Logo Przewdonik Katolicki

Tajemnica zatrzymana w szkle

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Głośny brzęk przerywa prace elektryczne na strychu zabytkowego kościoła w poznańskiej Głuszynie. Robert Buda zapala latarkę i nagle serce zaczyna łomotać mu jak oszalałe. W ręku trzyma szklane negatywy z lat 20. i 30. ubiegłego wieku.

 

– Dla mnie, pasjonata fotografii, to było jak włożenie rąk do garnca ze złotem. Nigdy wcześniej nie widziałem tego rodzaju negatywów, czytałem jedynie o takim sposobie przechowywania zdjęć – opowiada pan Robert. Od znaleziska minęło już kilka miesięcy,
a tamto wspomnienie wywołuje w nim nadal silne emocje. Sto sześćdziesiąt szklanych płytek, które za zgodą księdza proboszcza wziął do siebie i zaczął cierpliwie oczyszczać. Po dwóch tygodniach prac, spod warstwy kurzu i brudu, zaczął odsłaniać się cudowny świat lat minionych: nieistniejące zabytki, zapomniane miejsca i ludzie, którzy odeszli dawno temu…
 
Pierwszy trop
Początkowo Robert Buda sądził, że na negatywach znajdzie okolice Głuszyny. Ale po wywołaniu pierwszych kilkudziesięciu zdjęć okazało się, że nie rozpoznaje żadnego miejsca. – Wiedziałem, gdzie znaleziono zdjęcia, ale to było wszystko, czym dysponowałem. Dedukowałem, że skoro negatywy przechowywano na plebanii, to ich autorem mógł być ksiądz – wspomina. Buda zauważył też, że na wielu fotografiach powtarzają się te same postacie,  zwłaszcza jeden kapłan, stojący zawsze gdzieś z boku, tak jakby dobiegał do ujęcia w ostatniej chwili. Może więc to on jest autorem tych zdjęć? Pan Robert zaczął przeglądać internet, książki i lokalne gazetki. W jednej z nich znalazł informację, że do katolików z Krzesin przed wojną dojeżdżał proboszcz z Głuszyny, ks. Franciszek Wasiela, który zginął potem w hitlerowskim obozie koncentracyjnym w Dachau. W tym momencie po raz pierwszy pojawiło się nazwisko Wasiela.
W internecie odszukał z kolei wzmiankę o tym, że Wasiela był także wikarym w Zbąszyniu i w Strzelnie. Mniej więcej w tym samym czasie Buda wywołał drugą partię zdjęć, na których znalazła się m.in. charakterystyczna wieżyczka rotundy św. Prokopa w Strzelnie. – Mając takie informacje napisałem do Mariana Przybylskiego, miejscowego pasjonata historii, prowadzącego internetowy blog o Strzelnie. Potwierdził, że na niektórych zdjęciach jest rzeczywiście przedwojenne Strzelno i że dla miasta jest to niesamowite znalezisko, bo widać na nich miejsca i fragmenty zniszczone później bezpowrotnie przez Niemców – mówi Robert Buda. Co więcej, na jednym ze zdjęć Marian Przybylski rozpoznał także swoją ciocię, kierującą jedną z żeńskich organizacji patriotycznych w mieście. Zaraz potem ze Strzelna przyszła jeszcze jedna istotna informacja: okazało się, że ks. Wasiela pasjonował się fotografią. Wszystko zaczęło się ze sobą powoli zazębiać.
 
Układanie puzzli
Od kilku miesięcy życie pana Roberta toczy się zupełnie nowym rytmem. Jak sam mówi,  odnalezienie negatywów tobyła pewna przygoda, ale prawdziwym wyzwaniem jest dopiero podążanie ich tropem. Każdego dnia bierze na nowo do ręki wywołane fotografie, próbując uchwycić końcówkę nitki wiodącej do rozwiązania historii każdego z tych zdjęć. Pytam, kiedy to robi: w wolnym czasie? – Raczej w wolnych nocach – uśmiecha się, pokazując jedno z pierwszych wywołanych przez siebie zdjęć: motocykl, na nim dwie osoby, wokół kilkoro roześmianych postaci, wśród nich dwóch księży. I opowiada: – Przez pierwsze kilka nocy próbowałem sprawdzać, co to jest za motocykl. To nic nie dało. Potem żona odnalazła kolekcjonera pocztówek, dysponującego takim samym pocztówkowym ujęciem z podpisem: „Józkowi – Wanda, Kraków, letnisko 1930 rok”. I faktycznie, dopiero pod lupą zobaczyłem, że motocyklem kieruje dziewczyna. Nazwaliśmy ją roboczo Wandą i zaczęliśmy szukać wszystkiego, co jest związane ze starymi motocyklami i „Wandą motocyklistką”. Bez skutku. – wzdycha.
Wówczas zajął się kolejnym zdjęciem, tym razem przedstawiającym piękny, drewniany kościółek. Świątynia wydawała się niezwykle charakterystyczna. Tymczasem Buda przejrzał niemal wszystkie zabytkowe drewniane kościoły w Polsce, dosłownie kościółek po kościółku, ale niczego nie znalazł. Zaczął więc szukać na negatywach innych ujęć świątyni i dopasowywać do siebie poszczególne zdjęcia jak puzzle. I znowu dwa tygodnie daremnych poszukiwań.
Wtedy zdecydował się opublikować część zdjęć w internecie. Szybko odezwali się pierwsi internauci, próbując zgadywać i odszukiwać miejsca uwiecznione na fotografiach. Pojawiło się też mnóstwo fałszywych tropów i konieczność mozolnego, wielogodzinnego sprawdzania każdego nowego śladu.  Ale w końcu jedna z internautek rozpoznała ów intrygujący drewniany kościółek. – Okazało się, że to jest jej rodzinna parafia, a zdjęcie przedstawia nieistniejący kościół w Sowinie w okolicach wielkopolskiego Pleszewa. Świątynię w 1941 r. rozebrali Niemcy. Pojechała tam i znalazła zachowane fragmenty bramy i kościelnego muru. Takie same, jak te uwiecznione na odnalezionych przeze mnie zdjęciach – mówi Robert Buda.
Podpis księdza
Jedno ze zdjęć przez długi czas wydawało się kompletnie bez znaczenia:jakiś długi, ciemny, pusty, jakby remontowany korytarz. – Odkładałem to zdjęcie ciągle na bok, aż któregoś dnia zobaczyłem na nim jakieś niewyraźne napisy i liczby na belkach stropu. Wziąłem do ręki lupę i odczytałem trzy nazwiska, a wśród nich „Wasiela”. – To tak, jakbym znalazł jego podpis na tych zdjęciach. Okazało się, że ów korytarz to kręgielnia znajdująca się prawdopodobnie w dawnym budynku poznańskiego seminarium, a napisy są zapisami rozgrywki kręglarskiej – tłumaczy pan Robert. Wtedy był już pewien, że autorem zdjęć jest ks. Wasiela.
Zaczął jeździć po Wielkopolsce, zbierać informacje, spotykać się z rodziną kapłana: panem Pawłem Przyłuckim, wnukiem brata ks. Wasieli, panią Mrowińską, córką Stanisława, innego z braci, a przede wszystkim z panem Zdzisławem, ostatnim żyjącym członkiem dziesięcioosobowego rodzeństwa Wasielów. – To było niesamowite spotkanie z 92-letnim Panem, pamiętającym czasy, kiedy jako ministrant służył w Głuszynie do Mszy swojemu bratu. Pokazałem mu zdjęcia, obejrzał jedno z nich, rozpłakał się i powiedział tylko jedno słowo: „mama” – mówi Robert Buda. Dla niego każda rozmowa z ludźmi, którzy pamiętają to, co uwieczniono na odnalezionych zdjęciach, stanowi niezwykłe emocjonalne przeżycie. Takie, jak niedawna rozmowa z panią Kazimierą Nowak, 101-letnią mieszkanką Głuszyny, pamiętającą doskonale całą rodzinę Wasielów.
Nierozpoznani
Na zdjęciach ks. Franciszka Wasieli odnaleźć można, co zrozumiałe, bardzo wielu kapłanów. Szukając informacji na ich temat, Robert Buda trafia najczęściej na hasło: „Dachau”. – Jestem przerażony skalą hitlerowskich zbrodni. Wiedziałem, że księża ginęli w Dachau, ale dopóki się nie dotknie konkretnego nazwiska, dopóty nie jest to takie namacalne. Zacząłem śledzić historie niektórych parafii: Niemcy zamordowali pierwszego kapłana, przyszedł na jego miejsce następny, zamordowali go po miesiącu, przyszedł kolejny, zamordowali go po roku – kręci z niedowierzaniem głową pan Robert.
Te biografie są do siebie bardzo podobne: wszystkie dotyczą księży społeczników prowadzących ochronki, sierocińce, kółka patriotyczne, szkoły, chóry i organizujących całe życie społeczne i religijne parafii. Taki był też sam ks. Wasiela. Podobno zabierał nawet konfesjonał na wóz konny i jeździł po należących do jego parafii wioskach, aby tam słuchać spowiedzi. Dla Niemców taka społeczna aktywność była wystarczającym powodem do zesłania za obozowe druty. Proboszcz z Głuszyny został aresztowany w października 1941 r., a po kilkutygodniowym pobycie w osławionym poznańskim Forcie VII trafił do obozu koncentracyjnego w Dachau. Nie doczekał końca wojny – zmarł na suchoty 24 lipca 1944 r., zaledwie kilka miesięcy przed wyzwoleniem obozu.
Zostały zdjęcia… Robert Buda chciałby rozpoznać jak najwięcej kapłanów uwiecznionych na fotografiach ks. Wasieli. – Podejrzewam, że bardzo wielu z nich zostało zamordowanych. Prawdopodobnie, w niektórych przypadkach mogą to być jedyne istniejące zdjęcia tych kapłanów. Dlatego bardzo liczę na pomoc i pamięć innych ludzi – apeluje. Na sercu leży mu także przywrócenie pamięci o ks. Franciszku, bo dziś mało kto o nim pamięta. Buda chciałby bardzo, żeby w kościele w Głuszynie znalazła się tablica upamiętniająca postać i męczeństwo tutejszego proboszcza.
A zagadka odnalezionych fotografii? Cóż, nadal pozostaje całe mnóstwo otwartych tropów. Pan Robert jeździ ze zdjęciami dosłownie wszędzie, pokazuje je, indaguje, pyta. Dziś pomaga mu w tym cały sztab bezinteresownie zaangażowanych ludzi. Dlaczego to robią? Pewnie dlatego, że postaci i miejsca zatrzymane w obiektywie działają jak najlepszy wehikuł czasu, pozwalając choć na chwile dotknąć przeszłości i poczuć atmosferę tamtego dawno minionego świata. To szczególnie ważne dziś, kiedy odchodzą ostatni świadkowie burzliwego okresu dwóch wielkich wojen światowych. Zostają zdjęcia, pamiątki i opowieści krążące gdzieś w rodzinnym gronie. A każde takie odnalezione zdjęcie, każda rozszyfrowana tożsamość, każde rozpoznane miejsce, to fragment ocalonej historii. Bez tego trudno wyobrazić sobie jakiekolwiek budowanie własnej tożsamości. Nie mówiąc o tym, że jest to również fascynująca przygoda intelektualna. Bo jak przekonuje Robert Buda, podążanie tropem dawnych zdjęć stanowi fantastyczną grę internetową, lepszą niż najlepsza nawet gra komputerowa. Grę, która cały czas żyje i się rozwija. Niemal każdego tygodnia pojawiają się bowiem nowe informacje i tropy. Pytam więc jeszcze raz na koniec o poszukiwania motocyklistki Wandy. – Na razie nic więcej nie wiemy. Ale to tylko kwestia czasu – uśmiecha się znacząco.

 
 
Zapraszamy do galerii zdjęć
 
 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki