Gdy gramy w planszówki z małymi dziećmi, zwykle jest to dla nas, dorosłych, dość nużące. Z reguły ograniczamy się do gier typu „Memory” w różnych wersjach, ale i tu trzeba uważać, bo gdy zdobędziemy zbyt dużo punktów – dzieci płaczą. Jeśli z kolei celowo damy dziecku wygrać, też może to zauważyć i obrazić się na taryfę ulgową. Wiadomo, że wszystkie gry planszowe dla starszych dzieci i dorosłych mają jeden cel – wygrać, a ich atrakcyjność polega na konieczności planowania strategii gry. Badania naukowe pokazują jednak, że przedszkolaki mają do takich gier zupełnie inne podejście.
Dzieci nie rozumieją gier rywalizacyjnych
Beate Priewasser wraz z zespołem z Uniwersytetu w Salzburgu przeprowadziła w 2013 r. eksperyment dotyczący strategii rozgrywania gier z małymi dziećmi. Zaproponowała przedszkolakom w wieku od trzech do pięciu lat prostą zabawę rywalizacyjną. W zestawie były korale, kostka do gry oraz po jednym patyku dla każdego dziecka. Zadanie było następujące: dzieci rzucały po kolei kostką, brały tyle korali, ile oczek wypadło na kostce i nawlekały na swój patyk. Dziecko, które pierwsze zapełniło swój patyk – wygrywało.
Do gry wprowadzono dodatkową zasadę. Dziecko mogło zabierać korale z dwóch różnych źródeł: ze stołu lub zdejmować je z patyków innych dzieci. Okazało się, że im starsze dziecko tym było bardziej skłonne zabierać korale innym. Maluchy (nawet gdy eksperymentator przypominał im o możliwości zabrania innym korali) wolały pobierać korale ze wspólnej puli. Badacze uznali, że jest to związane z rozwojem zdolności myślenia strategicznego. Wymaga to jednoczesnego planowania – co zrobić, by samemu mieć korali jak najwięcej, a inni jak najmniej, jaką strategię zastosować, by gra nie polegała wyłącznie na zabieraniu sobie nawzajem korali, bez końca?
Badanie jednak prowokuje do postawienia innych pytań. Czy to naprawdę tylko kwestia myślenia strategicznego? Gdy porównywano wyniki między płciami, okazało się, że chłopcy byli bardziej skłonni do zabierania korali innym dzieciom, dziewczynki (niezależnie od wieku) wolały je pobierać ze wspólnej puli. Istnieje sporo badań pokazujących, że umiejętność empatii, wczuwania się w uczucia drugiej osoby, manifestuje się już od niemowlęctwa silniej u dziewczynek niż chłopców. Może zatem to nie tylko kwestia stopnia rozwoju poznawczego.
Gry kooperacyjne
Niezależnie od przyczyn, okazuje się, że dla dzieci do czwartego (a czasem piątego) roku życia gry rywalizacyjne nie są najlepsze. Oznacza to, że podstawowe korzyści rozwojowe z gier planszowych – czyli rozważanie różnych taktyk – są niedostępne dla maluchów. Ale czy na pewno?
Doświadczenie pedagogów pokazuje, że dzieci są w stanie prowadzić znaczące, konstruktywne dyskusje dotyczące sposobu osiągnięcia wspólnego celu. A zatem możemy im zaproponować kooperacyjne gry planszowe, w których cała drużyna pracuje nad osiągnięciem wspólnego celu... Problem polega na tym, że nie widziałam takich gier w Polsce, a jedyna firma, która je w naszym kraju propagowała, została zamknięta z końcem ubiegłego roku. Mimo to być może znajdzie się kreatywny i przedsiębiorczy rodzic, który tego typu grę zaprojektuje?
Kocur Max
To interesująca gra przeznaczona dla dzieci od lat trzech. Wymaga ona współpracy graczy przeciw wspólnemu wrogowi, jakim jest kocur Max. Na podwórku mieszkają ptaszek, wiewiórka i pręgowiec amerykański (w wersji polskiej mogłaby to być myszka). Muszą one dostać się z domku do drzewa ścieżką, po której idzie też kocur Max. Jeśli kot stanie na tym samym polu co inne zwierzątko – zjada je. Gracze po kolei rzucają dwiema kostkami. Na ściankach kostek są tylko dwa kolory – kółko czarne (ruch Maxa) lub zielone (ruch dowolnego zwierzątka). A zatem przy każdym rzucie można wylosować albo dwa kółka czarne (dwa ruchy Maxa – wyłącznie w przód), dwa kółka zielone (dwa ruchy – jednego lub dwóch zwierzątek – dowolnie w przód lub w tył) lub jedno zielone i jedno czarne. Po każdym rzucie kostkami jest czas na dyskusję, wspólne ustalenie, jakim zwierzątkiem warto (i w którą stronę) się przesunąć, by uniknąć wpadnięcia w łapy Maxa. Dla każdego zwierzęcia stworzony jest też specjalny skrót, pozwalający na ominięcie trzech pól. Problem polega na tym, że kocur Max też może z tych skrótów korzystać. Jeśli Max dotrze do drzewa przed innymi zwierzętami, czyha na nie. Oznacza to, że aby przeskoczyć nad jego głową na drzewo, trzeba wylosować dwa kółka zielone. Czterokrotnie w czasie gry można też zwabić kota z powrotem do domu za pomocą przysmaku. Zaczyna wtedy ściganie zwierząt od nowa.
Gra ta ma kilka zalet. Przede wszystkim wymaga autentycznego dyskutowania o strategii. Jest ciekawa nie tylko dla dzieci, ale także dla dorosłego, który w niej uczestniczy lub ją nadzoruje. Jedyne niebezpieczeństwo polega na tym, że dziecko, które już dobrze opanowało strategię gry, może próbować narzucać swoje rozwiązania innym dzieciom. Możemy temu zapobiec, jeśli dorosły nadzorujący grę będzie pytał po kolei wszystkich: „a ty jak sądzisz, co powinniśmy teraz zrobić”?
Co prawda instrukcja jest w języku angielskim, ale sama gra nie jest skomplikowana. Od biedy można też planszę wykonać samemu. Planowana jest też publikacja tej gry w wersji na iPada.
Wielki wyścig
Psycholodzy edukacyjni Geetha Ramani i Robert Siegler w dobrze udokumentowanym badaniu naukowym udowodnili jej skuteczność w rozwijaniu umiejętności liczenia u przedszkolaków. Grę można wykonać samodzielnie. Na kartonie rysujemy dziesięć pól. Na każdym polu wyraźnie malujemy jego numer. Każdemu graczowi wręczamy jeden pionek. Potrzebna też jest kostka do gry, jednak pozwalająca wyłącznie na wylosowanie jednego lub dwóch oczek. Gracz rzuca kostką i przesuwa swój pionek o wylosowaną liczbę oczek. „Haczyk” polega na tym, że nie liczy przeskakiwanych pól (1 lub 2), a nazywa pola, przez które pionek przechodzi. Czyli, jeśli stoi na polu 5 i wylosuje dwójkę, przesuwa pionek, mówiąc: „sześć, siedem”. Grę możemy prowadzić zarówno kooperacyjnie (wszyscy pomagają po kolei przejść wszystkim pionkom po torze) lub rywalizacyjnie. W tym przypadku – kto się pomyli, wraca do punktu startu. Osobiście zrobiliśmy wersję kooperacyjną, w której zadaniem jest pomoc zwierzętom w dostaniu się po dziesięciostopniowym trapie na arkę Noego.
Inne gry kooperacyjne
Jak już wspomniałam, na polskim rynku nie widać gier dla dzieci nastawionych na kooperację. Można za to zastanowić się nad taką zmianą reguł w grach dostępnych na naszym rynku, by konieczna była współpraca. Dla przykładu – w grze „Pędzące żółwie” jest pewien potencjał kooperacyjny, mianowicie fakt, że żółwie mogą na siebie wskakiwać i wtedy żółw znajdujący się pod spodem przenosi wszystkie inne wraz z sobą. Można zatem wprowadzić nową regułę – chcemy doprowadzić do celu wszystkie żółwie, poza jednym, który do nikogo nie należy. W tym momencie możliwa jest dyskusja nad strategią. A zatem możemy też przejrzeć różne już posiadane gry i zastanowić się, czy istnieje możliwość zmodyfikowania ich reguł tak, by nie były nastawione na indywidualne zwycięstwo, a na współpracę.