Prosty dom w bocznej uliczce Żydowa. Łatwo go poznać, po stojącym przed nim krzyżu. Krzyż jest już trzeci – pierwszy postawił w tym miejscu dziadek pana Stefana Szymkowiaka. Pana Stefana odwiedzam, bo w całej archidiecezji gnieźnieńskiej to właśnie on ma największą, prywatną kolekcję pamiątek po Janie Pawle II.
Zaraz po wejściu do domu rzuca się w oczy wielki portret papieża Polaka. Jego wykonanie wymagało trzech miesięcy pracy – to misterny haft krzyżykowy. Papież oddany jest na nim bardzo realistycznie, zdaje się patrzeć na tych, którzy wchodzą do domu. Umieszczenie go w centralnym punkcie mieszkania sprawia, że zwracają na niego uwagę wszyscy, od gości, po najmłodsze wnuki i prawnuczkę pana Stefana, które już wiedzą, że to jest Ktoś.
Kolekcja pana Szymkowiaka to w zasadzie żadne cenne skarby: książki, pocztówki, zdjęcia, trochę znaczków. Ich zebranie jednak wymagało wielu lat starań i duchowego towarzyszenia Janowi Pawłowi II na całej jego papieskiej drodze.
- Biskupa Wojtyłę kojarzyłem mniej więcej od roku 1966 – wspomina pan Stefan. – Wtedy to przywieziono nas z zakładu pracy do Gniezna na siłę, żebyśmy uczestniczyli w państwowych obchodach tysiąclecia państwa polskiego. Uciekłem wtedy stamtąd, przebiłem się przez kordon ochrony i udało mi się przedostać przed katedrę. Wtedy to po raz pierwszy zobaczyłem na żywo uczestniczącego w uroczystościach milenijnych biskupa Wojtyłę i wtedy stał mi się bliski.
O wyborze ulubionego biskupa na Stolicę Piotrową usłyszał od teścia, który w sąsiednim pokoju słuchał Radia Wolna Europa. – Słuchaj Stefan, Wojtyła został papieżem! – Tobie coś się chyba w głowie pokręciło! – Nic się nie pokręciło, Ameryka właśnie mówiła!
Chwilę potem ze spaceru z dzieckiem wróciła żona pana Stefana: – Sąsiad mówił, że Wojtyłę papieżem wybrali!
To wtedy zaczęła się dla pana Stefana wielka pasja zbierania wszystkiego, co wiąże się z Janem Pawłem II: książek, pocztówek, znaczków, medali, monet, fotografii, a nawet wycinków prasowych. Wśród książek najstarsza jest ta, którą otrzymał w 1980 r. od swoich współpracowników. Najcenniejsza to dar od ks. Jerzego Stefańskiego – Mszał papieski z jego pielgrzymki do Polski w 1999 r. Polskie znaczki z papieżem pan Stefan ma wszystkie. Kolekcja pocztówek liczy ok. 120 egzemplarzy. Pan Stefan wyszukuje w całej Polsce, kiedy tylko wyjeżdżają na pielgrzymki z kołem Stowarzyszenia Wspierania Powołań Kapłańskich. Jeśli pan Stefan gdzieś zginie, wiadomo, gdzie go szukać – na pewno w księgarni szuka czegoś nowego. W domu państwa Szymkowiaków są również nagrania wszystkich papieskich przemówień, wszystkie polskie filmy o papieżu, a nawet unikalna kolekcja 132 niepublikowanych w innej formie slajdów z pierwszej papieskiej pielgrzymki do Polski.
Ważne są również listy przysyłane z Watykanu. Pan Stefan z rodziną każdego roku wysyłali do papieża życzenia z okazji urodzin, imienin i świąt, a w specjalnej teczce spoczywają teraz podziękowania za te życzenia.
Książki, znaczki czy pocztówki mógł mieć każdy – pan Stefan ma jednak coś, czego nikt inny nie ma na pewno.
– W 1979 r. pracowałem w szpitalu w Gnieźnie – wspomina. – Odpowiadałem wówczas między innymi za rezerwy terenowe. To był magazyn ze sprzętem i medykamentami, gromadzonymi na wypadek wojny. W związku z tym ja również dostałem za zadanie współorganizować szpital polowy w Gębarzewie, kiedy Jan Paweł II przyjechał do Gniezna po raz pierwszy. Kiedy papież odjechał, trzeba było wszystko zdemontować. Wtedy ktoś rzucił do mnie: – Stefan, weź zdejmij sobie te flagi z ołtarza.
Nikt ich nie chciał, to wziąłem. Zaniedbałem je trochę, bo gwoździe zardzewiały i zostawiły ślady, ale są obie: maryjna i papieska, obie wisiały przy papieskim ołtarzu. Kiedyś pewnie oddam je na Lednicę, do muzeum Jana Pawła II.
Najważniejsze spotkanie pana Stefana z Janem Pawłem II odbyło się jednak nie w Polsce, a w Rzymie – gdy z rodziną pojechał na uroczystości 20-lecia pontyfikatu. Ze spotkania zostało kilka zrobionych pospiesznie zdjęć i wspomnienie dotknięcia dłoni, którą papież przejeżdżając wyciągał w tłum. Niby bardzo mało, ale w przypadku świętych – bardzo wiele.
Pan Stefan mocno wierzy, że Jan Paweł II z nieba wspiera całą jego rodzinę. – Przez trzy lata jeździłem na wózku po błędzie lekarskim i nie byłem w stanie wstać po źle wykonanej operacji. Mało wtedy nie umarłem, ale przez cały czas trzymałem w ręku obrazek naszego papieża. Wszyscy zawdzięczamy jemu życie i uratowanie z chorób nowotworowych: i ja, i moja żona, i córka… On jest dla nas jak ojciec.