Tęsknotę za życiem słusznie możemy porównać do pragnienia wody odczuwanego przez pustynnych wędrowców. Gdy wędrujemy w upalny dzień, jakże wiele dalibyśmy za odrobinę wody, tak niezbędnej do podtrzymywania naszego istnienia. Taką sytuację przeżył Naród Wybrany podczas wędrówki do Ziemi Obiecanej. W Refidim spragniony lud czynił wyrzuty Mojżeszowi: „czy po to wyprowadziłeś nas z Egiptu, aby nas, nasze dzieci i nasze bydło wydać na śmierć z pragnienia?”(Wj 17, 3). Woda, która wydaje się tak zwyczajna, powszednia, staje się prawdziwym skarbem, najwyższą wartością dopiero wtedy, gdy zaczyna jej brakować. W wielu pustynnych krajach naszego globu są nawet prowadzone wojny, aby nie utracić dostępu do życiodajnych źródeł wody.
Bo człowiek pragnie życia, i to życia szczęśliwego, dobrego, udanego, takiego, które przynosi radość i satysfakcję.
Nie bez przyczyny Chrystus Pan jedną ze swoich najważniejszych nauk wygłosił przy studni. To On sam przyrównał siebie do wody życia, ponieważ tylko On jeden może zaspokoić owo pragnienie pełni życia kryjące się w sercu człowieka. Bardzo często ludzie próbują zaspokoić owo pragnienie niczym niewiasta z Samarii, tylko wodą zaczerpniętą ze studni doczesności, wyobrażając sobie szczęście jako pasmo niekończących się przyjemnych doznań i wydarzeń. Gromadzą ich coraz więcej i coraz bardziej intensywnie. Ciągle jednak, dość szybko, przekonują się na nowo, że te wszystkie ludzkie środki jedynie na krótko gaszą pragnienie, a potem otwiera się pustka jeszcze większa niż poprzednio. Nie są one w stanie zaspokoić do końca pragnienia człowieka tęskniącego za pełnią życia. Człowiek nie jest tylko istotą materialną, nie wystarczy mu do życia tylko skuteczne zabezpieczanie wszystkich przyziemnych potrzeb. To tylko jedna strona naszego życia. O wiele ważniejszą jest drugi wymiar ludzkiej egzystencji – a jest nim dusza i życie duchowe każdego z nas. Owo życie duchowe także domaga się właściwego sobie napoju.
Człowiek może go zaczerpnąć ze źródła łaski, które zupełnie bezinteresownie, darmo chce otworzyć przed nim sam Bóg. Dlatego św. Paweł w Liście do Rzymian z takim naleganiem przypomina: „Dostąpiwszy usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej” (Rz 5, 1–2). Nam, ludziom, przyzwyczajonym do bardzo dziś skomercjalizowanego świata, trudno nieraz uwierzyć i zrozumieć, że Bóg jest tak o nas zatroskany i tak w swej trosce bezinteresowny. Czasem nawet niektórzy próbują widzieć w tym jakieś podejrzane intencje Stwórcy – choćby chęć podporządkowania sobie człowieka. Gdyby Bóg chciał to uczynić, to w swojej wszechmocy znalazłby tysiące prostszych sposobów. On jednak jest sensem i celem ludzkiego życia, ostatecznym zaspokojeniem naszych najgłębszych pragnień.
Św. Edyta Stein napisała kiedyś znamienne słowa: „Wszystko, co czynimy, jest tylko środkiem do celu. Jedynie Miłość jest celem samym w sobie, bo Bóg jest Miłością”. Warto o tym prawdziwym celu życia pamiętać, także w towarzyszącym nam bezustannym zatroskaniu o codzienną egzystencję.