Jak wygląda prawo kanadyjskie dotyczące aborcji?
– Kanada zatwierdziła prawo do aborcji w stopniu ograniczonym w 1969 r. Było ono podobne do tego dziś obowiązującego w Polsce. Pod koniec lat 80. rozszerzono je. Obecnie nienarodzone dziecko nie jest w Kanadzie chronione przez prawo. Mówiąc obrazowo: według prawa staje się ono człowiekiem dopiero, gdy się urodzi. Szacuje się, że co roku około 100 tys. nienarodzonych dzieci zabija się przez aborcję. Ile w wyniku używania środków antykoncepcyjnych o działaniu wczesnoporonnym – tego nie wiadomo.
W tym czasie, gdy w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie zalegalizowano aborcję, powstały tam organizacje osób świeckich, które gromadziły się przed klinikami aborcyjnymi, blokując je.
– Ten ruch nazywano „Operacją Ratunek”. Początkowo ruch pro-life miał więcej zaangażowanych osób niż ruch popierający prawa dla Afroamerykanów. Mimo że miał charakter pokojowy, władze postanowiły wobec jego działaczy postępować brutalnie, np. aresztując około tysiąca osób jednocześnie. Często oprócz aresztowań zaczęło dochodzić do szykan ze strony władz i dyskryminowania aktywistów. Wprowadzono prawo takie, jak wobec mafii: jeśli ktoś jest aresztowany po raz czwarty z tego samego paragrafu, może trafić do więzienia na dożywocie. Ze względu na twardą rękę państwa, wiele osób wycofało się z ruchu pro-life w Stanach i Kanadzie. Bali się o pracę, swój status społeczny.
A pozostali?
– Zmienili taktykę: skoro zakazano blokad, starali się nawiązać dialog z kobietami, które szły do kliniki. Rząd wyznaczył dystans, jaki powinni zachowywać działacze wobec klinik. Wynosi kilkaset metrów. Jeśli się go przekroczy można zostać aresztowanym. Wyznaczenie stref buforowych zdołało znacznie spacyfikować działalność doradców pro-life.
Poza Lindą Gibbons.
– Tak, to właśnie między innymi Linda Gibbons – matka, babcia i prababcia – od lat spaceruje przed klinikami z transparentem z podobizną dziecka nienarodzonego i napisem: „Mamo dlaczego, skoro mam tyle miłości do przekazania?”. W tym roku 7 sierpnia została po raz kolejny aresztowana, rozprawę zaplanowano na 12 listopada.
Dlaczego nadal się nie poddajecie?
– Z Lindą kierujemy się podstawowym chrześcijańskim imperatywem. Działając na rzecz tych dzieci – działamy na rzecz Chrystusa. Ja staram się do ostatniego momentu przekonać kobiety, by nie zabijały. Modlitwą i rozmową. Linda – przez transparent.
Udaje się Wam?
– Utkwiła mi w pamięci taka sytuacja: w pomieszczeniu jednej z klinik aborcyjnych siedziały cztery kobiety. Mówiłam do nich, starając się dać im ulotki informujące o miejscach, w których mogłyby otrzymać pomoc. Siedziały ze spuszczonymi głowami. Po krótkiej modlitwie zdecydowałam się na inną metodę. Opowiedziałam im o pogrzebie w jednej z miejscowości w stanie Michigan, podczas którego wystawiono 17 trumienek z ciałami dzieci. Zostały zabite w wyniku aborcji, a ich ciała wyrzucone na śmieci obok kliniki. Na słowo „śmieci” jedna z kobiet spojrzała na mnie, zszokowana. Wysłała SMS, wstała i wyszła (widziałam, że na ekranie komórki miała wyświetloną twarz dziecka). Jestem przekonana, że to było zaproszenie Pana Jezusa dla niej, by uświadomiła sobie, że może nie zabić.
Jak wiele dzieci udaje się w ten sposób uratować?
– Trudno dokładnie powiedzieć. Znamy z Lindą co najmniej cztery przypadki , co do których mamy pewność, że kobiety po naszych działaniach odmówiły aborcji. Przestrzegałabym przed popadaniem w statystyki. Czy warto było pójść do więzienia? Nawet za jedno dziecko tak – bo to jest żywy człowiek!
Jak Kanadyjczycy odnoszą się do sprawy Lindy?
– Dla wielu jest ona nieznana, a spora część odnosi się do niej z dystansem. Aborcja przyczyniła się do zobojętnienia społeczeństwa. Stąd wyrazy wsparcia, szczególnie osób młodych, wiele dla niej znaczą. Wkrótce będzie można przeczytać jej list do Polaków na moim profilu na Facebooku, będzie też można wysłać do niej list, do więzienia w Ontario w Kanadzie.
Polska jest w momencie, w którym Kanada była kilkadziesiąt lat temu. Dostęp do aborcji jest ograniczony. Jak wyglądała w Kanadzie kampania, która przygotowywała i przekonywała społeczeństwo do poszerzania prawa aborcyjnego?
– Takim przykładem może być to, o czym mówił śp. dr Bernard Natanson, nawrócony aborter: niektóre środowiska lekarskie nagłaśniały, że kobiety dokonując aborcji w sposób nielegalny, tracą życie. Jedyną drogą wyjścia miało być zalegalizowanie aborcji. Liczby zmarłych kobiet okazały się później bardzo przesadzone. Teraz okazuje się, że na skutek legalnych aborcji umiera więcej pań niż wówczas przy nielegalnych. Druga sprawa to kształtowanie myślenia antykoncepcyjnego. Paweł VI ostrzegał, że przyjęcie takiego podejścia będzie pewną drogą do aborcji i miał rację.
Jak ocenia Pani nastroje? Jakie tendencje przeważają w Kanadzie: ku obronie życia czy ku lekceważeniu go?
– Wydawałoby się, patrząc na przekaz medialny czy rozmowy z poszczególnymi ludźmi, że wielu jest za tzw. postawą pro choice, czyli „za wyborem”. W rozmowie okazuje się, że spora ich część nie bardzo wie, co oznacza „być za wyborem”. „Za wyborem czego?” – pytam i gdy podążymy wspólnie za tematem, bardzo często zmieniają swoje zdanie. Albo się zamykają. To naturalne w kontekście tego, że około jednej czwartej kanadyjskich kobiet miało aborcję już przed wiekiem dojrzałym. Wiele z nich stara się ukryć winę i nie wracać do niej. Sloganami typu „jestem za wyborem” starają się zatuszować wewnętrzne poczucie winy.
Jak Pani postrzega działania za życiem w Polsce?
– Jestem zbudowana waszą wiarą i postawą. Macie wśród was wielu bohaterów, broniących dzieci nienarodzonych. Na przykład prof. Chazana, który odmówił doradzenia, gdzie zabić dziecko i z tego powodu jest szykanowany. Jacka Kotulę z rzeszowskiego oddziału Fundacji PRO, który został oskarżony przez szpital Pro Familia za to, że wyraził swój sprzeciw wobec mordowania w nim dzieci. Szpital zarzuca mu oszczerstwo, wyjaśniając, że dzieci są tam… terminowane, a nie zabijane. Wkrótce będzie miał rozprawę.
Spędziła Pani w więzieniu 22 miesiące, czyli prawie dwa lata, za przekonywanie kobiet do niezabijania dzieci. Czy żałuje Pani czegoś, co doprowadziło do takiej sytuacji?
– Mam wyrzuty sumienia, ale nie odnośnie do tego, co robiłam. Jest mi żal, ponieważ w więzieniu nie zawsze skupiałam się na potrzebach napotkanych tam kobiet, na tym, o czym z nimi porozmawiać. Często pracownikom więzienia udawało się odwieść mnie od tego, co dla mnie jest najważniejsze. Traciłam koncentrację na tym.
A jak reagowały kobiety więzione wraz z Panią?
– Większość była przychylna. Od czasu do czasu spotykałam się z dyskretną agresją, drobnymi szykanami, w większości były jednak pozytywnie nastawione do mojej osoby i były w stanie wysłuchać powodu, dla którego się tam znalazłam.
W trudnych warunkach doświadcza się chwil zniechęcenia. Niemal dwa lata za kratkami to dwa lata życia w samotności. Jaki ma Pani sposób na to, by poradzić sobie z takimi chwilami?
– Chciałabym tu przytoczyć słowa matki Teresy z Kalkuty, że miarą świętości jest wierność, a nie sukcesy. Liczy się nasza lojalność względem woli Bożej, bo w ostateczności przecież to On wszystkim kieruje. My jesteśmy instrumentami. Pomaga mi też bardzo przykład kanadyjskiego jezuity – ks. Tony’ego – który od czasów, gdy aborcja została w Kanadzie zalegalizowana, stoi przed parlamentem za każdym razem, gdy odbywa się jego sesja. Niezależnie od pogody: stoi i modli się. I pewnie będzie tak stał do swojego ostatniego dnia. To jest dla mnie przykład wierności zawierzenia.