Styczeń i luty w kalendarzach studentów przepełniony jest egzaminami. To znak, że zaczęła się sesja. Również dziewczęta z bursy sióstr sercanek przygotowują się pieczołowicie do zaliczeń, by pokazać na co je stać – a stać na wiele. Ale zanim zaczną naukę w bursie, dzieją się inne ciekawe rzeczy.
Bursiane 3xZ
Pokój do nauki, zwany potocznie uczelnią bądź też kujnią w bursianym slangie, co wieczór pęka w szwach. Dziewczęta notują, klikają, czytają, powtarzają i konsultują swoje umiejętności z koleżankami. Wiedzą, że muszą ten czas wykorzystać jak najlepiej, by potem z oceną bardzo dobrą wrócić do domu na ferie. Same podkreślają, że bursa to idealne miejsce do nauki. – Jeśli chodzi o naukę, to nie wyobrażam sobie lepszego. W ciągu dnia można się uczyć wygodnie w pokojach, a gdy jest potrzeba, to również nocą jest taka możliwość w specjalnych do tego pokojach, w których każdy zachowuje ciszę i nikt nikomu nie przeszkadza. Jedynie kwestia wygody niektórych krzeseł i stolików jest wątpliwa, ale nie można mieć wszystkiego i ja cieszę się z tego, co jest – opowiada Aurelia Weisbrołt. Dziewczyny w swojej sesyjnej filozofii życia wyznają inną od tej znanej formę 3xZ, tzn.: zakuć, zdać, zachwalać Boga. Dokładnie tak, bo to Bóg daje im tzw. kopa do działania. – Dużą zaletą dla mnie, którą doceniłam z biegiem czasu, jest 24-godzinna obecność Pana Jezusa w tabernakulum. Kiedy tylko chcemy, możemy iść do kaplicy i porozmawiać z Bogiem o wszystkich dręczących nas sprawach. Krótko ujmując, dobrze mieć tak blisko pogotowie duchowe – podkreśla jedna z mieszkanek, Gabriela Młyńska.
Bursa, ale co to jest?
Choć dla niektórych nazwa tego domu brzmi dość enigmatycznie, to dziewczyny z łatwością są w stanie wytłumaczyć, gdzie mieszkają. Różne bywają reakcje na wiadomość o zamieszkiwaniu w tym dość nietypowym akademiku. Jedni, ci bardziej życzliwi wyrażają swoje zaciekawienie miejscem i często dopytują, jak wyglądają warunki i zasady tam panujące. Są też tacy, którzy kąśliwie dziewczętom podkreślają, że nie mieszkają nigdzie indziej, tylko w klasztorze. Bywają również sytuacje dość komiczne, jak choćby ta opisywana przez Ewę Karpiel: – Dorota, koleżanka z drugiego piętra, która mieszkała z nami w czasie studiów, opowiadała kiedyś o sytuacji, w której się znalazła. Otóż, pewnego dnia Dorota, po usilnych naleganiach ze strony znajomych ze studiów zaprosiła ich do siebie – zdziwili się, że mieszka w bursie. Zaprowadziła ich do pokoju gościnnego, poinformowała, że idzie po kilka rzeczy do pokoju i zaraz wróci. Męska część grona oburzyła się na wieść, że nie może iść z nią i za wszelką cenę chciała zobaczyć, gdzie się udaje. Mimo jej zastrzeżeń, panowie poszli za nią, aż na drugie piętro. Tam zobaczyli kratę, oddzielającą przestrzeń, którą zamieszkują studentki od reszty budynku i wpadli w śmiech. Zaczęli żartować, że mieszka jak w klasztorze, etc. Na to ona im odparła, że prawdziwy skarb musi być dobrze strzeżony.
Szczęśliwy dom dla studentek
Mimo iż bursę zamieszkuje aż 70 dziewcząt, odczuwa się tam bardzo rodzinną atmosferę. To ciepłe i przyjacielskie stosunki z siostrami sprawiają, że jest ona jak drugi dom. Dziewczyny często i chętnie przychodzą do sióstr, by zwyczajnie porozmawiać. Dyżurka, w której zawsze jest któraś z sióstr, często pełni funkcję poradni czy rozmównicy. S. Maria chętnie dzieli się swoim czasem z innymi. – Zawsze znajdujemy chwilę na rozmowy z dziewczynami. One opowiadają nam swoje radości i smutki, czasem też powiedzą, z jakimi problemami borykają się na studiach czy w życiu codziennym. Doradzamy nawet sukienki ślubne, jak jest tylko taka potrzeba – dodaje.
Chrystus – spoiwo więzi międzyludzkich
Jednak to, co jednoczy te wszystkie osoby to Jezus Chrystus. Jak mówi s. Maria, to Miłość przez duże „M”. – „Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością” (1J 4, 8). To się przekłada na codzienne relacje. Otwartość na siebie, wychodzenie naprzeciw potrzebom. Również znoszenie i wybaczanie sobie takich codziennych przewinień i przykrości. Jezus jest w drugim człowieku. Ja widzę Go w dziewczętach, a dziewczęta dostrzegają Go w nas – stwierdza s. Maria. Jednym z najważniejszych elementów życia w bursie jest comiesięczna wspólna Eucharystia. To właśnie tam najczęściej spotykają się wszystkie dziewczyny, ofiarując swoje prośby i podziękowania i kładąc je na patenie podczas Mszy św. Nie brak w nich także młodzieżowego akcentu. To dziewczyny czytają i śpiewają na chwałę Bożą.
Miłe dodatki dnia codziennego
Bursa, jak przystało na akademik, ma również swoje zasady. Dziewczyny co dzień muszą wypełniać dyżury, utrzymując w ten sposób porządek. To przygotowuje je do przyszłego życia, kiedy staną się żonami, matkami i będą musiały dbać o swoje ognisko domowe. Często swoje obowiązki przekuwają także w zabawę i żarty. – W naszej bursie nie brakuje radości. Można się nawzajem pośmiać, czasem z siebie nawzajem. Na przykład wykonując codzienne zadania. Dziewczęta wracając z dyżuru wynoszenia śmieci, mówią do domofonu: „Kosze przyszły” – śmieje się s. Maria.
Żeby jednak swojego życia nie przeżyć w zbyt szybkim tempie, siostry proponują dziewczynom różne projekty. Jednym z takich przypadków było wspólne układanie puzzli. Zaczęło się od zwyczajnej nudy, a skończyło się na kilkudniowym, rodzinnym dopasowywaniu części do późnych godziny nocnych. – Puzzle stały się odskocznią od codziennej nauki i obowiązków, trosk. Dały również wiele radości, a także zbliżyły nas do siebie. Właśnie wtedy doświadczyłyśmy szczególnej więzi. I dzięki temu wspólnie ułożyłyśmy w sumie 5000 elementów puzzli – opowiada s. Edwina.
Dziewczęta mają również okazję do wspólnego wędrowania z siostrami po tatrzańskich szlakach, podziwiając piękno przyrody, uczestniczyć w spotkaniach z wartościowymi ludźmi, wziąć udział w warsztatach komputerowych czy też z komunikacji interpersonalnej, a także obejrzeć wartościowy film. Możliwości jest wiele, trzeba tylko umiejętnie po nie sięgnąć i korzystać, na ile tylko starcza sił.
Przyjaźnie, które się nie kończą
Jak to mówią, w swojej zagrodzie różne owieczki ma Pan Bóg. Tak samo jest i w bursie. Jedne dziewczęta przychodzą i mieszkają całe studia, a inne np. rok czy dwa. To jednak nie stoi na przeszkodzie, by trwale zawiązywać przyjaźnie między sobą. – Mimo że kilka z moich bliskich koleżanek zmieniło miejsce zamieszkania w czasie studiów, nadal utrzymujemy kontakt. Basia, z którą mieszkałam na pierwszym roku studiów, odwiedza nas co jakiś czas, czy to z okazji czy też bez, często tak po prostu, bo ma „po drodze”. Agata, która opuściła nas dwa lata temu, pojawia się na spotkaniach towarzyskich, czasem nawet na naszych rekolekcjach. Kiedyś odwiedziła mnie również Ania – chciała zobaczyć swój dawny pokój, no i co się u nas zmieniło – z uśmiechem opowiada Ewa.