Logo Przewdonik Katolicki

Podatniku, płacz i płać

Jarosław Stróżyk
Fot.

Od przyszłego roku wszyscy Polacy zapłacą wyższe podatki. Rząd podniósł na razie stawki VAT. Wiele wskazuje jednak na to, że na tym się nie skończy i nie będą to jedyne podwyżki danin publicznych.

 



"Naczelną zasadą polityki finansowej mojego rządu będzie stopniowe obniżanie podatków i innych danin publicznych. Dotyczy to i musi dotyczyć wszystkich. I tych mniej zamożnych, i tych bogatszych. Wszyscy mają prawo do tego, aby państwo przyjęło wreszcie kierunek na obniżanie podatków i danin publicznych. Będziemy prowadzili tę politykę rozważnie, to musi być rozważny marsz. Ale chcę, aby to był marsz zawsze w jednym kierunku, zawsze w kierunku niższych podatków i zawsze w kierunku rezygnacji z nadmiernych, często zbędnych danin publicznych, jakie obywatel płaci na rzecz administracji" - to słowa premiera Donalda Tuska wypowiedziane w jego exposé 23 listopada 2007 roku.

Nie pierwszy raz okazało się, że deklaracje polityków to jedno, a ich realizacja to już zupełnie coś innego. Po niemal trzech latach rządów żadne podatki nie tylko nie zostały obniżone, ale kilka tygodni temu premier poinformował, że od przyszłego roku wzrośnie podatek VAT. W przyjętym przez rząd wieloletnim planie finansowym zaplanowano, że od stycznia będą obowiązywały trzy stawki podatku VAT: 5, 8 i 23 proc. A to nie koniec. Minister finansów Jacek Rostowski już zapowiedział, że VAT w ciągu dwóch lat może wzrosnąć o kolejne punkty proc. i w 2013 roku najwyższa stawka może wynieść aż 25 proc.


Łatwo podnieść, trudniej obniżyć

- Podwyżka VAT będzie trwała tymczasowo; ustawa, którą rząd przedstawi parlamentowi będzie zakładała automatyczne wygaszenie zmian w VAT po trzech latach – zapewniał w Sejmie minister finansów Jacek Rostowski. Problem w tym, że w Polsce wszelkie rozwiązania tymczasowe mają z reguły wyjątkowo trwały charakter. Tak jest też z podatkami. Każdy, kto stara się oszczędzać pieniądze w banku, doskonale zna podatek od lokat bankowych zwany „podatkiem Belki”. To też miało być rozwiązanie tymczasowe, które miało pomóc jedynie w załataniu dziury budżetowej. Okazało się jednak, że ten podatek został z nami na stałe.

Wiele osób może czuć się niemile zaskoczonych faktem, że podatki w przyszłym roku wzrosną. Tym bardziej że  w ledwie co zakończonej kampanii prezydenckiej politycy Platformy Obywatelskiej z prezydentem Bronisławem Komorowskim na czele zapewniali, że żadnej podwyżki podatków nie będzie. Do tego od dłuższego czasu rządzący zapewniają Polaków, że nasz kraj jest zieloną wyspą na morzu europejskiej recesji i jako jeden z nielicznych przeszedł suchą nogą przez światowy kryzys finansowy. Niestety, okazuje się, że nie jest aż tak różowo i rząd musi uciekać się do podwyżki podatków, aby zmniejszyć nieco i tak już duży deficyt budżetowy.


Ekonomiści krytykują i ostrzegają

Ten sposób walki z deficytem ostro krytykują niemal wszyscy ekonomiści. Zwracają uwagę, że rząd zamiast ograniczać wydatki budżetowe wybrał łatwiejszą drogę podnoszenia podatków. Prof. Leszek Balcerowicz uważa, że rząd powinien ograniczać wydatki, a nie podnosić podatki. Jego zdaniem stan polskich finansów szkodzi rozwojowi gospodarczemu Polski. - W kraju, w którym podatki i tak są bardzo wysokie na tle krajów porównywalnych, jeżeli się myśli o rozwoju gospodarczym nie można zaczynać od podwyżki podatków – mówił, odnosząc się do podwyżki podatku VAT.
- Aby skutecznie obniżyć deficyt fiskalny - czyli mieć gwarancję, że on się po paru latach nie odtworzy – podatków nie należy podnosić. Bo to oznacza, że akceptuje się za wysoki poziom wydatków publicznych, a to przekłada się na spadek tempa wzrostu gospodarczego - tłumaczy członek Rady Polityki Pieniężnej prof. Jan Winiecki.

Ekspert Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski uważa, że podnosząc podatek VAT rząd zamiast zmienić nieefektywny system podatkowy, wybrał drogę eksploatowania gospodarki i obywateli. Według niego, zapowiedzi, że podwyżka nie spowoduje wyższych cen żywności, to "bzdura".

- Na początku 2009 r. premier i minister finansów zapewniali, że rząd będzie oszczędzał, że Polska nie będzie prowadziła nieodpowiedzialnej polityki zwiększania wydatków. Tymczasem wydatki publiczne w 2009 r. wzrosły o 10 proc., a według danych GUS w administracji publicznej zatrudniono 26 tys. nowych urzędników. Ponadto na niespotykaną dotąd skalę zaczęto stosować kreatywną księgowość - wylicza prof. Krzysztof Rybiński z Ernst & Young.

Główny doradca ekonomiczny PricewaterhouseCoopers Polska prof. Witold Orłowski uważa, że zapowiadana podwyżka VAT-u nie wystarczy, żeby uniknąć poważnych problemów budżetowych w przyszłym roku. Dodał, że konsolidacja finansów publicznych cały czas jest zadaniem, które musi być wykonane w ciągu 2-3 lat.

To nie koniec podwyżek?

Według ekonomistów przeciętna polska rodzina straci na podwyżce stawek podatkowych około 20 zł miesięcznie. Najubożsi mogą jednak odczuć tę podwyżkę podwójnie. Politycy PiS, którzy potrzeby polskich rodzin wyceniają na więcej, prognozują wydatek dużo większy, od 500 do 600 zł rocznie.
Niestety, wiele wskazuje, że na podwyżce VAT się nie skończy. "Rzeczpospolita" informowała, że w rządzie rozważa się również podwyżkę PIT, jak również zwiększenie składki rentowej.

Niewykluczone też, że rząd zlikwiduje ulgę rodzinną i becikowe.
Rząd pracuje też nad zmianami w akcyzie, które mają dać 1,6 mld zł dodatkowych dochodów. Niewykluczone, że minister Rostkowski pójdzie jeszcze dalej. Podwyżki akcyzy na używki i paliwa mogą dać skarbowi państwa kolejne 2,8 mld zł.

Wzrosnąć mogą również podatki lokalne. Minister finansów zwiększył ostatnio, średnio o 2,6 proc., maksymalne stawki podatków, które nakładają na nas władze gminy czy miasta. Większe będą górne granice podatków od nieruchomości, środków transportu oraz opłat lokalnych. Samorządy będą mogły żądać większych podatków niż dotychczas od właścicieli domów i mieszkań.
Wzrosną też na maksymalne stawki opłat dla przedsiębiorców, którym zwiększono stawkę zarówno za grunty, na których prowadzą działalność gospodarczą, jak i za wykorzystywane do niej nieruchomości.

Wiele więc wskazuje na to, że w przyszłym roku zapłacimy znacznie wyższe podatki. Jeśli dodamy do tego zapowiadane już podwyżki cen prądu i gazu, może okazać się, że portfelu przeciętnego Kowalskiego zostanie dużo mniej pieniędzy.

Podstawowe pytanie brzmi: czy podnoszenie podatków się państwu opłaca?
Oczywiście samo podniesienie podatków nie jest jeszcze żadną zbrodnią. Są takie sytuacje, kiedy dla dobra państwa taka decyzja jest wręcz niezbędna. Jednak podnoszenie podatków i nieszukanie przy tym oszczędności jest pójściem przez rząd na łatwiznę. Co prawda, państwo na krótszą metę dostaje z tytułu podatków więcej pieniędzy. Jednak w dłużej perspektywie jest to droga donikąd. Jeśli społeczeństwo zbiednieje, to w przyszłości i tak wpłaci państwu mniej pieniędzy z tytułu podatków. Dlatego podstawowym celem rządu powinno być redukowanie wydatków. Wiąże się to jednak z podejmowaniem przez rządzących niepopularnych decyzji i odbieraniem wielu przywilejów. A na to jak widać nie ma chętnych.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki