radykalnych pisarzy XX w.
We wstępie do książki autorzy – agnostyk i chrześcijanin – wyrażają opinię, że ludzkość, a w każdym razie europejski Zachód, znajduje się na bezdrożu: „Pomiędzy dawno wytyczonymi szlakami tradycji judeochrzescijańskiej, na które coraz trudniej powrócić, a terenem nieznanym – ziejącym chłodem i pustką. Ten stan zawieszenia i dezorientacji jest źródłem głębokiego niepokoju, a nawet przygnębienia, choć nie zawsze uświadomionego”.
Przywoływanie nadziei
Dla mnie osobiście dzieło Becketta, niejako sformułowane z wielkiej negacji, domaga się pozytywu; jego wielkie Zwątpienie zdaje się przywoływać Nadzieję, jego rozpacz zaś – przyzywa pocieszenia. Nie ośmieliłbym się jednak sprowadzać tego pisarstwa do szeregu „lektur pobożnych”, tytułów służących „zbudowaniu chrześcijańskiemu” czy innych pism służących duchowemu pokrzepieniu. Co nie oznacza – z drugiej strony – że takie ich oddziaływanie wykluczam. Przeciwnie, omawiana książka dowodzi, do jak ważnych pytań religijnych czy metafizycznych dzieło to może skłaniać. Oto jeden z paradoksów pisarstwa, które jest wielką polemiką z chrześcijańską teologią i wizją świata. Ale nie jest to polemika służąca jakimkolwiek bieżącym celom ideologicznym czy politycznym. Jest to wizja świata i człowieka wywiedziona z głębokiego samotnego, żmudnego i absolutnie bezinteresownego zmagania się z życiem.
– Beckett nie jest kimś kto, jak Nietzsche, triumfalnie i z radością obwieszcza śmierć Boga – mówił podczas warszawskiej promocji książki o. Janusz Pyda. – Jeżeli Beckett mówi o świecie bez Boga, to mówi z jakimś żalem: to nie jest świat lepszy, bo świat utracił coś, co porządkuje, co nadaje sens – dodał dominikanin. Z kolei zdaniem Antoniego Libery irlandzki pisarz portretuje dokonującą się na naszych oczach mutację metafizyczną, polegającą na przechodzeniu w świat postchrześcijański. – Wszystko jest: istnieje Kościół i jego struktury, są ludzie, którzy czują się wierzącymi, a jednocześnie ludzkości towarzyszy niejasna samoświadomość, że jesteśmy już gdzie indziej – interpretował sens dramaturgii Becketta jego polski tłumacz.
Tak, Beckett jest pesymistą, ale nie jest – jak to ujął o. Pyda – pozerem pesymizmu. Nie jest kimś spod znaku francuskich egzystencjalistów, którzy, przesiadując w zadymionych kawiarniach w obowiązkowo czarnych ubraniach, poszukiwali wysmakowanych fraz i estetycznych fajerwerków mających opisać pustkę życia, bezsens i mdłości...
Wyjątkowe połączenie
Nie uprawiał żadnych literackich gier, był niesamowicie i do bólu szczery. Nie uznawał jakichkolwiek kompromisów literackich: swojemu sposobowi opisywania świata był wierny i szedł swoją drogą także wtedy, gdy (a trwało to wiele lat) jego dzieła nie budziły zainteresowania, a jego sztuki nie były publikowane ani wystawiane w teatrach. Beckett nie udzielał wywiadów – mówił tylko przez sztukę. Nie odebrał nawet przyznanej mu w 1969 r. Nagrody Nobla, delegując na ceremonię swego francuskiego wydawcę. Przez całe życie był – pozostał także wtedy, gdy zyskał powszechną sławę – człowiekiem nad wyraz skromnym, zwyczajnym, chciałoby się rzec, pokornym. Zmarł w 1989 r., został pochowany na cmentarzu Montparnasse, żegnany jedynie przez najbliższą rodzinę. O jego śmierci świat dowiedział się dopiero po pogrzebie.
Jego proza i dramaty są jedyne w swoim rodzaju, rozpoznawalne po kilku pierwszych zaledwie słowach czy dialogach. Zmuszają do pytań absolutnie najważniejszych i fundamentalnych, ale nie są „tylko” filozofią. Zegarmistrzowsko zbudowane zdania i dialogi porywają autentycznym pięknem, ale nie są „tylko” literaturą”. Dzieło Becketta to, znów przywołam spostrzeżenie o. Pydy, jakieś wyjątkowe połączenie jednego i drugiego. Autorzy uważają, że dyskusja nad myślą Becketta może służyć pogłębionej debacie nad stanem kultury i cywilizacji europejskiej oraz, szerzej, nad kondycją duchową współczesnego człowieka. Zwracają też uwagę, że duszną atmosferę jego dzieł rozprasza zawarte w nich piękno, pomimo że jego sztuki przepełnia chaos i zwątpienie.
W posłowiu do książki o. Jacek Salij OP nazywa irlandzkiego pisarza duchowym mocarzem. „Samuel Beckett jest rzetelnym, aż do szpiku kości uczciwym świadkiem tego, czym jest życie ludzkie w świecie tak całkowicie bezreligijnym, że niezdolnym do stawiania sensownych pytań o Boga”, zauważa znany dominikański teolog.
Książka Jesteście na Ziemi, na to rady nie ma! Dialogi o teatrze Samuela Becketta została wydana przez Fundację Dominikańskiego Studium Filozofii i Teologii w Krakowie. Tak trzymać.