W tych dniach radości, kiedy znamy już datę beatyfikacji Jana Pawła II, moje myśli biegną do niego. On wiedział, jak głosić Chrystusa współczesnemu światu. Pamiętam jego głos – mocny i stanowczy na początku pontyfikatu i potem ten coraz słabszy, kiedy mówienie przychodziło mu z coraz większym trudem. Zawsze jednak pełen nadziei i wiary w Chrystusa, ale też w człowieka. Papież mówił o Bogu, który jest Miłością, ale wierzył także w to, że każdy człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo Boże, jest zdolny do tego, by na tę Bożą miłość odpowiedzieć. I im bardziej jego ciało stawało się słabe i kruche, tym mocniej brzmiało to przesłanie.
Skąd czerpał siły? Wiara rodzi się ze słuchania. Jan Paweł II umiał słuchać. Słuchał Boga na modlitwie, w ciszy, ale słuchał też ludzi, wsłuchiwał się w ludzkie serce, by pomóc człowiekowi odkryć ukryty w nim Boży obraz. I z tego wypływało wszystko, co mówił.
Jak zatem mówić o Bogu? Najpierw nauczyć się słuchać, rozpoznawać głos Boga wśród wielu innych. Trwać w ciszy na modlitwie, rozważając Jego Słowo. Cierpliwie zamilknąć, kiedy ktoś opowiada swoją historię, szukać w niej śladów obecności Boga. Na tym chyba polega świętość.
Święci zawsze są świadkami tego, że da się żyć dla miłości, że ona w ogóle jest w tym świecie obecna. Stają się dla nas trochę jak głośniki – dzięki nim w hałasie tego świata można usłyszeć pełne miłości bijące serce Boga.