My tu w Pozaniu...
ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz TCHR
Fot.
Po publikacji w Głosie Wielkopolskim, sugerującym tuszowanie spraw nadużyć seksualnych przez kard. Dziwisza, zawrzało. Z tej wrzawy oczywiście ucieszyli się dziennikarze i redaktor naczelny lokalnego pisma, które nagle, z dnia na dzień, cytowano (przez jeden dzień) w całej Polsce. Radość redakcji była tak wielka, że dzień po publikacji zamieszczono kolejny tekst tego...
Po publikacji w „Głosie Wielkopolskim”, sugerującym tuszowanie spraw nadużyć seksualnych przez kard. Dziwisza, zawrzało. Z tej wrzawy oczywiście ucieszyli się dziennikarze i redaktor naczelny lokalnego pisma, które nagle, z dnia na dzień, cytowano (przez jeden dzień) w całej Polsce. Radość redakcji była tak wielka, że dzień po publikacji zamieszczono kolejny tekst tego samego dziennikarza. Opisywał on… własny artykuł, obszernie go streszczając, a nadto wskazując na komentarze wokół niego. Do artykułu załączono zdjęcia z witryn internetowych cytujących „Głos” oraz cenne, jak zwykle, wypowiedzi internautów na forum internetowym. Po prostu pełny profesjonalizm dziennikarski. Taki, że po nim pozostaje tylko zmiana nazwy gazety na „Badziewie Wielkopolskie” lub „Głos Prowincji”.
W telewizyjnych wypowiedziach i komentarzach, które skupiły uwagę w dniu publikacji, przemówił sam autor tekstu. Na zarzut, że tekst ukazuje się na kilka chwil przed prezentacją książki kard. Dziwisza „Świadectwo”, odparł: „My tu w Poznaniu nie interesujemy się chyba tą prezentacją… Nawet nie wiem, gdzie ona jest: w Krakowie czy w Warszawie?…”.
Następnego dnia oglądałem w lokalnej telewizji końcówkę programu podsumowującego wydarzenia tygodnia. Pod koniec rozmowy poruszono sprawę publikacji „Głosu”. Po uwadze dziennikarza „Przewodnika”, że interwencje w sprawach personalnych Kościoła należą najpierw do stosownych dykasterii watykańskich, a nie do sekretarza papieskiego, naczelny „Głosu” wyznał z ujmującą szczerością profesjonalisty: „Ja się tam na watykańskich dykasteriach nie znam…”. Naczelny, obdarowany przez prowadzącego program telewizyjny książką kard. Dziwisza, zapewnił, że recenzja z niej „zostanie zamieszczona”.
Opisuję te zdarzenia, nie wnikając w samą istotę artykułu, bo rodzą one kilka tematów. Choć dotyczą lokalnego incydentu, to sprawa i jej mechanizmy mają zasięg szerszy. W przyszłości pozwolę sobie jeszcze na kilka komentarzy. Na początku jednak pragnę zaznaczyć, że „my tu w Poznaniu” nie jesteśmy takimi debilami, jak by to można wnioskować z niektórych medialnych newsów.