Podpis księdza
Jedno ze zdjęć przez długi czas wydawało się kompletnie bez znaczenia:jakiś długi, ciemny, pusty, jakby remontowany korytarz. – Odkładałem to zdjęcie ciągle na bok, aż któregoś dnia zobaczyłem na nim jakieś niewyraźne napisy i liczby na belkach stropu. Wziąłem do ręki lupę i odczytałem trzy nazwiska, a wśród nich „Wasiela”. – To tak, jakbym znalazł jego podpis na tych zdjęciach. Okazało się, że ów korytarz to kręgielnia znajdująca się prawdopodobnie w dawnym budynku poznańskiego seminarium, a napisy są zapisami rozgrywki kręglarskiej – tłumaczy pan Robert. Wtedy był już pewien, że autorem zdjęć jest ks. Wasiela.
Zaczął jeździć po Wielkopolsce, zbierać informacje, spotykać się z rodziną kapłana: panem Pawłem Przyłuckim, wnukiem brata ks. Wasieli, panią Mrowińską, córką Stanisława, innego z braci, a przede wszystkim z panem Zdzisławem, ostatnim żyjącym członkiem dziesięcioosobowego rodzeństwa Wasielów. – To było niesamowite spotkanie z 92-letnim Panem, pamiętającym czasy, kiedy jako ministrant służył w Głuszynie do Mszy swojemu bratu. Pokazałem mu zdjęcia, obejrzał jedno z nich, rozpłakał się i powiedział tylko jedno słowo: „mama” – mówi Robert Buda. Dla niego każda rozmowa z ludźmi, którzy pamiętają to, co uwieczniono na odnalezionych zdjęciach, stanowi niezwykłe emocjonalne przeżycie. Takie, jak niedawna rozmowa z panią Kazimierą Nowak, 101-letnią mieszkanką Głuszyny, pamiętającą doskonale całą rodzinę Wasielów.
Nierozpoznani
Na zdjęciach ks. Franciszka Wasieli odnaleźć można, co zrozumiałe, bardzo wielu kapłanów. Szukając informacji na ich temat, Robert Buda trafia najczęściej na hasło: „Dachau”. – Jestem przerażony skalą hitlerowskich zbrodni. Wiedziałem, że księża ginęli w Dachau, ale dopóki się nie dotknie konkretnego nazwiska, dopóty nie jest to takie namacalne. Zacząłem śledzić historie niektórych parafii: Niemcy zamordowali pierwszego kapłana, przyszedł na jego miejsce następny, zamordowali go po miesiącu, przyszedł kolejny, zamordowali go po roku – kręci z niedowierzaniem głową pan Robert.
Te biografie są do siebie bardzo podobne: wszystkie dotyczą księży społeczników prowadzących ochronki, sierocińce, kółka patriotyczne, szkoły, chóry i organizujących całe życie społeczne i religijne parafii. Taki był też sam ks. Wasiela. Podobno zabierał nawet konfesjonał na wóz konny i jeździł po należących do jego parafii wioskach, aby tam słuchać spowiedzi. Dla Niemców taka społeczna aktywność była wystarczającym powodem do zesłania za obozowe druty. Proboszcz z Głuszyny został aresztowany w października 1941 r., a po kilkutygodniowym pobycie w osławionym poznańskim Forcie VII trafił do obozu koncentracyjnego w Dachau. Nie doczekał końca wojny – zmarł na suchoty 24 lipca 1944 r., zaledwie kilka miesięcy przed wyzwoleniem obozu.
Zostały zdjęcia… Robert Buda chciałby rozpoznać jak najwięcej kapłanów uwiecznionych na fotografiach ks. Wasieli. – Podejrzewam, że bardzo wielu z nich zostało zamordowanych. Prawdopodobnie, w niektórych przypadkach mogą to być jedyne istniejące zdjęcia tych kapłanów. Dlatego bardzo liczę na pomoc i pamięć innych ludzi – apeluje. Na sercu leży mu także przywrócenie pamięci o ks. Franciszku, bo dziś mało kto o nim pamięta. Buda chciałby bardzo, żeby w kościele w Głuszynie znalazła się tablica upamiętniająca postać i męczeństwo tutejszego proboszcza.
A zagadka odnalezionych fotografii? Cóż, nadal pozostaje całe mnóstwo otwartych tropów. Pan Robert jeździ ze zdjęciami dosłownie wszędzie, pokazuje je, indaguje, pyta. Dziś pomaga mu w tym cały sztab bezinteresownie zaangażowanych ludzi. Dlaczego to robią? Pewnie dlatego, że postaci i miejsca zatrzymane w obiektywie działają jak najlepszy wehikuł czasu, pozwalając choć na chwile dotknąć przeszłości i poczuć atmosferę tamtego dawno minionego świata. To szczególnie ważne dziś, kiedy odchodzą ostatni świadkowie burzliwego okresu dwóch wielkich wojen światowych. Zostają zdjęcia, pamiątki i opowieści krążące gdzieś w rodzinnym gronie. A każde takie odnalezione zdjęcie, każda rozszyfrowana tożsamość, każde rozpoznane miejsce, to fragment ocalonej historii. Bez tego trudno wyobrazić sobie jakiekolwiek budowanie własnej tożsamości. Nie mówiąc o tym, że jest to również fascynująca przygoda intelektualna. Bo jak przekonuje Robert Buda, podążanie tropem dawnych zdjęć stanowi fantastyczną grę internetową, lepszą niż najlepsza nawet gra komputerowa. Grę, która cały czas żyje i się rozwija. Niemal każdego tygodnia pojawiają się bowiem nowe informacje i tropy. Pytam więc jeszcze raz na koniec o poszukiwania motocyklistki Wandy. – Na razie nic więcej nie wiemy. Ale to tylko kwestia czasu – uśmiecha się znacząco.