Logo Przewdonik Katolicki

Żyć, a nie wegetować

Aleksandra Wyganowska i ks. Maciej Kubiak
Fot.

Kim był błogosławiony Pier Giorgio Frassati, patron studentów i młodzieży? Człowiekiem sukcesu? Buntownikiem? Jedno wiemy na pewno: był nadzwyczaj dojrzałym i aktywnym człowiekiem, a dzięki jego siostrzenicy Wandzie Gawrońskiej szczegóły jego życia możemy poznać z pierwszej ręki.

Kim był błogosławiony Pier Giorgio Frassati, patron studentów i młodzieży? Człowiekiem sukcesu? Buntownikiem? Jedno wiemy na pewno: był nadzwyczaj dojrzałym i aktywnym człowiekiem, a dzięki jego siostrzenicy – Wandzie Gawrońskiej – szczegóły jego życia możemy poznać z pierwszej ręki.

Rozmowa z Wandą Gawrońską, siostrzenicą bł. Piera Giorgia Frassatiego.  

W jakim domu wychował się Pier Giorgio Frassati?

– Był dość surowo wychowywany. Matka Piera Giorgia była artystką, ale też była bardzo wymagająca. Jej pasją było malarstwo, któremu poświęcała każdą wolną chwilę. Ojciec w młodości rozpoczął pracę w gazecie „Piemontese”. Później za pożyczone od matki pieniądze wykupił ją, tworząc wydawaną do dziś „La Stampę”, drugi największy dziennik Włoch. Był bardzo wpływowym człowiekiem, przyjaźnił się z premierem Giovannim Giolittim. To dzięki niemu Alfredo Frassati został po I wojnie światowej ambasadorem w Berlinie i najmłodszym senatorem. 

 

Pani matka była siostrą błogosławionego?

– Tak. Moja mama, Luciana Frassati, była półtora roku młodsza. Zmarła mając 105 lat, podczas gdy Pier Giorgio odszedł, mając zaledwie 24 lata. Gdy ojciec Luciany, a mój dziadek był ambasadorem w Berlinie, poznała młodszego sekretarza polskiej ambasady, Jana Gawrońskiego. Pobrali się w 1925 r., kilka miesięcy przed śmiercią mojego wujka, Piera Giorgia. Cała rodzina czuje jego opiekę. Pomaga nam na każdym kroku, my za to opowiadamy innym, jaka to radość mieć w rodzinie błogosławionego. Są to jednak także dodatkowe obowiązki, jeżdżę po świecie i uświadamiam moim młodszym krewnym, jaki to zaszczyt.

 

Pani mama, Luciana, rozpoczęła ogromną pracę zbierania dokumentów, wydawania książek o życiu bł. Piera Giorgia.

– Moja matka zaczęła pisać o Pierze Giorgiu po wojnie, kiedy dowiedziała się, że wstrzymano proces beatyfikacyjny jej brata. Rozpoczęto go w 1931 r. i postępował bardzo szybko. W 1941 r. zebrała się komisja, po której oczekiwano dalszego przyspieszenia, ale pojawiła się plotka o romansie Piera Giorgia z jedną z dziewczyn, z którą wędrował po górach. Wiemy, że zakochał się raz w życiu, jednak z nieznanych powodów zrezygnował z tego uczucia. Dlatego, gdy moja matka dowiedziała się o tych pomówieniach, wysłała list do papieża. Pisała w nim, że nie zamierza wtrącać się w kościelne procedury, ale musi bronić historycznej prawdy o swoim bracie. Mama mówiła, że można by go bezpodstawnie oskarżyć o wszystko, ale nigdy o niedotrzymanie czystości – tego nie mogła znieść. Wtedy żyło jeszcze wielu ludzi, którzy go znali, dlatego zaczęła zbierać wspomnienia tych osób. Doszło do tego, że papież powołał komisję celem zbadania, czy warto kontynuować proces. Komuś z otoczenia Piusa XII bardzo zależało, by do tego nie dopuścić i zgromadzone dokumenty czekały 40 lat. Dopiero papież Paweł VI, który był asystentem młodzieży akademickiej, wiele słyszał o zaangażowaniu studenta z Turynu i to on kilka miesięcy przed śmiercią wznowił proces.

 

Podobno zafascynowany był nim również ówczesny arcybiskup Krakowa?

– W 1977 r. zorganizowano wystawę o Pierze Giorgiu Frassatim u dominikanów w Krakowie. Otwierał ją oczywiście kard. Karol Wojtyła. Nazwał on wtedy mojego wuja „człowiekiem ośmiu błogosławieństw” i stwierdził, że chociaż jeszcze nie jest wyniesiony na ołtarze, to powinien zostać patronem młodzieży akademickiej. Potem, już jako papież wspominał o nim wiele razy. W Turynie porównał go do św. Jana Bosko, a gdy otwierał ośrodek San Lorenzo w Rzymie, postawił go obok św. Franciszka jako wzór, przekonując, że jest on kimś bliższym naszym czasom.

 

20 maja 1992 r. odbyła się jego beatyfikacja, której dokonał właśnie Jan Paweł II.

– Całą rodziną, wraz z mamą, braliśmy udział w tym wydarzeniu. Ale jeszcze przed beatyfikacją papież przyjechał do Pollone, rodzinnej miejscowości Frassatich i modlił się przy jego grobie. Do beatyfikacji potrzebny był cud. Gdy uznano heroiczność cnót, postulator procesu myślał, że będzie musiał długo czekać na cud za wstawiennictwem Piera Giorgia. Jednak jakiś ksiądz przypomniał sobie, że kiedyś widział w gazetach przedwojennych informację o cudzie, który miał miejsce jeszcze w latach 30. Pewien żołnierz chorował na chorobę Potta, rodzaj paraliżu kręgosłupa i został uzdrowiony. Wtedy pisano, że był to cud za wstawiennictwem Piera Giorgia Frassatiego.

 

Kiedy Pani pierwszy raz w życiu usłyszała o swoim błogosławionym wuju?

– Całe życie słyszeliśmy o nim, ale mało. Trochę dziwna to sytuacja, ale gdy przyjeżdżał do nas dziadek, ojciec Piera Giorgia, musieliśmy chować wszystkie jego fotografie. On nigdy nie pogodził się ze śmiercią syna – nie można było przy nim nawet wspominać o wuju. Odkryłam go dopiero w 75. rocznicę jego urodzin. Jako że zajmowałam się fotografią, mama poprosiła mnie o przygotowanie wystawy na jego temat. Zaczęłam o nim czytać i przejęło mnie to do głębi.

 

Wybitny niemiecki teolog, Karl Rahner we wstępie do książki Pani mamy napisał: „Frassati to typ młodego chrześcijanina, czystego, radosnego, oddanego modlitwie, otwartego na wszystko, co jest wolne i piękne, wrażliwego na problemy społeczne, niosącego w sercu Kościół, jego losy, żywiołowego w sposób pogodny i męski. W jaki sposób Rahner poznał Piera Giorgia?

– Rodzice Piera Giorgia, gdy mieszkali w Berlinie, poznali się z rodzicami Rahnera, dlatego i on zapoznał się z tym wybitnym teologiem i nawiązał z nim przyjaźń. Karl napisał o nim wiele artykułów. Mój wuj prowadził bogate życie, miał mnóstwo zainteresowań i aktywności. Czasami zastanawiam się, jak on mógł to wszystko pogodzić: wymagające studia, aktywność polityczną we Włoskiej Partii Ludowej, a także na arenie międzynarodowej, bo pisał do młodzieży katolickiej Niemiec, Danii. Był również w Polsce, zwiedzał kopalnię w Katowicach. Studiował inżynierię górnictwa, interesowały go tamtejsze kopalnie. To był jego świadomy wybór, choć jako syn właściciela „La Stampy” mógł przecież w prosty sposób zostać dziennikarzem.

 

A czym było założone przez niego stowarzyszenie „Ciemnych typów”?

– Na ostatnim roku studiów grupa jego przyjaciół obawiała się, że wszyscy się rozjadą i nie będą mieć ze sobą kontaktu. Wymyślił więc organizację o takiej żartobliwej nazwie „Ciemne typy” (w oryginale tipi loschi). Wszystko było – oczywiście dla żartów – zorganizowane na wzór rewolucji francuskiej. Pier Giorgio był „terrorem” albo też Robespierrem. To wszystko było właśnie po to, żeby się śmiać. Podobnie jak w czasach rewolucji, wysyłali sobie „proklamy” z opisami swoich górskich wycieczek. Frassati pisał, że mają oni granitową bazę, fundament – wiarę. Przekonywał, że gdziekolwiek będą na świecie, mogą być zawsze złączeni przez modlitwę.

 

To wiara zaprowadziła go do ubogich?

– Charakterystycznymi cechami Piera Giorgia były modlitwa i miłosierdzie. Biedni, chorzy i cierpiący stali się jego życiem. Miał jakiś dar, który pozwalał mu dostrzegać problemy innych, ich ból. Myślał, że idąc do biednych, idzie do Chrystusa. Jeden przyjaciel zapytał go nawet, jak daje sobie radę w tej służbie, jak można chodzić do tak brudnych miejsc – a dodać trzeba, że nie było wtedy żadnej innej opieki socjalnej. Odpowiedział, że wokół tych ludzi, w tych miejscach, widzi specjalne światło, którego my nie mamy.

 

Służył im do końca?

– Tak, to wśród chorych zaraził się niestety wirusem, wywołującym chorobę Heinego-Medina, na którą zmarł, cierpiąc przez pięć dni. Chodził do szpitali, zbliżał się do chorych, czuwał przy umierających. Pier Giorgio zmarł w sobotę, a w piątek zazwyczaj brał udział w spotkaniach Konferencji Świętego Wincentego. W swoich kieszeniach miał zawsze wiele karteczek z nazwiskami biednych i ich potrzebami. Gdy leżał w piątek wieczorem, poprosił moją mamę, żeby z kieszeni jego kurtki wyciągnęła zastrzyki i kwit lombardowy, chciał te rzeczy od razu posłać do swoich kolegów z Konferencji. Chciał też napisać kartkę polecającą. Mama widząc jego osłabienie, zaproponowała, że napisze za niego. Pier Giorgio odmówił. Ta zupełnie nieczytelna kartka pozostała do dzisiaj, to była jego ostatnia myśl, po której zapadł w śpiączkę.

 

Był tercjarzem dominikańskim. Czy nigdy nie myślał o kapłaństwie?

– Matka Rahnera, widząc, że chodzi codzienne na Mszę, zapytała czy ma zamiar zostać księdzem.

Pier odpowiedział, że gdyby żył w Niemczech, to może tak, ale we Włoszech żyje się bliżej ludzi, bliżej robotników, jako laik. Było to spowodowane zakazem uczestnictwa katolików w życiu politycznym po zjednoczeniu Włoch. Ale taka była właśnie jego droga.

 

Czy współczesna młodzież może się wzorować na Pierze Giorgiu Frassatim?

– Tak, bo to bardzo aktualna postać. Zawsze myślę, że mogą go mieć za takiego dobrego przyjaciela, bo wiele ich łączy i mają dużo wspólnego. Codzienne życie Piera Giorgia nie było nadzwyczajne, było jak życie studenta dzisiaj.

Dziś na świecie powstaje wiele inicjatyw związanych z jego osobą. Młodzież z Australii prosiła, by jego ciało, które po śmierci pozostało w stanie nienaruszonym, przywieźć na ŚDM w Sydney. Teraz ruchy jego imienia działają od Australii, poprzez Indonezję, bardzo znany jest w USA. Mnóstwo księży i seminariów idzie za jego przykładem. Mnie jako osobę świecką nieustannie to uderza. Przypomniał o nim też ostatnio papież Franciszek. Zacytował jego słowa: „Jaka to łaska być katolikiem. Życie bez wiary, prawdy, której się broni, to nie jest życie, lecz wegetacja. My musimy żyć, a nie wegetować”.

 


Piotr Jerzy Frassati, właśc. Pier Giorgio Frassati, to włoski tercjarz dominikański (OPs), błogosławiony Kościoła rzymskokatolickiego. Urodził się 6 kwietnia 1901 r. w Turynie, gdzie również zmarł  4 lipca 1925. Był synem Alfreda Frassatiego – senatora, ambasadora Królestwa Włoch w Berlinie, i Adelaidy – malarki. Miał o 1,5 roku młodszą siostrę Lucianę. Należał do wielu stowarzyszeń: Apostolstwa Modlitwy, Konferencji św. Wincentego à Paulo, Uniwersyteckiej Federacji Katolików Włoskich i Włoskiej Młodzieży Katolickiej. Studiował inżynierię górniczą na Politechnice Królewskiej w Turynie. 28 maja 1922 r. Frassati wstąpił do III Zakonu św. Dominika (zakon świecki), przyjmując imię Girolamo (Hieronim). W 1924 r. założył z przyjaciółmi nieformalne stowarzyszenie „Ciemnych Typów” (Societa Tipi Loschi), którego celem był apostolat wiary i modlitwy, między innymi przez wspólne górskie wycieczki. Zmarł w wieku 24 lat na chorobę Heinego-Medina, którą zaraził się od ubogiego chorego. Jego postać rozpowszechniła siostrzenica Wanda Gawrońska. Pier Giorgio Frassati został beatyfikowany przez papieża Jana Pawła II 20 maja 1990 r. Jego wspomnienie liturgiczne obchodzone jest 4 lipca. Jest patronem młodzieży, studentów, ludzi gór i Akcji Katolickiej. Jego relikwie znajdują się m.in. w polskiej parafii Matki Boskiej Piekarskiej w Katowicach i w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Poznaniu.

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki