Ekscelencjo, mówi się, że gdyby nie Arcybiskup Muszyński, to Prymasa by w Gnieźnie nie było…
- Nie ukrywam, że rzeczywiście zabiegałem o to, żeby tak właśnie się stało. Gdyby miało być inaczej, mielibyśmy niczym nieuzasadnione przerwanie sześćsetletniej tradycji. U niektórych rodziły się pytania o miejsce, w którym Prymas ma rezydować. Ja takich wątpliwości nie miałem, bo znałem w tym względzie opinię Ojca Świętego Jana Pawła II. Warto zwrócić uwagę, że już w bulli „Totus Tuus Poloniae populus” Papież stwierdza, że tytuł Prymasa zatrzymuje kard. Józef Glemp, arcybiskup metropolita warszawski, ale nadal jest związany z arcybiskupstwem gnieźnieńskim jako Kustosz Relikwii św. Wojciecha. To pokazuje, że tytuł Prymasa z woli Ojca Świętego miał przynależeć do Gniezna. Papież Benedykt XVI tę wolę potwierdził.
Przypomnę jeszcze, że Jan Paweł wielokrotnie dawał wyraz takiej wizji prymasostwa. Raz stało się to nawet w sposób trochę żartobliwy. Kiedy po raz pierwszy byłem u Jana Pawła II wraz z kard. Glempem, pozdrowił nas słowami: „Tego nawet w Watykanie nie pamiętają - Prymas i arcybiskup gnieźnieński w dwóch osobach!”. Papież czuł, że jest to jakiś wyjątek w naszej tysiącletniej historii. Teraz tytuł wraca do Gniezna, bo jakże by to było, żeby przerywać sześćsetletnią tradycję.
Co dla Księdza Arcybiskupa znaczy to powtarzane od długiego już czasu zdanie: „Prymasostwo wraca do Gniezna”?
- Prymasostwo zawsze było znakiem jedności i ciągłości w całych naszych dziejach. Tak było za czasów zaborów, kiedy nie było Polski na mapie, ale Prymas Polski był. Tak było w czasie wojny, tak było w okresie komunistycznym, kiedy robiono wszystko co możliwe, żeby deprecjonować i Gniezno, i Prymasa, a on pozostawał znakiem jedności i ciągłości nie tylko dla Kościoła, ale również dla narodu. U nas bowiem tożsamość narodowa i religia zrosły się ze sobą nierozdzielnie.
Dziś warunki są inne. Inna jest też rola i funkcja Prymasa. Kończy się epoka wielkich Prymasów, którzy byli jednocześnie przewodniczącymi Konferencji Episkopatu Polski, ale to wszystko dzieje się w duchu Vaticanum II, gdzie podkreślono tak mocno znaczenie kolegialności w Kościele. Niemniej Prymas ma też swoje miejsce w strukturach Konferencji Episkopatu, a we Wstępie do nowego „Statutu” mówi się nawet o tym, że Konferencja Episkopatu ma w Polsce długą tradycję, bo nawiązuje do synodów prymacjalnych, zwoływanych przez arcybiskupów gnieźnieńskich, Prymasów Polski. To jest nawiązanie do tej wielowiekowej tradycji, gdzie miejsce Prymasa w naszej historii było zawsze szczególne i związane z ciągłością i jednością, a także ze szczególnymi uprawnieniami, ze względu na specyficzne warunki historyczne, jak to miało miejsce np. w czasach zaborów czy w okresie II wojny światowej i w czasach komunizmu. Ten okres nadzwyczajnych uprawnień się skończył. Wracamy do normalności i w tych zwyczajnych warunkach Prymas musi odnaleźć swoje miejsce w Kościele w Polsce.
Jakie więc może być to nowe miejsce Prymasa, który rezyduje w Gnieźnie?
- Wpierw trzeba się trzymać „Statutu”. Mówi on, że Prymas jest jedynym, stałym, niewybieralnym członkiem Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski. W tym sensie znów widzimy go jako znak jedności i ciągłości. Poprzez obecność w Radzie Stałej będzie miał możliwość współuczestniczenia w koordynowaniu, planowaniu i czuwaniu nad programem duszpasterskim, który stanowi Episkopat. Jest także Prymas „primus inter pares”, czyli pierwszym pośród równych, można się więc spodziewać, że – jak dotychczas – będzie on przewodniczył uroczystościom narodowym i innym celebrom. Z mojego punktu widzenia niezwykle ważny będzie fakt, że to wszystko będzie związane z Gnieznem – jak to zwykł mówić Prymas Wyszyński – z naszym narodowym gniazdem. Kiedy w dzisiejszej Europie problem tożsamości jest problemem numer jeden, to związanie z Gnieznem ma swoje ogromne, symboliczne znaczenie.
Wielu młodych ludzi ulega dziś swego rodzaju duchowemu sieroctwu. Tracą swoją tożsamość. Tu właśnie, w Gnieźnie, będzie możliwość pełnego duchowego zakotwiczenia w naszych ojczystych dziejach. Tu będzie można sięgnąć do początków i przejść przez wszystkie etapy naszych dziejów aż do dzisiaj. W tym sensie znamienne jest dla mnie to, że umierający Prymas Wyszyński do tych, którzy byli przy jego łożu, powiedział: „Klękam przed wami i błagam: nie zapominajcie o prymaturze gnieźnieńskiej, która jest ostoją naszej polskości”. Tak właśnie, w odniesieniu do narodowej tożsamości, widział prymasostwo w Gnieźnie kard. Wyszyński. Były wówczas inne czasy i inne zagrożenia, natomiast ta ciągłość i jedność, o których tyle razy już wspomniałem, są złączone ze źródłem. A wszystko po to, by duchowo się odnawiać i by nasza młodzież była wolna od duchowego sieroctwa.
Takie symboliczne znaczenie nadawał też Gnieznu Papież Jan Paweł II…
- Tak, tę symboliczną rolę Gniezna, którą dostrzegał i o której mówił Ojciec Święty, trzeba bardzo mocno podkreślić. Pierwsza pielgrzymka do Polski, pamiętna Uroczystość Zesłania Ducha Świętego, Orędzie do Europy, spotkanie z prezydentami… to wszystko miało miejsce w Gnieźnie ze względu na św. Wojciecha, który jest naszym pierwszym patronem i od samego początku otoczony jest kultem ze względu na swoje świadectwo. Papież podkreślał nawet, że nie kult, tylko właśnie świadectwo św. Wojciecha jest wciąż żywe i wciąż przynosi nowe owoce. A ja jestem świadkiem, że tak rzeczywiście się dzieje. Św. Wojciechowi zawdzięczamy Zjazdy Gnieźnieńskie; pielgrzymki niemiecko-polskie, protestancko-katolickie, czego gdzie indziej nie ma; św. Wojciechowi zawdzięczmy też kontakty z Sergiyev Posad - dawnym Zagorskiem, któremu patronuje św. Sergiusz – wielki patron Kościoła Prawosławnego.
Nieustannie odkrywam, jak te słowa Papieża o żywym świadectwie św. Wojciech się sprawdzają. Do Gniezna przyjeżdżają tysiące młodzieży i dlatego właśnie tu potrzeba jakiejś narodowej katechezy. To jeszcze nie funkcjonuje, ale zabiegam o to. Między innymi z okazji spotkań na Lednicy mamy już spotkanie młodzieży akademickiej. Nieustannie doświadczam, że jest coś takiego jak genius loci. Teologowie wprawdzie nie odróżniają „łaski miejsca”, ale ja jej naprawdę doświadczam. Jestem też przekonany, że istnieje także genius temporis – czyli łaska szczególnego czasu nawiedzenia Boga, stąd staramy się to wykorzystać na nasze dziś i na jutro.
Ksiądz Prymas Józef Glemp powiedział przed tygodniem „Przewodnikowi Katolickiemu”, że tytuł Prymasa trafia na właściwego człowieka, ponieważ w jednoczącej się Europie właśnie Ksiądz Arcybiskup Muszyński, jako znawca problematyki europejskiej, jest najwłaściwszą osobą, by podjąć nowe wyzwania. Jak Ekscelencja odbiera te słowa?
- Bardzo sobie cenię takie zdanie Księdza Kardynała Prymasa. Myślę jednak, że ważne jest to, co podkreślał Ojciec Święty: Gniezno. Miejsce św. Wojciecha jest znakiem jedności i ciągłości. Osoba jest w moim przekonaniu na drugim miejscu. Zwłaszcza że czas mojej posługi będzie bardzo krótki i ma wymiar symboliczny. Ważne jest, że ciągłość prymasostwa będzie w Gnieźnie zachowana, że w żaden sposób ta tradycja arcybiskupów gnieźnieńskich – Prymasów Polski nie będzie przerwana.
Powrót prymasostwa do Gniezna to także wpisanie się w wielką tradycję Europy. W wielu krajach Prymasi są poza stolicami. W Hiszpanii jest Toledo, a nie Madryt; w Irlandii jest Armagh; Lyon, a nie Paryż, we Francji. Zdaję sobie oczywiście sprawę z pewnych ograniczeń związanych z tym, że Prymas i przewodniczący Konferencji Episkopatu są poza Warszawą, ale przy dzisiejszych środkach komunikacji nie jest to już żadnym problemem.
W jaki sposób spogląda dziś Ekscelencja na swoich wielkich poprzedników i na swoją posługę?
- Sytuacja jest zupełnie nowa, trudno porównywać przeszłość z dniem dzisiejszym. Trzeba być realistą i widzieć nową, honorową i symboliczną rolę Prymasa, która jest nieporównywalna z posługą wielkich Prymasów, którzy rzeczywiście przewodniczyli Kościołowi.
Z chwilą, kiedy Ksiądz Prymas Józef Glemp przestał być przewodniczącym KEP oraz Metropolitą Warszawskim, Kościół w Polsce znalazł się w pewnej nowej sytuacji. Zwłaszcza w wymiarze medialnym straciliśmy pewną wyrazistość. Odnoszę wrażenie, że dziennikarze nie bardzo wiedzą, gdzie szukać dziś odpowiedzi na pytania dotyczące Kościoła i że w ten sposób traci on jakby na wyrazistości w życiu społecznym.
- Ja też tego w pewnym sensie doświadczam. Sytuacja jest zupełnie nowa. Dotychczas takiej nie mieliśmy. Rozumiem też trudności, które się pojawiają, także wśród dziennikarzy. Musimy się uczyć, jak działać w tych nowych warunkach, które są konsekwencją nowego ustawodawstwa kościelnego. Pozostała nam wszystkim, również dziennikarzom, wizja przywódcy Kościoła w Polsce. Tej wizji się tak łatwo nie wyzbędziemy, ale w miarę, jak przewodniczący i Prymas będą ze sobą współpracowali, chyba wszyscy będziemy się uczyli, jak żyć i działać w tej zmienionej sytuacji.
Musimy rozumieć, że w obecnych czasach, kiedy mamy wielki pluralizm, także pluralizm religijny, a zarazem żyjemy w świecie, w którym następuje dewaluacja chrześcijańskich wartości, Bóg potrzebuje nas wszystkich – potrzebuje Prymasa jako Prymasa i przewodniczącego KEP jako przewodniczącego, a nade wszystko biskupów diecezjalnych, bo to na ich posłudze opiera się duszpasterstwo. Musi być oczywiście współpraca i koordynacja działań w Polsce i to już się dzieje. Wypracowaliśmy wspólne programy, staramy się je realizować, potrafimy mówić jednym głosem, czego wyrazem są listy episkopatu. Zasadnicza odpowiedzialność należy jednak do ordynariuszy.
Ksiądz Arcybiskup nigdy nie unikał kontaktów z mediami, więc środowisko dziennikarskie jest przekonane, że i w nowej sytuacji będzie mogło na nowego Prymasa i na jego głos liczyć.
- Chociaż nie czuję się osobą medialną, to poczuwam się do odpowiedzialności za Kościół i na pewno tej otwartości na te oczekiwania, które z tej strony popłyną, nie zabraknie. Chodzi przecież o dobro Kościoła. Myślę, że znakiem tej otwartości mogą być choćby organizowane w tych dniach konferencje prasowe związane z początkiem posługi prymasowskiej i gotowość, by odpowiadać na związane z nią pytania dziennikarzy.
Czy Prymas nadal będzie sprawował opiekę nad Polonią zagraniczną?
- Bezpośrednio raczej nie. Trzeba jednak pamiętać, że w zaleceniach II Polskiego Synodu Plenarnego (1991-1999), ściślej, w Dokumencie XIII (Duszpasterstwo polskie za granicą), mamy zapis, iż Polonia oczekuje, by Prymas był tym, który łączy ją z Macierzą i sprawuje także patronat duszpasterski nad nią (nr 30). Na pewno sprawy administracyjne i odpowiedzialność za Polonię jest w rękach Delegata KEP ds. Polonii – dziś jest to gnieźnieński biskup pomocniczy Wojciech Polak. Myślę, że w wymiarze honorowym, symbolicznym, szczególne miejsce zajmie tu także Prymas Polski, którego Polonia uważa nadal za swojego duchowego patrona, bo tak było przez cały okres powojenny.
Podobnie wydaje mi się, że Prymas powinien przejąć jakąś formę duchowej opieki nad naszymi misjonarzami, którzy wyjeżdżając do różnych krajów, właśnie w Gnieźnie otrzymują krzyże misyjne. Episkopat ma też swojego Delgada ds. Misji i ma on ogromne zadania natury administracyjnej, ale patronat Prymasa nad ich posługą mógłby być dużą dodatkową pomocą w ich pracy duszpasterskiej.
W jednym z wywiadów powiedział Ekscelencja, że zastanawia się, co Pan Bóg chciał powiedzieć, powołując Go na tak krótką posługę prymasowską. Czy jest już jakaś odpowiedź na to pytania?
- Wciąż nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Pewnie potrzeba jakiejś dłuższej perspektywy. Jest to na pewno nobilitacja Gniezna, dziś maleńkiej diecezji, gdzie wszystko jest prymasowskie: prymasowska katedra, prymasowskie seminarium, prymasowskie archiwum. Wierzę, że powrót tytułu Prymasa ożywi różnorakie działania, tchnie nowego ducha w życie miasta. Być może powstanie tu nawet Muzeum Polonii… Czas pokaże.
Rozmawiał ks. Dariusz Madejczyk, redaktor naczelny „Przewodnika Katolickiego”