Do 1939 roku „Przewodnik Katolicki” był najbardziej znanym w Polsce tygodnikiem katolickim. W przededniu wybuchu wojny osiągnął rekordową liczbę 200 tysięcy stałych abonentów! Dzięki swym zasługom dla upowszechniania polskości w czasach pruskiego zniewolenia „Przewodnik” cieszył się wielkim autorytetem w społeczeństwie. Nic dziwnego, że komuniści nie zgodzili się na jego wznowienie po wojnie.
Po zakończeniu działań wojennych w 1945 roku podjęto próby wznowienia edycji „Przewodnika Katolickiego”, najstarszego na ziemiach polskich tygodnika katolickiego, powołanego do życia w 1895 roku przez ówczesnego arcybiskupa gnieźnieńskiego i poznańskiego, prymasa Polski Floriana Stablewskiego. Gazeta w ciągu dekady zdobyła kilkadziesiąt tysięcy stałych abonentów na terenie zaboru pruskiego. „Przewodnik” redagowany w Poznaniu, gdzie w czasie zaborów i dwudziestolecia międzywojennego rezydowali kolejni prymasi Polski, docierał też masowo do Galicji, natomiast pod zaborem rosyjskim był zakazany! Dla władz carskich pretekstem do wydania tego obostrzenia stał się ówczesny podtytuł czasopisma: „Pismo dla bractw i stowarzyszeń katolickich”. W carskiej Rosji wszelkie stowarzyszenia były zakazane – stąd i zakaz dla kolportażu „Przewodnika”. Oczywiście zakaz zakazem, a Polacy w Warszawie, Lublinie czy na mazowieckiej wsi, a także na Litwie czy białoruskim pograniczu, i tak znajdowali metody, by zdobywać „zakazane” pismo „dla bractw i stowarzyszeń katolickich”.
Zbyt wpływowy
W latach 20. i 30. XX stulecia pozycja czasopisma była już na tyle utrwalona, że w latach 1935-1939 liczba stałych abonentów „Przewodnika” oscylowała wokół wartości 200 tysięcy odbiorców! Który ze współczesnych opiniotwórczych tygodników ogólnopolskich może poszczycić się takim osiągnięciem?! W czasie okupacji hitlerowskiej „Przewodnik” podzielił męczeńskie losy Kościoła: redakcja zastała opieczętowana, rozkradziona i zniszczona przez Niemców, a ostatnie numery gazety zdołały się ukazać jeszcze we wrześniu 1939 roku. Mimo to istnieją relacje o tym, że tajne nauczanie, między innymi języka polskiego w czasie wojny, odbywało się w wielu miejscach właśnie na „Przewodniku”, niczym na elementarzu. Przypomniały się znów czasy walki z językiem polskim i „Dzieci Wrzesińskie”…
Po zakończeniu działań wojennych władze komunistyczne nie zgodziły się na odtworzenie czasopisma. Jedynie na uroczystość Świętego Wojciecha w 1947 roku udało się wydać jeden numer „Przewodnika Katolickiego”, była to więc w zasadzie jednodniówka. Władze komunistyczne słusznie zdawały sobie sprawę z opiniotwórczej roli „Przewodnika” w latach 1895-1939 i nie godziły się w żadnym razie na jego istnienie, upatrując w nim zagrożenie dla propagandy, jaką organizowały w zniewalanej Polsce.
Warunkowe odrodzenie
„Przewodnik” odrodził się jednak jesienią 1956 roku na fali gomułkowskiej pseudoodwilży. W ramach krótko stosowanej taktyki kokietowania Kościoła władze zgodziły się na istnienie czasopisma kościelnego, starając się uwiarygodnić w oczach zmęczonego stalinizmem społeczeństwa. Pierwszy numer z 1956 roku otworzył list Prymasa Stefana Wyszyńskiego, wyrażający satysfakcję z przywrócenia tego wartościowego i zasłużonego dla Kościoła i społeczeństwa pisma. Wiadomo jednak było, że „Przewodnik” musi pozostać pismem ściśle „konfesyjnym”, co znaczyło, że ma poruszać tematykę wyłącznie religijną i kościelną, bez odwołań do spraw społecznych, a już szczególnie tych o zabarwieniu politycznym. Na straży tego „przykazania” stał wszechwładny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk, a niesławna cenzura dotyczyła każdego bez wyjątku numeru „Przewodnika Katolickiego”.
Wprawdzie władze PRL głosiły obłudnie hasła religijnej tolerancji, pluralizmu i poszanowania niezależności światopoglądu, to jednak aż do lat 80. starały się w mniej lub bardziej wyszukany sposób wpływać na linię czasopisma. Wykorzystywano do tego najczęściej subtelne formy szantażu, uzależniając od osiągnięcia swoich celów kolejne przydziały papieru czy zwiększenie nakładu czasopisma o 500 egzemplarzy!
W obronie papieża
Jak perfidną, a z dzisiejszej perspektywy – groteskową, grę prowadzili komuniści, ilustrują liczne świadectwa archiwalne, obrazujące próby manipulacji „Przewodnikiem”. Jedno z tych świadectw to protokół ze spotkania, jakie odbyło się dnia 7 lutego 1963 roku w Urzędzie ds. Wyznań. Został na nie wezwany ówczesny szef redakcji, ksiądz prałat Mieliński wraz ze współpracownikiem. Kapłana przyjął sam szef Urzędu ds. Wyznań „obywatel Bogdan” wraz z naczelnikiem Wydziału Ogólnego „ob. Kiryłowiczem”. Podczas urzędowego kolegium partyjni urzędnicy wytknęli „Przewodnikowi” szereg błędów i zafundowali sporo pouczeń, wykazując nadspodziewaną troskę o sprawy Kościoła i nawet samego papieża.
Urząd do spraw Wyznań zauważył, że „w «Przewodniku Katolickim» winny znaleźć pełne odbicie sprawy życia religijnego i kościelnego na Ziemiach zachodnich, które powróciły do Polski dzięki zwycięstwu Rewolucji Socjalistycznej”. „Przewodnik” winien też podawać – według Urzędu – „jak najwięcej opinii prostujących o stanie Kościoła w Polsce”. „Trzeba zaznaczyć w piśmie, że w Polsce współczesnej mimo, że rządzi partia komunistyczna, rozwój Kościoła i jego stan aktualny przedstawia się na wielu odcinkach dużo lepiej, jak przed wojną - rozwój seminariów duchownych, zakonów, wzrost powołań, większa liczba Kościołów itp.” – referował dyrektor Urzędu ds. Wyznań, zaledwie 7 lat po uwolnieniu z więzienia Prymasa Wyszyńskiego i abp. Baraniaka. Dyrektor „Bogdan” dodawał, że „«Przewodnik Katolicki» winien umieszczać po prostu serie artykułów o aktualnej, oczywiście korzystnej sytuacji Kościoła Katolickiego w Polsce”.
Starano się też wplątać kościelne czasopismo w grę władz PRL na arenie międzynarodowej i uczynić zeń tubę propagandy w kraju: „«Przewodnik» winien zająć stanowisko w stosunku do niemieckich organizacji katolickich o charakterze antypolskim. Władze państwowe zgadzają się z tym, że w sprawach światopoglądowych możemy się różnić, ale w sprawach Polski musimy zająć stanowisko jednolite i tu w tym wypadku stanowisko wrogów Polski musi być jednoznaczne!” - wywodził urzędnik. Chyba najbardziej zaskakujący dla ówczesnego kierownictwa gazety był zarzut ze strony komunistycznego aparatczyka, że czasopismo „zbyt słabo omawia sprawy Soboru”. Z wielką troską „dyrektor Bogdan” żalił się: „Trudno oprzeć się wrażeniu, że uznanie jest tylko dla Papieża Piusa XII, a stosunek do Jana XXIII jest taki, jaki reprezentuje opozycja”. Trudno dociec dziś po latach, jaką opozycję miał na myśli urzędnik, wszak w 1963 roku w PRL była ona niemal zupełnie zdławiona.
Grzechem „Przewodnika” w oczach urzędnika, który z ramienia komunistycznego aparatu nadzorował sprawy kościelne na szczeblu rządowym, był też fakt, że gazeta „za mało podkreśla sprawy zaangażowania się Papieża Jana XXIII w sprawy pokoju i koegzystencji”. „Brzmi to może paradoksalnie i humorystycznie, ale my, tzw. komuniści będziemy bronić papieża Jana XXIII, a nie hierarchii” – stwierdził podczas spotkania w 1963 roku dyrektor Urzędu ds. Wyznań.
Lektura kolejnych roczników „Przewodnika Katolickiego” dowodzi, że pouczenia władz komunistycznych nie zostały uwzględnione w pracach redakcyjnych. Kolejne władze redakcyjne unikały kompromisowych rozwiązań i pozostawały wierne pierwotnemu powołaniu katolickiej gazety, nakreślonemu w 1895 roku przez założyciela – arcybiskupa Floriana Stablewskiego. Prawdziwa wolność słowa nadeszła dopiero po 1989 roku.