Ryszard Kapuściński nie doczekał się prezentu urodzinowego, jaki chciało mu sprawić Wydawnictwo Znak. Miała to być książka złożona ze wspomnień kilkunastu jego tłumaczy. Niżej, dzięki uprzejmości Wydawnictwa, drukujemy fragment przygotowywanej książki, która niedługo trafi do księgarń. Nosi tytuł „Podróże z Ryszardem Kapuścińskim. Opowieści trzynastu tłumaczy” (pod redakcją Bożeny Dudko).
Szósta
Moje dotychczasowe podróże z Mistrzem Ryszardem nie skończyły się na przekładach „Cesarza” i „Szachinszacha”.To byłoby niemożliwe; skoro się raz weszło w ten wspaniały, nieporównywalny z niczym świat Jego książek, to w dalszym ciągu obcuje się z tym światem, oddycha jego powietrzem.
(…)
Siódma (znowu moja)
By nie zostać w tyle w tym współzawodnictwie, w 2002 roku zrewanżowałem się tłumaczeniem „Hebanu” (po rumuńsku Abanos, wyd. Paralela 45), oczywiście z przedmową: Wielki humanista Ryszard Kapuściński i jego dzieła. Książka – wydana ze wsparciem (także finansowym) tutejszego Instytutu Polskiego – cieszyła się dużym zainteresowaniem na Targach Książki w Bukareszcie. Nie zapomnę, jak jeden ze znajomych, któremu wtedy podarowałem egzemplarz, mówił z entuzjazmem: – Panie Michale, to cud! Od dzieciństwa, kiedy czytałem powieści Ticana, nie czytałem czegoś podobnego. [Mihai Tican-Rumano (1895–1967) – słynny rumuński podróżnik po Afryce, autor powieści przygodowych, m.in. „Na łowy w Kongu”]. Co mi tam lwy, tygrysy i same przygody, przecież tam są ludzie! Ten Polak żył, cierpiał, śmiał się i płakał razem z nimi. Wiem teraz, co to jest Afryka, nie muszę już tam jechać. Pan jest naprawdę szczęśliwy, że mógł czytać tę książkę po polsku.
Ja na to: – Teraz rozumie pan, dlaczego Polacy mają w literaturze aż czterech laureatów Nagrody Nobla?
– Dla mnie ten Kapuściński jest piąty. Musi być piąty!
Wiele razy potem w rozmowach z innymi rodakami, którzy czytali „Heban”, powtarzały się porównania między Afryką Mistrza Ryszarda, a Afryką z oficjalnych relacji lat siedemdziesiątych o licznych podróżach naszej „pary prezydenckiej”, które publikował dziennik „Scânteia”, powtarzając do znudzenia „gotowość narodu rumuńskiego do przyjścia z pomocą krajom Trzeciego Świata”. Tam, u Mistrza, prawdziwe życie, a tu – prawie nic, tylko czcze wiadomości o przyjęciach, pełne (obowiązkowo!) tych samych pochwalnych frazesów pod adresem „Towarzysza” i „Towarzyszki”!
Ósma (ale nie ostatnia)
Ależ ten Pan Ryszard goni! Żeby tak biegać po siedemdziesiątce. Ledwo skończyłem przekład „Hebanu”, a już się pojawiło nowe arcydzieło – „Podróże z Herodotem”. Mam w ręku egzemplarz, który podarował mi krakowski Znak. Tym razem przeczytam go nie jednym tchem, jak dotąd, lecz spokojnie, daleko od upału stolicy, w ciszy mojej rodzinnej wsi na Wołoszczyźnie. Z ołówkiem w ręku, robiąc notatki i uwagi na osobnych karteluszkach, tak jak w Bukareszcie, w bibliotece Zakładu Slawistyki. Będzie to – rzecz jasna – mój kolejny przekład. Przecież muszę, choć próbować, dogonić Mistrza. Mam już pomysły do przedmowy.
Będą w niej m.in. wzmianki o Herodotowej definicji Daków, naszych przodków, jako „najdzielniejszych spośród szczepów trackich” (w IV księdze); o rumuńskich podróżach śladami Herodota, począwszy od Milescu i Cantemira aż do współczesnego Eliadego; o tym, co to znaczy „przekroczyć granicę w czasie” – jak tylko Mistrz Ryszard potrafił w naszym burzliwym wieku – czyli podróżować po 2500 latach z Herodotem w ręku. Żeby mi tylko sił i zdrowia starczyło! Jak nie, to nic, pomoże mi Mistrz Ryszard, jestem tego pewien...
Valea Mare-Pravăt, Bukareszt
lipiec-sierpień 2006
Mihai Mitu, rocznik 1936, jest profesorem slawistyki. Od ponad czterdziestu lat wykłada język i literaturę polską na uniwersytecie w Bukareszcie. Przełożył m.in. wiersze: Ignacego Krasickiego, Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego; opowiadania: Jarosława Iwaszkiewicza, Marii Dąbrowskiej, Jerzego Andrzejewskiego, Ryszarda Kapuścińskiego: „Cesarza” (1991), „Szachinszacha” (dotąd nie ukazał się w wydaniu książkowym) i „Heban” (2002).