W kolejnej części rozważań na temat Credo w Roku Wiary zatrzymujemy się nad fragmentem dotyczącym zbawczej męki i śmierci Pana Jezusa. Niniejszy artykuł wiary wymieniony jest w „Składzie apostolskim” bezpośrednio po słowach mówiących o poczęciu i narodzinach Jezusa Chrystusa.
Uderza i zastanawia ten związek: życia i śmierci. Już w pierwszym rozdziale Ewangelii św. Jana czytamy: „Przyszło [Słowo] do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J 1, 11). Biblijna symbolika narodzin w Betlejem często odnoszona jest do śmierci Jezusa w Jerozolimie: pieluszki, w które Maryja owinęła swego Syna, są porównywane do całunu, w który zostało owinięte martwe Ciało, zaś żłób, w którym Go położyła, do Jego grobu. Niech nas nie dziwi zatem, że osoba Jezusa z Nazaretu ukazywana jest w zespoleniu tych dwóch wydarzeń, gdyż narodziny Chrystusa to początek Jego drogi na krzyż.
Ukrzyżowany jako „Król Żydów”
Wymieniony w „Składzie apostolskim” Poncjusz Piłat, w latach 26–36 namiestnik Judei, był ostatnim sędzią w procesie Jezusa. Skazał Go na karę krzyża, która była najbardziej hańbiącym, a zarazem najokrutniejszym rodzajem śmierci (gdyby Żydzi sami mieli wydać wyrok, najprawdopodobniej byłaby to śmierć przez ukamienowanie). Rzymianie przybijali do krzyża niewolników oraz ludzi niebędących Rzymianami, gdy ci popełnili morderstwo, zbezcześcili świątynię, dopuścili się zdrady stanu lub wzniecili bunt. Wina oskarżająca Jezusa, która doprowadziła Go na śmierć krzyżową została wypisana na tablicy. Oskarżenie brzmiało: „Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski” (J 19, 19). INRI (Iesus Nasarenus Rex Iudeorum), skrót tej winy umieszczany jest dziś na krzyżach.
Zatem Jezus skazany został na śmierć w procesie politycznym, ponieważ jako „Król Żydów” występował przeciw panowaniu Rzymian. Sam Piłat, jak relacjonują ewangeliści, nie był przekonany o winie Jezusa. Otwarcie ogłosił, że nie znajduje w Nim winy (por. J 18, 33–40; Mt 27, 11–14; Mk 15, 2–5; Łk 23, 2–7) i podjął próbę uwolnienia Go. Kazał wychłostać skazańca. Niejeden skazany w trakcie tej kary umierał. Jezus przetrwał w milczeniu. To właśnie do Niego odnoszą się słowa proroka Izajasza, że „wielu osłupiało na Jego widok – tak nieludzko został oszpecony, Jego wygląd i postać była niepodobna do ludzi (…) Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa” (Iz 52, 14; 53, 3). Żołnierze rzymscy, aby wyszydzić królewską godność Chrystusa, okryli Go szkarłatnym płaszczem, a na głowę wcisnęli mu koronę z cierni. Zamiast berła włożyli Mu do ręki trzcinę. Lżyli Go, opluwali i bili trzciną po głowie (por. J 19, 1–12).
Wszystkie te jednak „zabiegi obronne” Piłata nie uchroniły Jezusa przed śmiercią. Żydom nie wystarczył udręczony i wyszydzony Jezus. „Oto Człowiek” (J 19, 5) – to słowa Piłata, który ukazał tłumowi żałosny obraz Jezusa. Żydzi jednak nie chcieli zobaczyć w Nim człowieka, tak jak wcześniej nie chcieli widzieć w Nim Boga. Zdawali sobie jednocześnie sprawę z tego, że dla Rzymian każdy z narodu, kto czynił siebie prorokiem, mesjaszem czy też królem i mógł wywołać niepożądane zamieszki społeczne, był niebezpieczny. Motyw ten został przez ówczesnych przywódców religijnych dobrze wykorzystany, aby doprowadzić do śmierci Tego, który „podburzał” lud i zagrażał ich pozycji.
Jezus i wiara Izraela w Boga
Dla władz żydowskich Jezus był niewygodny, ponieważ atakował ówczesny sposób wykładania Prawa i kult świątyni. Swymi wystąpieniami i życiem zwracał na siebie uwagę. Ludzie, którzy go spotykali i słuchali, byli zaskoczeni, zdumiewali się i pytali sami siebie: kim On jest? Zauważali bowiem, że przemawiał nie jak zawodowy tłumacz Prawa Bożego albo uczony w Piśmie (por. Mk 1, 22), lecz jak ktoś, kto przychodzi wprost od Boga. Było to, tak nowe, a zarazem wręcz szokujące, że Jego słuchacze postawieni byli wobec wyboru: jedni szli za Nim, inni go odrzucali. Jezus był (i jest) znakiem „sprzeciwu” (por. Łk 2, 34).
Największe jednak rozterki wewnętrzne przeżywali ówcześni stróże prawa religijnego, kiedy Jezus stawał w roli Tego, który odpuszczał grzechy, co w sensie ścisłym jest dziełem Bożym (por. Łk 20, 17–18; Ps 118, 22). Gdy Jezus odpuszczał grzechy, co czynić może tylko Bóg, niektórzy wydawali zdecydowane oskarżenie: „On bluźni” (Mk 2, 7). Gorszył faryzeuszów, spożywając posiłki z celnikami i grzesznikami, których traktował z taką samą życzliwością jak ich samych. Dawał im do zrozumienia, że miłosierdzie Boga wobec nich jest tym samym, które On przynosi zarówno im, jak i grzesznikom. Jezus czyniąc siebie równym Bogu (por. J 5, 18; 10, 33) stawiał przed dylematem władze religijne Izraela, gdyż albo On kpi i drwi, albo mówi prawdę, a Jego Osoba objawia samo imię Boże (por. J 17, 6.26).
Nie wchodząc w szczegóły procesu religijnego, który został wytoczony Jezusowi około 30 r., trzeba stwierdzić, że faryzeusze nie sprostali prawdzie, jaką głosił posłany im Syn Boży. To co mówił o Bogu jako o Ojcu, z którym jedno jest, bardziej niepokoiło w sensie naruszenia ich prawa, dającego im bezpieczeństwo społeczne, a jednocześnie było nie do zniesienia w znaczeniu religijnym. „Taki akt wiary – czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego – musiał jednak przejść przez tajemniczą śmierć sobie, by się powtórnie narodzić dzięki łasce Bożej. Takie wymaganie nawrócenia wobec zdumiewającego wypełnienia się obietnic pozwala zrozumieć tragiczną pogardę Sanhedrynu, który uznawał, że Jezus zasługiwał na śmierć jako bluźnierca. Jego członkowie działali w ten sposób zarówno przez niewiedzę, jak i przez zatwardziałość niewiary” (591).
Odpowiedzialność za śmierć Jezusa ponoszą wszyscy
Trzeba jeszcze poczynić jedną uwagę historyczną odnoszącą się do procesu Jezusa. A mianowicie rzecz dotyczy pytania: kto jest odpowiedzialny za śmierć Chrystusa? Otóż odpowiedzialności za śmierć Jezusa nie można przypisywać wyłącznie Żydom w Jerozolimie, mimo że okoliczności na to wskazują, jak np. okrzyki manipulowanego tłumu (por. Mk 15, 11). Tak naprawdę tylko Bogu wiadomy jest grzech osobisty uczestników procesu (Judasza, Sanhedrynu i Piłata). Możliwe przywoływanie przez zwolenników takiej odpowiedzialności zbiorowej narodu żydowskiego zdania z Ewangelii: „Krew Jego na nas i na dzieci nasze” (Mt 27, 25), oznacza formułę zatwierdzającą wyrok. Argumentem koronnym wobec nadużywania słowa Bożego dla uzasadnienia antysemityzmu są słowa Jezusa przebaczającego z krzyża, które obnażają „nieświadomość” wydających wyrok skazujący Jezusa na śmierć (por. Łk 23, 34; Dz 3, 17). Warto tu przytoczyć istotny dla tej kwestii tekst Soboru Watykańskiego II Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich: „Tym, co wydarzyło się w czasie Jego męki nie można obciążać ani wszystkich bez różnicy Żydów, którzy wówczas żyli, ani Żydów dzisiejszych… Żydzi nie mogą być przedstawiani ani jako odrzuceni przez Boga, ani jako przeklęci, co jakoby wynika z Pisma Świętego” (Nostra aetate 4).
Nie wolno nam zapominać, że sprawcami śmierci Jezusa byli i są grzesznicy. Każdy grzech ludzki, zwłaszcza grzech przeciwko miłości dotyka i zadaje śmierć Jezusowi. Szawłowi pałającemu rządzą zabijania uczniów Pańskich, Jezus zadał pytanie: „dlaczego Mnie prześladujesz”? Świadectwa Nowego Testamentu i wiary świętych Kościoła wyraźnie wskazują, że odpowiedzialność za śmierć Jezusa ponoszą wszyscy, Żydzi i poganie, cała ludzkość: „Zeszli się bowiem rzeczywiście w tym mieście przeciw świętemu Słudze Twemu, Jezusowi, którego namaściłeś, Herod i Poncjusz Piłat, z poganami i pokoleniami Izraela, aby uczynić to, co ręka Twoja i myśl zamierzały” (Dz 4, 27n). Św. Franciszek z Asyżu zaś ujął to tak: „To nie złe duchy ukrzyżowały Go, lecz to ty wraz z nimi Go ukrzyżowałeś i krzyżujesz nadal przez upodobanie w wadach i grzechach” (Admonitio, 5, 3).
Śmierć Jezusa jest decyzją suwerenną
Historia życia Jezusa jako Syna Bożego rodzi pytania: Dlaczego Jego życie miało takie zakończenie? Dlaczego musiało do tego dojść? Dlaczego Syn Boży został odrzucony? Czy to było zgodne z wolą Bożą?
Zakres niniejszego rozważania przekracza oczywiście udzielenie, w miarę ludzkich możliwości, szerszej i wyczerpującej odpowiedzi na postawione pytania. Ale trzymając się opisywanego artykułu wiary w „Składzie apostolskim” szukajmy odpowiedzi właśnie tam. Brzmi ona zaskakująco prosto: „Ukrzyżowany również za nas”. Za nas – za ciebie, za mnie, za tamtych, za wszystkich, którzy nie mieli u Niego wcześniej żadnych znajomości, poparcia czy układów. Śmierć podjęta bez względów, lecz ze względu na zbawienie. Chrystus umarł jako Ktoś suwerenny wobec oskarżeń, które doprowadziły Go do ukrzyżowania. On, w przeciwieństwie do każdego z nas, nie podlegał konieczności śmierci. Nie musiał umierać za nikogo, On chciał oddać za nas swoje życie. Uczynił to dla nas z miłości: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13).
Logika wydarzeń związanych z życiem Chrystusa, które nie oszczędziły Mu nienawiści i odrzucenia ze strony złej woli ludzkiej, w żaden sposób nie determinowała jego losu. Chrystus suwerennym aktem swej woli poddawał się porządkowi zdarzeń. Od początku życie swoje uczynił wolną drogą na krzyż. Ta decyzja podlegała jedynie uzgodnieniu z wolą swojego Ojca: „Ja życie moje oddaje za owce. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca” (J 10, 17n). Chrystus stał się Ofiarą za nasze grzechy, aby odzyskać dla nas życie.
Ukrzyżowany za nas Chrystus – zachowując pełną suwerenność wobec wrogów („Zamierzali Go pojmać, jednakże nikt nie podniósł na Niego ręki, ponieważ godzina Jego jeszcze nie nadeszła” (J 7, 30) – objawił na krzyżu bezwarunkową i niepojętą miłość Boga do ludzi (por. J 3, 16). Oddał się całkowicie w miłości nam i swemu Ojcu. Podkreśla to szczególnie List do Filipian: Chrystus, który jest „na równi z Bogiem”, „uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej” (2, 6.8).
Krzyż w wierze w Jezusa
Wydaje się, że wiara w krzyż w chrześcijańskiej pobożności ma wiele obciążeń negatywnych. Bierze się to między innymi stąd, że utrwalony obraz obrażonego Boga Starego Testamentu domaga się składania ofiary i cierpienia. Naruszony grzechem porządek domaga się pokutnych uczynków, cierpiętniczej postawy, aby zadośćuczynić wobec naruszonej relacji z Bogiem. Taki tok działania wynika poniekąd z porządku naturalnego: człowiek zawinił, obraził Boga, stąd, aby ułaskawić Go i usposobić przychylnie, koniecznie trzeba Go „czymś” przejednać. Taka też logika zadośćuczynna obecna jest w religiach świata: winę przezwyciężyć przez ludzki wysiłek.
Tymczasem Nowy Testament dokonuje rewolucyjnej zmiany: wiara nie sprowadza się do postawy typu „mieć” (coś w rodzaju dobrze uposażonego konta bankowego, z którego wyrównuję, spłacam dług), lecz do postawy typu „być” (tzn. jestem gotów przyjąć dar, którym jest sam przebaczający Bóg). A zatem, chrześcijaństwo dokonało punktu zwrotnego w historii religii, gdyż to „Nie człowiek przychodzi do Boga i przynosi mu dar pojednawczy, tylko Bóg przychodzi do człowieka, by mu dawać” (J. Ratzinger, Wprowadzenie w chrześcijaństwo, Kraków 1996, s. 276). Stwierdzenie, że ludzie pojednali się z Bogiem, w istocie jest fałszywe (choć ludzka logika tego się domaga, gdyż to ludzie zawinili, a nie Bóg). W chrześcijańskiej wierze w krzyż prawdziwe jest stwierdzenie: „W Chrystusie Bóg jednał ze sobą świat” (2 Kor 5, 19). Bóg staje wobec nas z zamysłem życzliwej miłości, która poprzedza wszelką zasługę z naszej strony: „W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy” (1 J 4, 10).
Wobec takiej harmonii teologii krzyża (dążenie z góry ku dołowi) chrześcijańska ofiara oznacza: „jestem” gotów przyjąć miłość miłosierną Boga i pozwalam Bogu, by we mnie działał. Św. Faustyna, nasza wielka mistyczka Miłości z krzyża, zauważa, że „Bóg mi nie odmówi niczego, kiedy Go błagam głosem Syna Jego. Moja ofiara jest niczym sama z siebie, ale kiedy ją łączę z ofiarą Chrystusa, to staje się wszechmocną” (Dzienniczek, zeszyt I, s. 199–200).
Tak rozpoznany krzyż w wierze w Jezusa ma swoje przełożenie w kulcie chrześcijańskim. Nasze wielbienie Boga i egzystencja są przede wszystkim dziękczynieniem za dar zbawienia. Pozwalam się obdarować Bogiem, Jego życiem. Zwłaszcza staje się to, kiedy przyjmuję Jego Ciało, dlatego słusznie główny kult chrześcijański nazywa się Eucharystią, dziękczynieniem.
Chrystus złożony do grobu
Śmierć Chrystusa położyła kres Jego ziemskiemu życiu. Został pogrzebany zgodnie z panującymi ówcześnie obyczajami tak jak każdy inny człowiek. I tak jak każdy „zaznał śmierci”. Z tą jednak różnicą, że przestrzeń śmierci uczynił przestrzenią swej obecności. W żaden sposób nie gloryfikował śmierci, ale ją opanował. Nie znosząc jej, nie pozwolił „działać” jej jako „nicości” i „pustce”. Nadał jej kierunek proegzystencjalny: „Każdy kto we Mnie wierzy, choćby i umarł żyć będzie” (J 11, 25).
Chrystus poznał stan śmierci. Różnica jednak pomiędzy pogrzebaniem ciała Chrystusa a każdym innym pogrzebaniem ciała sprowadza się do tego, że Jego ciało nie uległo zniszczeniu, nie było poddane rozkładowi. Uważano, że rozkład ciała rozpoczyna się od czwartego dnia (por. J 11, 39), a On „trzeciego dnia” zmartwychwstał (por. 1 Kor 15, 4), nie pozwolił „Świętemu Twemu ulec skażeniu” (Dz 2, 27). Poddany porządkowi natury, że śmierć rozdzieliła Jego duszę i ciało, przez Zmartwychwstanie – zauważa św. Grzegorz z Nyssy – ciało Jezusa nie uległo zniszczeniu, gdyż Jezus w swojej osobie stał się punktem spotkania śmierci i życia, stając się zasadą połączenia rozdzielonych przez śmierć tych dwóch: duszy i ciała (por. Oratio catechetica, 16).
Kończąc, wróćmy do myśli zawartej we wstępie niniejszej refleksji, a mianowicie owego zespolenia tych dwóch: życia i śmierci. Chrześcijaństwo wyznając artykuł wiary w ukrzyżowanie i pogrzebanie Jezusa nie jest ucieczką, lecz przejście do Życia. Z Chrystusem nawet w śmierci odnajduje życie.
Artykuły na temat Credo zamieściliśmy w numerach: 4, 8, 13, 16, 21, 26, 30, 34 i 38/2013.
CREDO
Wierzę w jednego Boga, Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych. I w jednego Pana Jezusa Chrystusa, Syna Bożego Jednorodzonego, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. Zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu, a przez Niego wszystko się stało. On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba. I za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. Ukrzyżowany również za nas, pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany. I zmartwychwstał dnia trzeciego, jak oznajmia Pismo. I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. I powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, a Królestwu Jego nie będzie końca. Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca i Syna pochodzi. Który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę, który mówił przez Proroków. Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. Wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. I oczekuję wskrzeszenia umarłych. I życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen.
Tak więc przejęci bojaźnią Pana przekonujemy ludzi, wobec Boga zaś wszystko w nas odkryte. Mam zresztą nadzieję, że i dla waszych sumień nie ma w nas nic zakrytego. Mówimy to, nie żeby znów wam siebie zalecać, lecz by dać wam sposobność do chlubienia się nami, iżbyście w ten sposób mogli odpowiedzieć tym, którzy chlubią się swą powierzchownością, a nie wnętrzem własnego serca. Jeśli bowiem odchodzimy od zmysłów – to ze względu na Boga, jeżeli przytomni jesteśmy – to ze względu na was. Albowiem miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich umarł po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał (2 Kor 5, 11–15).
Pomyślcie tylko czy cokolwiek z tego, co jest na świecie, bez tego znaku może istnieć samo w sobie, albo w jakąkolwiek całość się składać? Przecież okręt nie zdoła pruć morza, jeśli nie sterczy w nim dumnie ów znak wyniosły, zwany żaglem. Ziemi nie da się orać bez krzyża. Kopacze i rzemieślnicy nie wykonują swej pracy bez narzędzi o tym właśnie kształcie (…). Ludzka postać niczym innym się nie różni od kształtu zwierząt nierozumnych, jak właśnie tym, że człowiek trzyma się prosto i może ręce rozciągnąć, a na twarzy jego, począwszy od czoła, widnieje nos, który zwierzętom służy do oddychania, u człowieka zaś uwydatnia znak krzyża (św. Justyn Męczennik, Apologia I, 55).
Umiłowani bracia i siostry, nie wstydźcie się krzyża. Starajcie się na co dzień podejmować krzyż i odpowiadać na miłość Chrystusa. Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby Imię Boże było obrażane w waszych sercach, w życiu społecznym czy rodzinnym. Dziękujmy Opatrzności Bożej za to, że krzyż powrócił do szkół, urzędów publicznych, szpitali. Niech on tam pozostanie! Niech przypomina o naszej chrześcijańskiej godności i narodowej tożsamości, o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, i gdzie są nasze korzenie. Niech przypomina o miłości Boga do człowieka, która w krzyżu znalazła swój największy wyraz (Jan Paweł II, Zakopane 1997).