Alternatywne środki wyrazu
Paweł Oses
Fot.
Dwaj dżentelmeni (?) z Chojnic w województwie pomorskim niesnaski między sobą postanowili wyjaśnić za pomocą pięści. Zamierzają spotkać się na ringu i raz na zawsze ustalić, kto ma rację. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że obaj panowie są radnymi.
Jak wiadomo, wszelkiego rodzaju rady, zgromadzenia, sejmy stworzono po wiekach...
Dwaj dżentelmeni (?) z Chojnic w województwie pomorskim niesnaski między sobą postanowili wyjaśnić za pomocą pięści. Zamierzają spotkać się na ringu i raz na zawsze ustalić, kto ma rację. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że obaj panowie są radnymi.
Jak wiadomo, wszelkiego rodzaju „rady”, „zgromadzenia”, „sejmy” stworzono po wiekach bolesnych doświadczeń. Reguła jest prosta: w sytuacji konfliktów mniejszość musi podporządkować się woli większości. Ktoś kiedyś mądrze wymyślił, że kłótnie rozwiązywane będą przez przedstawicieli grup wyborców – radnych, a także posłów albo związkowców itp. Gorzej jednak, gdy wybrańcy ludu wolą „lać” się po facjatach…
Cóż, przypomnieć trzeba, że w Polsce mamy własną tradycję siłowego rozwiązywania sporów. Dawniej uważano, że pojedynkowanie się to sprawa honoru. Jeszcze w Polsce międzywojennej obowiązywał tak zwany Kodeks Boziewicza. Jego autor – przedwojenny prawnik – skodyfikował zasady, jakimi powinni kierować się pojedynkowicze. Jedna z nich głosi na przykład, że szable przed walką winny być wydezynfekowane, a same utarczki nie mają wyrządzać żadnej krzywdy.
Czy bójka na pięści ma coś wspólnego z honorowym pojedynkiem na szable? O rękawicach bokserskich, jeśli się nie mylę, Polski Kodeks Honorowy nie wspomina ani słowem. Tu fachową radą może jednak służyć Andrzej Gołota. Pięściarz zdecydował się wrócić na ring, a czytelnicy wiedzą już być może, czy to powrót triumfalny. Sportowiec w specjalnym liście do kibiców napisał między innymi: „nikt z zewnątrz nie wie, co czuje bokser, wchodząc na ring, nie wie, co myśli, rozgrzewając się przed walką w szatni”. Najwyraźniej chcą się tego dowiedzieć nasi politycy.
Dlaczego radni z Chojnic postanowili się bić? Nie mam pojęcia, co ich poróżniło… Skoro jednak kultura polityczna zmierza w tę stronę, to wyobraźmy sobie dla przykładu uchwalanie budżetu w Sejmie.
Minister finansów zbije torebką szefa największej partii opozycyjnej, gdy ten zaproponuje obniżenie podatków. Sądy przestaną być potrzebne. Po co miesiącami stawiać się na rozprawach, skoro problem można załatwić „rachu-ciachu”?
Spokoju nie daje mi tylko jedna myśl. Co będzie, jeśli z pojedynku na pięści w Chojnicach zwycięsko wyjdzie ten jegomość, który nie ma racji?