600 tys. Polaków podpisało się pod wnioskiem o wniesienie ustawy całkowitego zakazu uśmiercania dzieci poczętych i nienarodzonych, czyli pod tym, co nazywa się zakazem tzw. aborcji, przy sformułowaniu tego problemu eufemistycznym terminem.
Sprawa znalazła się na wokandzie Sejmu i od razu pojawili się przeciwnicy tego projektu, argumentując, że ustawa z 1993 r. została wypracowana z odpowiednim „kompromisem”, przy czym – warto zaznaczyć – zezwala ona na uśmiercanie płodu ludzkiego w określonych, wąskich, sytuacjach.
Co by to miało znaczyć, że dotychczasowa ustawa jest pewnym kompromisem? Termin „kompromis” ma w języku polskim dwa znaczenia: 1. porozumienie, załatwienie sporu na drodze wzajemnych ustępstw; 2. odstępstwo od uznawanych zasad, poglądów ze względu na oczekiwane korzyści.
Zadaję sobie pytanie, z kim miałoby być zawarte owe porozumienie. Rozumiem, że z jednej strony są osoby optujące za utrzymaniem przy życiu każdego poczętego dziecka, a z drugiej strony są zwolennicy zabijania, a właściwie mordowania (bo chodzi o istoty zupełnie niewinne) w różnym zakresie możliwości. Ten kompromis – jako pewna ugoda – musiałby więc być zawarty może nie z samymi wykonawcami mordu, ale w każdym razie z tymi, którzy na ten akt przyzwalają, tolerują, a nawet uważają go za jak najbardziej słuszny. Powstaje tu jednak zasadniczy problem, czy w ogóle wolno wchodzić w jakiekolwiek układy z kimś (osobą, osobami, partią lub jej frakcją), kto jest zwolennikiem czynu niemoralnego, haniebnego. Inaczej mówiąc, czy wolno pertraktować ze złem.
Wiem, że tu od razu odezwą się głosy, że nie jest to unicestwianie człowieka, tylko jakiejś grudki materii. Jednak każdy odpowiedzialny biolog, lekarz, genetyk przyjmie taką argumentację jako nadużycie.
Nie słyszałem (choć może są już takie zamiary), by planowano zawierać kompromis, np. ze złodziejami. Przecież zwolenników ukradzenia bezkarnie pierwszego miliona u nas nie brakuje. Ze zwolennikami nierządu zawarto już właściwie kompromis w naszej kochanej ojczyźnie. Dla niepoznaki działalność tzw. agencji towarzyskich nazwano działalnością gospodarczą. Co będzie dalej?
Jeśli wezmę pod uwagę drugie znaczenie kompromisu, to doprawdy nie wiem, jakie realne korzyści może czerpać ktoś (instytucja, państwo) z przyjęcia nawet kompromisowej ustawy aborcyjnej (formalnie nazywa się ją bardziej elegancko) przy rezygnacji z ideałów na ogół wiążących Polaków. Być może bierze się tu pod uwagę fakt, że pojawienie się na świecie, a więc w społeczności, osoby niepełnosprawnej lub chorej niesie pewne (czasem nawet duże) obciążenia dla rodzin i społeczeństwa. To fakt. Ale tak to już jest, że właściwie wszyscy nie jesteśmy w 100 proc. zdrowi i wcześniej lub później coś nam zacznie dolegać i będziemy potrzebowali pomocy. Nie ma na to rady. Dobrze zorganizowana społeczność ma przecież lekarzy, szpitale, domy opieki, instytuty medyczne, farmakologiczne oraz pedagogiki specjalnej, a poza tym nie jest żadną tajemnicą, że wiele osób nie w pełni sprawnych wykazywało i wykazuje uzdolnienia w różnych kierunkach. Bywa nawet, że okazują się geniuszami.
Dla wielu z nas jest oczywiste, że przyzwolenie na kompromis aborcyjny to tylko pierwszy krok w określonym kierunku. Niewątpliwie idzie za tym eutanazja, wykluczenie społeczne osób starszych, mniej zdolnych, zaradnych itd., brak troski o rodzinę, o borykającą się z trudnościami życiowymi kobietę matkę lub samotnego ojca.
Nie mogę pojąć, jak to jest możliwe, że w społeczeństwie, które w dużym procencie przyznaje się do wiary, w tym głównie katolickiej, w ogóle problem aborcji się pojawia. Przecież wyraźnie i głośno, bardzo głośno, tak by rozlegało się to na cały kraj i było słyszane w każdym domu, a przede wszystkim w Sejmie, trzeba obwieszczać, że kto popiera aborcję przekracza przykazanie „Nie zabijaj”.
Oczywiście sama ustawa o ochronie życia poczętego nie załatwi wszystkiego. Trzeba otoczyć opieką prawną i ekonomiczną polskie rodziny, wytworzyć atmosferę szacunku dla kobiety w ciąży, kobiety matki. Jeśli to nie nastąpi, to naród się zdegeneruje i powoli zginie. Takie są konsekwencje braku rozumu, serca i przestrzegania prawa naturalnego.