Znajomy opowiadał mi, że w czasie wakacji był świadkiem dosyć zabawnie wyglądającej sytuacji. Podczas niedzielnej Mszy św. w jednej z ławek siedziała mama ze swoim kilkuletnim synkiem. Chłopczyk miał może cztero-pięć lat. Już na początku pierwszego czytania dziecko zaczęło ziewać, oczy zaczęły mu się kleić i po chwili zwyczajnie zasnął, opierając głowę o ramię swojej mamy. W czasie psalmu obudził się, chwycił mamę za rękę, na której miała założony zegarek i zaczął domagać się wyjaśnień. Mama zaczęła mu tłumaczyć, że pójdą do domu, gdy duża wskazówka dojdzie do dwunastki. Maluch ponownie zapadł w sen. Sytuacja powtarzała się regularnie co kilka minut.
Chrystus mówi, abyśmy byli wytrwali w modlitwie, a przyniesie ona owoce. Wdowa, która w dawnym Izraelu była symbolem ludzkiej bezsilności, wiedziała, że sędzia prędzej czy później obroni ją przed jej przeciwnikiem. Dlatego natrętnie prosiła go o pomoc. Czy nasze nastawienie w czasie modlitwy nie jest podobne do znudzonego dziecka śpiącego w kościelnej ławce?
Rozmowa z Bogiem wymaga wysiłku – i to niemałego. Ale Chrystus zapewnia nas, że płynie z niej wielka moc. Modlitwa jest naszym „stałym łączem” z Jezusem – raz szybkim, a raz wolniejszym. To nie jest takie istotne. Ważne jest, że to od nas zależy, ile danych ściągniemy – u Pana Boga transfer jest bez limitu.
Łukasz Krzysztofka