Logo Przewdonik Katolicki

Równi wobec śmierci?

ks. Tadeusz Miłek
Fot.

Mówi się, że jedyną na świecie sprawiedliwością jest śmierć, bo jest ona nieunikniona dla wszystkich. To prawda. Ale jak w życiu są równi i równiejsi, tak bywa i po śmierci. Przynajmniej w ludzkim odbiorze.

 

 

 

 

Zimowa opowieść

W zimowy wieczór jedna ze stacji radiowych nadała audycję poświęconą katastrofie zawalonej hali wystawowej na Śląsku w 2006 r. W studiu byli uczestnicy tamtych wydarzeń: poszkodowani i ratownicy, przedstawiciele służb ratunkowych. Telefonowali słuchacze. Z audycji wyłaniał się przejmujący obraz.  Z jednej strony potęga niszczącego żywiołu, zabici, ranni, unieruchomieni pod stalową konstrukcją i oczekujący w tę mroźną noc na ratunek, z drugiej potęga ludzkiej solidarnej pomocy.

Jedna z telefonicznych wypowiedzi jakby nie pasowała do tonu audycji. Telefonowała młoda kobieta, która mówiła mniej więcej tak: „Dobrze pamiętam tamten wieczór. Z dwójką maleńkich dzieci oczekiwałam na powrót męża z pracy. Mąż pracował w prywatnej firmie, wracał o różnych porach, ale tym razem powrót przeciągał się ponad miarę. Niepokój wzrastał z każdą chwilą. Kiedy zadzwoniłam do szefa i dowiedziałam się, że mąż wyszedł z pracy ponad dwie godziny temu, niepokój zamienił się w najgorsze przeczucia.

Telefon do Pogotowia nie pozostawiał złudzeń: zespół reanimacyjny wyjeżdżał do człowieka potrąconego przez samochód, ale poszkodowany już nie żył. Nie wiedzieli, co dalej działo się z ciałem zmarłego. Pomogła informacja z policji, że zabitego przewieziono do prosektorium. Była sobota, tylko dzięki życzliwości portiera około północy udało się znaleźć pracownika prosektorium. Nie potrafię wypowiedzieć tego, co poczułam, kiedy zobaczyłam martwego męża leżącego na kamiennym podeście. W jednej chwili cały świat legł w gruzach. 

Nie mam rodziców, mąż miał tylko starszą, schorowaną mamę. Trzeba było opuścić wynajmowane mieszkanie, wrócić do kawalerki razem z mamą. Dziś otrząsnęłam się trochę z tamtych wydarzeń, ale pozostał jakiś żal.  Dlaczego ludziom poszkodowanym pod zawaloną halą i ich bliskim pospieszyła z pomocą niemal cała Polska, a gdy ja straciłam męża, a moje dzieci ojca, nie było nikogo, kto by mi pomógł. Nie było żadnego psychologa, nie miałam pieniędzy. Musiałam sama sobie radzić. Nie zazdroszczę pomocy okazywanej poszkodowanym, ale czy śmierć mojego męża potrąconego na przejściu dla pieszych przez pijanego kierowcę była mniej ważna, też zostawił rodzinę. Dlaczego pomaga się tylko wybrańcom? Czy dlatego, że śmierć mojego męża nie była ani  medialna, ani «zbiorowa» i że żaden prominent nie pokazał się w blasku jupiterów. Czy mój ból był mniejszy?”.

Prowadząca audycję redaktorka nie była przygotowana na taki głos. Odpowiedziała coś nieskładnie, że każda śmierć jest bardzo przykrym doświadczeniem dla bliskich. Audycja wytraciła swój impet i szybko dobiegła końca. Ale pytania pozostały.

 

Czyje życie warte więcej?

Ile kosztuje życie? Pytanie wydaje się być naiwne. Życie człowieka jest bezcenne. Tak jest przynajmniej w teorii, bo w praktyce...

Jednym z elementów pomocy poszkodowanym lub ich rodzinom jest pomoc materialna. Nikt nie kwestionuje jej potrzeby.  Problem zaczyna się w ocenie „wartości życia zmarłych”. Prasa szeroko informowała o wysokiej pomocy materialnej dla rodzin poszkodowanych w katastrofie autokaru pod Grenoble, w zawalonej hali na Śląsku, katastrofie w „Halembie" czy w „Wujku”. Kiedy w katastrofie samolotu zginęli wojskowi, premier zapewnił, że rodzinom poległych będzie udzielony każdy wymiar pomocy, jaki będzie potrzebny. Kiedy jednak w katastrofie zginęli maturzyści jadący na Jasną Górę, już zabrakło informacji o pomocy materialnej dla ofiar i ich rodzin. Czy życie maturzysty mniej znaczy od życia górnika czy żołnierza? Pytań jest więcej:

- Dlaczego jednym poszkodowanym, czy ich rodzinom, spieszy z pomocą cała Polska, prezydent i premier, Caritas i organizacje społeczne, a rodziny innych muszą nieraz latami po sądach chodzić, żeby otrzymać należne im odszkodowania?

- Czy ci, co giną codziennie na polskich drogach, są gorsi od tych, co z ginęli we Francji?! 

- W czym ważniejsze jest życie pilotów i pasażerów samolotu wojskowego, którzy giną w katastrofie, od życia kierowcy autobusu i pasażerów, którzy zginęli na drodze?

- W czym „gorsza” jest ofiara pijanego kierowcy od ofiary z katowickiej hali? O tej pierwszej nie piszą gazety, nie mówi telewizja, nie ma Księgi Kondolencyjnej, nie ma wsparcia finansowego, nie urządza się pogrzebu na koszt państwa, ani Sejm, ani prezydent nie przyznają specjalnych funduszy, rząd się nie zastanawia, dlaczego tak się stało i co zrobić, żeby uniknąć ofiar w przyszłości… Czy to, że ktoś zginął samotnie na drodze, po cichu, bez mediów, czyni tę śmierć mniej ważną? 

Pomoc okazywana rodzinom zmarłych, zróżnicowana od rodzaju i okoliczności śmierci, jest działaniem absurdalnym. Śmierć jest zawsze śmiercią. Jest taką samą tragedią dla każdej rodziny.

 

Między tragedią a widowiskiem

Dzięki środkom masowego przekazu tragiczne wydarzenia stają się powszechnie znane. Żyjemy w czasach, w których nawet śmierć jest wykorzystywana do osiągnięcia korzyści. Serwowanie niemal 24 godziny na dobę okrutnych zdjęć i reportaży o tragedii przybiera oblicze obrzydliwego medialnego spektaklu. Dziennikarze widzą w tym szansę na przyciągnięcie jak największej liczby widzów przed telewizory, stacje telewizyjne na zyski z reklam. Dziennikarze zalewając się obłudnymi łzami, kręcą się koło miejsca tragedii, nachalnie ukazując wykrzywione bólem twarze rodziny. Wielu dziennikarzy sensację przedkłada nad szacunek dla prawdy i delikatność wobec bliskich ofiar tragedii. Brakuje powściągliwości i zadumy.

Trudno też nie odnieść wrażenia, że przy okazji wielu tragedii politycy różnej maści chcą budować swój kapitał polityczny. Bo jak inaczej rozumieć spory, czy na miejscu katastrofy powinien być pierwszy prezydent, czy premier. Czy chodzi tutaj o pomoc w akcji ratowniczej, czy zdobywanie popularności? Czym wytłumaczyć wysokie odznaczenia dla pilotów i pasażerów katastrofy samolotu w sytuacji, gdy nieznane były wszystkie przyczyny katastrofy, a media sugerowały, że współodpowiedzialność za katastrofę ponoszą piloci.

Czasami trudno nie odnieść wrażenia, że głównymi aktorami wielkich katastrof są politycy. Czy nie można w ciszy i skupieniu wykonywać tego, co kto może i powinien?  Pewnie nieraz większą siłą jest cisza i spokój niż obiektywy kamer. Nagłaśnianie jednych wydarzeń, a przemilczanie innych sprawia, że potrafimy solidaryzować się i działać tylko w obliczu wielkich tragedii, a na co dzień nie umiemy pomóc ludziom z najbliższego otoczenia.

 

Medialne igraszki

W dawnym Katechizmie na pytanie, co dzieje się z człowiekiem po śmierci, była odpowiedź: Ciało składane jest w grobie, a dusza idzie na sąd Boży. Dzisiaj wiele się zmieniło. Ciało nadal składane jest do grobu, chociaż coraz częściej, jako proch w urnie, ale rolę sądu Bożego przejmują media. To one kreują wizerunek zmarłego. One decydują, czyja śmierć przejdzie bez echa, a kogo należy rzewnie opłakiwać. To od nich zależy, czy zmarły będzie opłakiwany jak bohater, czy pogardzany, jako zdrajca.

Bywa, że człowiek, który z wielką pogardą mówił o Polsce i Polakach, ale był ze słusznej opcji politycznej, stawiany jest za wzór patrioty, a ktoś, kto dla ojczyzny poświęcił życie bliskich i swoją karierę, nazywany jest zdrajcą. Informacja o śmierci gangstera zajmuje czołówki wiadomości, a śmierć uczciwych ludzi, którzy wiele uczynili dla Polski, przechodzi bez echa. 

Niektóre media czasami wręcz ogłaszają nowych świętych, których jedyną zasługą była poprawność polityczna, bo przeszłość nie zawsze była powodem dumy. Trudno mi też zrozumieć udział hierarchów w niektórych uroczystych pogrzebach, jak choćby człowieka, który częściej kojarzony był z lożą masońską niż z Kościołem, a jego poglądy w sprawach moralnych były wręcz antychrześcijańskie lub marksistowskiego filozofa, który nie był ochrzczony i bezwyznaniowość deklarował od najmłodszych lat…

 

Ku przyszłości

Codziennie ginie lub umiera w Polsce wielu ludzi. Śmierć jednych przechodzi niepostrzeżenie - innych nagłaśniana jest we wszystkich środkach masowego przekazu. Każda śmierć, zwłaszcza nagła, tragiczna jest bolesnym przeżyciem - w katastrofach spotęgowanym wielością ofiar w tym samym miejscu i w tym samym czasie. Ale może zamiast spektakularnych działań, zamiast dość często ogłaszanej żałoby, potrzeba działań nie doraźnych, medialnych, ale stałych, aby nie było niepotrzebnych śmierci i aby śmierć każdego człowieka była traktowana z należną powagą, a pamięć o nim była pełna szacunku i prawdy.

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki