Pani Hania ma sporo lat, ale mówi, że ma ich połowę, bo tak się czuje, i dwa razy tyle, bo żyła życiem podwójnym, swoim i tych, którzy wciąż byli obok.
- Ja ich nie szukałam. Nie zapisywałam się nigdzie, nie wstępowałam do organizacji. Czasem nawet uciekałam, próbowałam uciekać. Ale jak uciec przed człowiekiem? Jak dzwoni i zaczyna opowiadać, to jak mu przerwać i iść dalej gotować pomidorową? A on potrzebuje tylko, żeby wysłuchać. Bo pani wie, są takie sprawy, z którymi nie można zostać samemu. Nawet nie, że takie trudne, ale tak niewiarygodne, tak absurdalne, że jakby człowiek nie mógł ich opowiedzieć, to go od środka uduszą. No to słuchałam. Jednego, drugiego, trzeciego. Czy to takie ważne? Nie wiem, chyba ważne, mimo wszystko. W każdym razie potrzebne…
Dziwicie się, że pytają
Pani Hania nigdy nie była wolontariuszką w ścisłym tego słowa znaczeniu, choć jej życie właśnie na tym polegało: na nieustannej, cichej służbie innym. Na pracy, za którą nikt nie płaci, przynajmniej nie w materialnym tego słowa znaczeniu. W wolontariacie zapłatą jest radość w oczach ludzi, zapłatą jest satysfakcja z dobrze wykonanego zadania. 5 grudnia na całym świecie obchodzony jest ustanowiony w 1985 r. Międzynarodowy Dzień Wolontariusza. Encyklopedyczna definicja nazywa wolontariat „dobrowolną, świadomą pracą na rzecz innych lub całego społeczeństwa, wykraczającą poza związki rodzinno-koleżeńsko- przyjacielskie. Anna Dymna, aktorka i społecznik, pisze do wolontariuszy swojej fundacji „Mimo wszystko”: „Działacie intuicyjnie, odruchami serca, z radością i wiarą w to, że tak trzeba. Nie umiecie często odpowiedzieć na pytanie, dlaczego pomagacie innym, dlaczego poświęcacie swój czas chorym, samotnym, cierpiącym… (...) I dziwicie się nieraz, że ktoś może zadawać takie pytania. Dla was pomoc drugiemu człowiekowi jest tak oczywista jak oddech. Dzięki Wam świat jest naprawdę lepszy. (...) Pomagacie bez zbędnych słów, bez narzekania, bez poświęcania się, bez oczekiwania na jakąkolwiek zapłatę. (...) Nie zmieniajcie się. W sercu pozostańcie na zawsze dziećmi o czystych, jasnych myślach”.
Marzycie o innym szczęściu
Pani Hania uśmiecha się do młodych. – Przychodzą nieraz i płaczą mi, że są nieszczęśliwi. Kiedy pytam, o czym marzą, to mówią, że o szczęściu. Niektórzy pociągnięci za język próbują to szczęście nazwać. Chcą być kochani, chcą mieć kogoś obok, mieć dla kogo żyć, mieć w kimś oparcie. Marzą o bliskiej osobie, o rodzinie. Ale marzenia się nie spełniają. To znaczy spełniają się, ale nie tak, jak nam się wydaje. Szczęście nie spada na głowę tego, kto na nie czeka. I nie daje się łatwo znaleźć temu, kto się uprze, że je znajdzie. Ono jest trochę produktem ubocznym. Przychodzi dopiero wtedy, jak się człowiek czymś zajmie. Jak przestanie zajmować się tylko sobą, przestanie myśleć o tym, żeby być szczęśliwym. Jak do mnie przychodzą tacy młodzi poszukiwacze szczęścia, to im mówię, żeby się gdzieś zgłosili, do jakiegoś wolontariatu. Żeby zajęli się cudzymi problemami. Żeby stracili czas, żeby się zmęczyli, żeby wracali do domu głodni i marzyli tylko o śnie. Jak ktoś nie ma czasu myśleć o swoim szczęściu, to ono właśnie wtedy przychodzi. I okazuje się, że wszystko jest inaczej, niż miało być – i że jest naprawdę pięknie.
Czekają wszędzie
Możliwości działania w wolontariacie jest w Polsce wiele. Warto jednak najpierw zauważyć, czym się różni wolontariat od innych form pomocy. Jest on przede wszystkim działaniem systematycznym i zorganizowanym, a przede wszystkim wymagającym od wolontariusza poświęcenia nieraz dużej ilości czasu i sił. Dlatego wolontariatem nie można nazwać chociażby chwalebnej skądinąd akcji wpisywania się na listę dawców szpiku kostnego czy tym podobnych. Wolontariatem nie jest również najbardziej nawet regularna pomoc własnej babci, zaliczana raczej do obowiązków rodzinnych.
Obecnie w Polsce szacunkowe dane mówią o około dwóch milionach wolontariuszy – choć na pierwszy rzut oka liczba ta jest imponująca, to jednak wciąż o wiele mniejsza niż w krajach zachodnich. Wolontariuszem zostać może każdy: niezależnie od swojego wieku, płci, zamożności, poziomu wykształcenia. Liczy się uczciwość, odpowiedzialność i bezinteresowność. Na pomoc wolontariuszy czekają dzieci i ludzie starsi, czekają zwierzęta i zabytki, ludzie w dalekich i egzotycznych krajach i sąsiedzi z tej samej ulicy.
Każdy komuś
- Miałam takie młode, znajome dziewczyny, które zakochały się w Afryce i tam koniecznie chciały jechać. I pojechały, żeby tam budować studnie – opowiada pani Hania. – Ale też pamiętam takich, którzy zajmowali się dogoterapią czy hipoterapią, albo spełniali dziecięce marzenia. Teraz coraz głośniej mówi się o „Szlachetnej Paczce”, też piękna inicjatywa, bo konkretny człowiek pomaga konkretnemu człowiekowi i to tak, jak tamten potrzebuje, a nie jak sobie ktoś mądry w urzędzie wymyślił. Nie można pomóc wszystkim, ale każdy może pomóc komuś. Może pani sobie wyobrazić świat, w którym każdy by tak myślał? Ja nie mogę, to już byłoby chyba niebo...
Talenty
Pomoc wolontariuszy nie oznacza wykonywania skomplikowanych zadań. Często polega ona na rozmowie, parzeniu herbaty, przygotowaniu kanapek, zrobieniu zakupów. Czasem trzeba komuś pomóc pomalować mieszkanie albo wyjechać z nim na spacer do parku. Każdy talent wolontariusza może być wykorzystany do pomocy innym: czy to śpiewanie, czy szycie, czy zwykłe wypełnianie formularzy podatkowych. Ważne jest, by dopasować swoje umiejętności i możliwości do profilu instytucji, w której chcemy działać jako wolontariusz. Wolontariusze są wciąż poszukiwani przez wiele ośrodków i instytucji – wystarczy iść i zapytać. Koordynacją wolontariuszy zajmuje się również gnieźnieńska Caritas.
Za rękę
Niektórzy myślą, że jak się zajmą cudzym szczęściem, a nie własnym, to im życie przecieknie przez palce i umrą smutni i samotni. Ja tam śmierci się nie boję. Niektórzy mają mężów i żony, i dzieci, i oni się kłócą przy łożu śmierci albo oddają bliskich do zakładów opieki. Napatrzyłam się w życiu dość na takie sytuacje i wiem, że branie dla siebie niczego nie gwarantuje. To banalne stwierdzenie, że dobro, które czynimy, do nas wraca. Bo nie zawsze wraca. Bywa, że im więcej ludziom dajemy, tym bardziej czujemy się wyssani z sił i entuzjazmu, że czujemy się wykorzystani i porzuceni, że wydaje nam się, że do innych to idziemy z sercem na dłoni, a dostajemy w zamian kaktusem po łapach. I że z własnymi problemami to musimy radzić już sobie zupełnie sami. Nie ma się co oszukiwać, tak bywa, rachunek w życiu nie zawsze jest taki prosty jak dwa plus dwa. Ale ważniejsza niż chwilowe słabości jest całość życia. To, że jest w człowieku jakaś pełnia. Jakieś poczucie, że nie zmarnował ani dnia. Może jestem głupia, ale wierzę, że taki człowiek, co rozmienił się na drobne i oddał się ludziom, nie będzie umierał sam. Że trzymać go za rękę będą ci, do których on tę rękę kiedyś wyciągnął.
* Pani Hania z artykułu nie istnieje – a raczej istnieje po części w wielu dobrych ludziach, na potrzeby niniejszego tekstu zebranych w jedną postać.