Dlaczego mam odmawiać Litanię loretańską... „Wieżo Dawidowa, Wieżo z kości słoniowej, Domie złoty”, skoro nic z tego nie rozumiem? – zapytała kiedyś znajoma gimnazjalistka. No, ale dostanę podpis i będę miała z głowy – odpowiedziała sobie sama. Czy tego chcemy?
Jak skutecznie zniechęcić kogoś do palenia papierosów? Stara, choć bardzo niehumanitarna metoda podpowiada, że należy kazać wypalić dziecku paczkę papierosów naraz. Efekt jest podobno gwarantowany – młodzieniec nie sięgnie więcej po tytoń. Jak zniechęcić młodzież do chodzenia do kościoła? Głowiło się nad tym wielu ideologów: komuniści, faszyści, różnej maści libertyni próbowali odwieść młode pokolenie od udziału w życiu religijnym. Metody okazywały się mniej lub bardziej skuteczne, ale najbardziej skuteczni w zniechęcaniu okazujemy się często my sami – duszpasterze, rodzice i osoby odpowiedzialne za wychowanie do wiary. Jak to możliwe? Cóż, już samo przygotowanie do bierzmowania jest w wielu wypadkach niczym wspomniana paczka papierosów, po której nastolatek nie ma żadnej ochoty na dalsze wchodzenie w życie duchowe.
Błędne założenie
Co zatem sprawia, że bierzmowanie dla wielu młodych Polaków staje się tzw. sakramentem pożegnania z Kościołem? Można by wymieniać wiele argumentów za i przeciw, ale kluczowym pozostaje chyba brak roztropności ze strony dorosłych. Można przecież zmusić nastolatków nawet do codziennego pobytu w kościele, ale czy będzie to krok w kierunku pogłębienia ich duchowości, czy raczej wychowanie do przykrego obowiązku zaliczania praktyk pobożnych „za pokwitowaniem”? Wielokrotnie kandydatów do bierzmowania traktuje się jako grupę, która ma być: zdyscyplinowana, superwierząca i gotowa uczestniczyć chętnie w każdym nabożeństwie. Bez potrzeby prowadzenia jakichkolwiek badań wiadomo, że takie założenie jest efektem czysto życzeniowego myślenia. Młodzi są bardzo różni, coraz częściej pozbawieni „talentu wiary”, a bierzmowanie dodatkowo przypada na najbardziej skomplikowany okres w rozwoju człowieka. Dlatego tym bardziej dorośli powinni dobrze przemyśleć metody, jakimi chcą przyciągnąć młode pokolenie do Jezusa Chrystusa.
Kogo mam przed sobą?
Każdy mówca, polityk, specjalista od marketingu, chcąc trafić do swoich słuchaczy, musi postawić sobie fundamentalne pytanie: Kogo mam przed sobą? Inaczej mówi się przecież do ludzi na uczelni, inaczej do robotników, a jeszcze inaczej do nastolatków. Co różni tych ludzi? – poziom wykształcenia, sytuacja życiowa, doświadczenie. Podobnie jest z młodym człowiekiem, choć statystycznie to przeciętny gimnazjalista, to jednak każda osoba w ławce to niemal inny świat. Dlatego zanim zaczniemy przemawiać i udowadniać swoje racje, warto przynajmniej spróbować poznać środowisko, w którym przebywa nasza młodzież, wartości, które wyznaje, ich życiowe pasje i problemy. I co najważniejsze – zamiast gorszyć się muzyką, której słucha; wyglądem czy też brakiem wiary – trzeba szukać w ich świecie dobra, na którym mógłby spocząć i rozpalić swoimi darami główny bohater bierzmowania, czyli Duch Święty.
Jeden z wybitnych wychowawców młodzieży, św. Jan Bosco, powiedziałby: Trzeba, by młodzież nie tylko była kochana, ale by sama poznała, że jest kochana. Trzeba, aby czując, że jest kochana w tym, co sprawia jej przyjemność, i widząc, że się uczestniczy w jej młodzieńczych upodobaniach, nauczyła się dostrzegać miłość również w sprawach, które z natury samej mniej się jej podobają, takich jak karność, nauka, umartwienie samych siebie. I te rzeczy młodzi powinni się nauczyć wykonywać również z miłością.
Bezpiecznie czuję się tylko na osiedlu
Próba poznania prawdziwych odczuć młodego człowieka może znacząco oczyścić nasze „widzimisię”. Jeden z księży podczas spotkania z kandydatami do bierzmowania opowiedział sen Jana Bosco o dwóch kolumnach. W proroczej wizji Bosco zobaczył bitwę morską, podczas której okręt symbolizujący Kościół został zaatakowany przez wiele małych jednostek wyposażonych w różnego rodzaju broń, m.in. książki – tłumacząc na język współczesny – media. Przed ostateczną klęską statek dowodzony przez papieża schronił się między dwiema kolumnami, na których stały kolejno – monstrancja z Najświętszym Sakramentem i figura Niepokalanej. Opowiadając sen, katecheta chciał wyjaśnić młodzieży, że cumując swoje życie w Kościele, mogą poczuć się bezpiecznie. Widząc niezrozumienie na twarzach, zaczął wypytywać podopiecznych, gdzie szukają ochrony. Bezpiecznie czuję się tylko na swoim osiedlu – tak brzmiała najczęstsza odpowiedź. Niektórzy mówili jeszcze o domu rodzinnym. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, aby szukać bezpieczeństwa w Kościele. Co więcej, Kościół – choćby z powodu „obrońców krzyża”, „moherów”, „księży pedofilów” – kojarzony był bardzo negatywnie.
Świadectwo
Co zrobił kapłan, aby odbudować w młodych zaufanie do Kościoła? Dwie rzeczy: zaprosił do wspólnoty i ofiarował czas, mówiąc: „Macie pytania? Chcecie pogadać? Jestem codziennie do waszej dyspozycji!” To wielkie wyzwanie, ale aktualnie osobom wychowującym młodzież do wiary nie pozostaje nic innego, jak otwartość na słuchanie i osobiste świadectwo życia. Młodzi nie tylko mają słyszeć o wierze, religii, Bogu, który jest miłością, ale muszą doświadczyć wiary, zrozumienia i Bożej miłości od ludzi Kościoła. Na takim gruncie pojawia się nadzieja, że Kościół stanie się przestrzenią, gdzie młodzi będą szukali poczucia bezpieczeństwa i oparcia.
Co zatem robić z bierzmowanymi? Nie wymagać? Traktować ulgowo? Nie! Wymagać, ale przede wszystkim słuchać, rozumieć i pokazywać wiarę odpowiadającą na ich konkretne problemy - wiarę bliską życiu. Nie chodzi o podlizywanie i tani populizm, ale warto nauczyć się słuchać młodego człowieka – to początek dobrej drogi. Może nawet klucz do sukcesu. Inaczej tylko „zaliczą i będą mieli z głowy”.