Jak to możliwe, że dziecko stworzyło wielki ruch społeczny, do którego należy dziś 140 tys. dzieci? Kiedy powstawały Podwórkowe Koła Różańcowe Dzieci (PKRD), miałaś zaledwie 9 lat!
– Stało się to spontanicznie. Zawsze podczas wakacji przychodziły do mnie dzieci z sąsiedztwa nie tylko po to, aby razem się bawić, ale i odmawiać Różaniec z Radiem Maryja. Gdy wychodziłam na podwórko, moja mamusia wystawiała radio na zewnątrz, byśmy mogli słyszeć modlitwy: Anioł Pański, Różaniec i Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Zawsze przerywaliśmy zabawę, nawet w najciekawszym momencie, żeby się pomodlić.
Pamiętam, że pewnego dnia dzieci przyszły do mnie z propozycją założenia gangu. Było to w lipcu 1997 r. Nie pamiętam dokładnie, o co miało w tym gangu chodzić, ale nie spodobał mi się ten pomysł. W zamian zaproponowałam założenie koła różańcowego. Moja propozycja im się spodobała. Nie chciałam, żeby się rozmyśliły, więc od razu zrobiłam legitymacje, na których dzieci miały się podpisać imieniem i nazwiskiem. Ustaliliśmy, że codziennie po Koronce o godz. 15 będziemy odmawiać dziesiątkę Różańca.
W jakich intencjach?
– Za Kościół, Ojca Świętego, ojczyznę, Radio Maryja, o pokój na świecie, za nasze rodziny i o rozwój PKRD. Ta ostatnia intencja bardzo dziwiłamoją mamę – jak niby miało się rozwijać podwórkowe kółko?
No właśnie, jak świat się o nim dowiedział?
– Gdy wakacje się skończyły, każde dziecko wróciło do swoich obowiązków. O ustalonej godzinie mieliśmy nadal odmawiać naszą modlitwę. 14 września tego samego roku byłam przejazdem w Radiu Maryja. Wstąpiliśmy z pielgrzymami na Różaniec. Ojciec dyrektor zaprosił nas do studia i na antenie zapytał mnie, jak mi minęły wakacje. Opowiedziałam o naszym kole, a on poprosił mnie, bym zachęciła dzieci do zakładania takich kół.
Jak funkcjonują PKRD?
– Powstają najczęściej w szkołach, gdzie zakładają je katecheci – kapłani, siostry zakonne, świeccy lub nauczyciele innych przedmiotów. W szkołach dziesiątkę Różańca odmawia się przed lekcjami, na dużej przerwie lub na lekcji religii.
Koła powstają również przy parafiach. Dzieci modlą się w niedzielę przed Mszą św. i uczestniczą w spotkaniach formacyjnych. Oprócz modlitwy jest śpiew, poznawanie orędzia Matki Bożej Fatimskiej i zabawa.
Są też koła rodzinne, gdzie Różaniec odmawia się z rodziną lub dziećmi z sąsiedztwa, z jednej ulicy, z bloku.
W Podwórkowym Kole nie musi być 20 osób, jak w Róży Różańca. Liczba osób nie jest ograniczona.
A wiek? Do kiedy jest się dzieckiem?
– Dzieci mogą wstąpić do koła, kiedy tylko nauczą się modlić. Zależy to od religijnego wychowania w domu, sposobu uczenia modlitwy. Często przyłączają się dzieci po Pierwszej Komunii Świętej. Górnej granicy wieku nie ma. Dzieci stające się młodzieżą, idące do gimnazjum, a potem do liceum, mają zadanie, by apostołować w swoim środowisku. Ta modlitwa towarzyszy im cały czas. Matka Boża prosiła o nią wszystkich. Poza tym dorośli również są dziećmi Matki Najświętszej. Podwórkowe Koła to Jej dzieło. Sama nigdy bym tego nie wymyśliła, chcę być tylko narzędziem, by jak najwięcej kochających serc odpowiedziało na Jej zaproszenie.
Otrzymuję też świadectwa młodzieży, osób dorosłych, którzy jako dzieci wstąpili do PKRD. Dzielą się tym, co dokonało się w ich życiu przez modlitwę różańcową, jaki ona miała do tej pory wpływ na ich życie i podejmowane decyzje. Jest już kilka osób, które wybrały drogę powołania kapłańskiego lub zakonnego.
W jednym z wywiadów powiedziałaś: „Moim pragnieniem jest, aby 5 milionów dzieci odmawiało Różaniec św., bo jak mówił św. Ojciec Pio, wtedy świat będzie zbawiony”. Troszkę jeszcze brakuje do tych 5 milionów.
– Tak, ale zaczynaliśmy od czterech osób, a obecnie modli się już 140 tys. dzieci w 32 krajach. Nie ustajemy jednak w szerzeniu Różańca, by jak najwięcej osób odpowiedziało na wezwanie Matki Najświętszej do codziennego odmawiania tej modlitwy.
O co się modlisz?
– Intencji jest wiele. Teraz szczególnie leżą mi na sercu wszystkie sprawy naszej ojczyzny, wiele różnych problemów, które wydają się nie do rozwiązania.
A o zdrowie dla siebie?
– Nigdy się o to nie modliłam.
Nie chciałabyś być zdrowa?
– Nigdy w swym sercu nie miałam poczucia, że nie potrafię czegoś zrobić, że nie umiem się sama przemieszczać, że jestem od kogoś zależna. Przyjmuję życie takim, jakim jest. Dla mnie wielkim szczęściem jest to, że dwa lata temu wyszłam z ciężkiej choroby – obrzęku płuc i serca. Wydawało się, że nawet jeśli przeżyję, to cały czas będzie mi towarzyszył respirator. A Pan Bóg dał wielką łaskę, że pozostawił mnie przy życiu i nadal mogę czynić to, co wcześniej. Mogę kontynuować studia, wypełniać obowiązki związane z PKRD, a z respiratora korzystam tylko w nocy.
Myśl, że mogę nie wrócić do takiego życia, sprawiała mi ból, ale Bóg uczynił wielki cud. Dziękuję Mu za każdy dzień i każdą chwilę życia. Zawsze modlę się o to, by wypełniła się w moim życiu Jego wola. Jeśli mam być zdrowa, to będę, a jeśli nie – to nie. Trzeba umieć cieszyć się tym, co jest.
W czerwcu podczas kapucyńskiego spotkania z młodzieżą w Wołczynie mówiłaś: „Nigdy nie uważałam cierpienia za karę. Pan Bóg dał mi łaskę przyjęcia go od początku”.
– Bo cierpienie jest łaską. Jak Pan Bóg daje cierpienie, to daje też łaskę, aby je przyjąć i go nie zmarnować. Niektórzy chorzy i niepełnosprawni załamują się i zamykają w domach, jakby ich życie nie miało celu, a to nieprawda. Każdy ma jakieś zadanie do wykonania.
Studiujesz w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, prowadzisz program w radiu i telewizji, publikujesz w „Naszym Dzienniku”. Widzisz siebie w dziennikarstwie?
– Tak, dlatego wybrałam ten kierunek. Dzięki możliwościom, jakie daje internet, będę mogła pisać artykuły i przesyłać do redakcji, nie wychodząc z domu. Coraz częściej o tym myślę i chciałabym, żeby to się udało. Został mi jeszcze rok studiów.
W medialnym świecie zaistniałaś także z innego powodu. Po występie Kazimiery Szczuki, która w programie Kuby Wojewódzkiego naśmiewała się z Twojego sposobu mówienia, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zasądziła najwyższą karę w historii. Polsat musiał zapłacił 500 tys. zł. Jak z perspektywy czasu oceniasz tamto wydarzenie?
– Tamten czas był bardzo trudny dla mnie i całej rodziny. Nieustannie były telefony z redakcji gazet i z telewizji o udzielenie wywiadu. Dziennikarze nie dawali nam spokoju i byli bardzo natrętni. Dotykało mnie nie tylko to, że pani Szczuka naśmiewała się ze mnie, ale i z naszej wiary. To raniło mnie i inne osoby niepełnosprawne, ale także uczucia osób wierzących. Niestety, mimo tej kary, nic się w mediach nie zmieniło, a nawet niektórzy idą dalej.
Jak mówiłam wtedy, modlę się za tę panią, o nawrócenie i przemianę jej serca. Myślę, że gdyby nie ta sytuacja, nikt by nie pomyślał, że za takich ludzi trzeba się modlić.
Nie mam w sercu żadnego żalu, teraz jest już to obok mnie. Ale jeśli jest naruszane czyjeś dobre imię lub uczucia religijne, to nie można milczeć. Jeżeli nie będziemy reagować, to takie sytuacje będą się powtarzać.