Logo Przewdonik Katolicki

Urzędując wychowywać

Adam Suwart
Fot.

Z Tadeuszem Dziubą wojewodą wielkopolskim, rozmawia Adam Suwart Obserwując Pana działania, odnosi się wrażenie, iż przykłada Pan niemałą wagę do współpracy z młodzieżą. Przykładowo, eksponuje Pan jej udział w uroczystościach państwowych. To jaki instynkt wychowawczy? Z rozmysłem przywiązuję dużą wagę do aspektów formacyjnych swoich działań. Nie mówmy więc...

Z Tadeuszem Dziubą wojewodą wielkopolskim, rozmawia Adam Suwart

Obserwując Pana działania, odnosi się wrażenie, iż przykłada Pan niemałą wagę do współpracy z młodzieżą. Przykładowo, eksponuje Pan jej udział w uroczystościach państwowych. To jaki instynkt wychowawczy?
– Z rozmysłem przywiązuję dużą wagę do aspektów formacyjnych swoich działań. Nie mówmy więc o instynktach. Wydaje mi się to całkowicie oczywiste. Obywatele przypatrują się postępowaniu osób publicznych. Także na tej podstawie kształtują swój stosunek do naszej narodowej rzeczywistości. Inaczej mówiąc, funkcjonariusze publiczni – czy tego chcą, czy nie – swoim postępowaniem wysyłają komunikaty wychowawcze albo antywychowawcze. Ja część swoich działań adresuję do młodych ludzi, by dać im do zrozumienia, że nasza wspólna przyszłość leży w ich rękach, że na nich liczymy. Także, by zasygnalizować, że świat w którym ja się poruszam, świat administracji publicznej, jest także ich światem, w którym niebawem oni będą królować.

Przypomnijmy kilka takich wydarzeń.
– Chętnie gościmy w Urzędzie Wojewódzkim młodzież szkolną, by pokazać, jak urząd funkcjonuje. Najczęściej pokazujemy Centrum Zarządzania Kryzysowego Wojewody. Ale weźmy pod uwagę uroczystości, o których pan redaktor wspomniał. W następstwie mojej zachęty, w tegorocznych obchodach rocznicy napaści Sowietów na Polskę (17 września), na znacznie większą skalę niż to było dotychczas, udział wzięła młodzież szkolna i harcerska. Uroczystości odbyły się z widocznym udziałem wojska. Główne przemówienie wygłosił uczeń liceum, a nie jak dotąd – kolejny dygnitarz. Podobnie, młodzi ludzie wygłosili główne przemówienia podczas najważniejszego święta państwowego, Święta Niepodległości (11 listopada). Tym razem zorganizowałem konkursy wśród harcerzy i w szkołach, a ich zwycięzcy byli właśnie głównymi mówcami. Na moje wyraźne życzenie uroczystości te po raz pierwszy zorganizowano na pl. Adama Mickiewicza, centralnym placu Poznania, w godzinach odpowiadających randze święta. Wraz z szefem Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego i dowództwem garnizonu poznańskiego zadbaliśmy o pełen ceremoniał wojskowy oraz apel poległych. Była parada orkiestry wojskowej i defilada. Na zakończenie zaś Msza św. za Ojczyznę.

Ale nie wszyscy ten nowy typ świętowania przyjęli tak życzliwie. Urząd Wojewódzki spotkał się też z krytyką…
– Jak wiadomo usiłowano, wzorem poprzednich lat, zepchnąć te obchody w cień komercyjnej imprezy, tzw. imienin ul. Św. Marcin. Uważam, że moje starania o nadanie właściwych wymiarów Świętu Niepodległości miały znaczenie formacyjne. Paradoksalnie sprzyjała temu krytyka moich starań w niektórych mediach, bo zwróciła ona uwagę opinii publicznej na dotąd skrzętnie skrywany problem marginalizacji obchodów Święta Niepodległości w Poznaniu.

No właśnie. Często słyszy się, że dziennikarze nie zawsze Panu sprzyjają, a nowe pomysły przyjmują nieufnie. Czy to nie przesada?
– Nie oczekuję, by dziennikarze mi sprzyjali, lecz aby sprzyjali naszej Ojczyźnie, a także, by byli rzetelni i sprawiedliwi. W tym kontekście przypomnę dla ilustracji, że część poznańskich dziennikarzy obśmiewała pomysł upamiętnienia rocznicy napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę (1 września) o symbolicznej godzinie 4.45 (godzinie rozpoczęcia ataku na bohaterską placówkę na Westerplatte). W komentarzach pomijano to, iż akt ten tylko kończył cały program obchodów, rozpoczęty dzień wcześniej i adresowany specjalnie do harcerzy. Dziennikarze nie mogą wykręcać się niewiedzą, bo wszystkie redakcje otrzymały pełną informację. Były to zaś zupełnie wyjątkowe obchody. Dzięki pomocy dowódców wojskowych i harcmistrzów ZHP zorganizowaliśmy program dla ok. 400 harcerzy. W dniu 31 sierpnia zostali oni na kilkanaście godzin zakwaterowani w koszarach, oprowadzeni po niedostępnym na co dzień muzeum unikalnego sprzętu wojskowego, jedli posiłki z żołnierzami, uczestniczyli w promocji weteranów na stopnie oficerskie, przygotowali dla nich koncert piosenek. Wczesnym rankiem 1 września, jeszcze o zmroku, tylko przy blasku pochodni, uczestniczyli w capstrzyku przed pomnikiem bohaterskiej Armii Poznań. Potem, już o brzasku, pod dzwonem pokoju na Cytadeli, wraz ze swoim kapelanem, zapalili znicze i wypuścili gołębie. Kto dotąd w Poznaniu tak obchodził rocznicę bolesnej agresji? Jestem przekonany, że wszyscy młodzi ludzie, którzy przeżywali te kilkanaście godzin osobiście, zapamiętają ich sens na długo, może do końca życia. Ta formuła spotkała się zresztą z aprobatą weteranów. Nie przeszkadzało to dziennikarzom eksponować zupełnie pojedynczej wypowiedzi krytycznej.

W rozmowie ujawnia się inny rys charakterystyczny Pańskiego urzędowania, mianowicie eksponowanie wojska…
– Bo to ostateczny gwarant naszej niepodległości, to nasza nadzieja w sytuacji bezpośredniego zagrożenia, w sytuacji agresji. Aby o tym nie zapomnieć, wojsko musi być widoczne, być obecne wśród nas, zwłaszcza w momentach symbolicznych. Dlatego zabiegałem, na przykład, o wojskową oprawę, gdy pierwszy raz wręczałem Krzyże Zesłańców Sybiru, spotykając się zresztą z całkowitym zrozumieniem szefa Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego. Według mojej wiedzy, wówczas pierwszy raz w Wielkopolsce zastosowano ceremoniał wojskowy przy takiej okazji. To też miało walor formacyjny, więc szkoda, iż media o tym się nie zająknęły. Może warto przypomnieć, iż w tym roku promocję podoficerów kończących naukę w Szkole Podoficerskiej Wojsk Lądowych w Poznaniu, w której udział wziął dowódca wojsk lądowych, zorganizowaliśmy – wraz z szefem Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego – w centrum miasta, na pl. Wolności.

Szczególnie wymowne było wręczenie wysokich odznaczeń państwowych, w większości zresztą pośmiertnie, najbardziej znanym bohaterom Poznańskiego Czerwca 1956 roku w katedrze poznańskiej.
– Oczywiście. Symbolizuje to swoistą jedność w służbie narodowi, tradycji i wierze. Pierwszy raz pomysł wręczania odznaczeń państwowych w kościele przyszedł mi do głowy przed Świętem 3 Maja. Za zgodą ojca gwardiana, w dniu tym wręczyłem ordery Polonia Restituta w kościele oo. Franciszkanów, na wzgórzu Przemysła, po Mszy św. ku mojej radości, spotkało się to z entuzjazmem odznaczonych i ich rodzin. Gdy więc prezydent Lech Kaczyński przyznał takie ordery osobom-symbolom powstania poznańskiego w czerwcu 1956 r., zwróciłem się z prośbą do Księdza Arcybiskupa Metropolity o zgodę na ich wręczenie właśnie w katedrze. Ksiądz Arcybiskup zaś podjął decyzję, by na ten szczególny moment otworzyć Złotą Kaplicę, upamiętniającą pierwszych Piastów. W ten symboliczny sposób odzwierciedlony został splot historii naszego miasta z tradycją posługi narodowi oraz z wiarą w prawdę i w Boga. Nie muszę mówić, jakie znaczenie miało to dla odznaczonych, ich rodzin i rodzin odznaczonych pośmiertnie. Może telewizja kiedyś pokaże tę wyjątkową uroczystość, bo była ona nagrywana.

Czy to wszystko oznacza, że nie traktuje Pan pracy urzędniczeją rutynowo?
– Niektóre segmenty pracy urzędniczej są rzeczywiście rutynowo powtarzalne, ale inne wymagające dużego znawstwa i bywają ekscytujące. Chociażby wtedy, gdy inwestor wybudował osiedle mieszkaniowe i zasiedlił je, a tu okazuje się, iż decyzja pozwolenia na budowę, z winy urzędników samorządowych, rażąco naruszyła prawo. W niektórych sytuacjach potencjalnie grozi to wydaniem decyzji o rozbiórce albo o bardzo wysokiej opłacie legalizacyjnej. W specyficznych okolicznościach wcale nie jest proste znalezienie prawniczo poprawnego rozwiązania, które nie doprowadzi do takiego dramatu. Lecz ja rozumiem, iż w pytaniu nie chodziło panu o poszczególne sytuacje, ale o generalny charakter pracy urzędniczej. Otóż ta praca to w dużej mierze służba. W państwie demokratycznym, takim jak nasze, to służba w dwóch związanych ze sobą wymiarach: służba obywatelowi (gdy ten potrzebuje wsparcia) i jednocześnie służba państwu (przede wszystkim w interesie ochrony porządku prawnego i bezpieczeństwa publicznego). Każda zaś służba wymaga osobistej i systematycznej refleksji. Mam nadzieję, że taką refleksję wspomoże duszpasterz urzędników administracji publicznej, wyznaczony przez Księdza Metropolitę Poznańskiego (w następstwie mojej prośby). Został nim ks. dr Rafał Pajszczyk, sędzia diecezjalny sądu duchowego. Bez systematycznej osobistej refleksji każda służba staje się uciążliwa, choćby ze względu na wiecznie pojawiające się trudności i zdarzające się błędy. Trudności i prawdopodobieństwo popełniania błędów rodzą lęk, a to obniża motywację do przyjęcia postawy posługi czy to obywatelowi, czy naszej narodowej zbiorowości. Refleksja pomaga nad takimi lękami panować.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki