Cienie przeszłości
Ks. Krzysztof Wętkowski
Czy się tego chce, czy też nie chce, sprawa współpracy niektórych duchownych z organami bezpieczeństwa w latach minionych dominuje w ostatnich dniach w informacjach dotyczących życia Kościoła, a także w rozmowach prywatnych. Zajmujący się tą problematyką podają, że może tu chodzić o mniej więcej 10 procent duchowieństwa Kościoła katolickiego. Biorąc pod uwagę fakt, jakim represjom...
Czy się tego chce, czy też nie chce, sprawa współpracy niektórych duchownych z organami bezpieczeństwa w latach minionych dominuje w ostatnich dniach w informacjach dotyczących życia Kościoła, a także w rozmowach prywatnych. Zajmujący się tą problematyką podają, że może tu chodzić o mniej więcej 10 procent duchowieństwa Kościoła katolickiego. Biorąc pod uwagę fakt, jakim represjom był poddawany Kościół w latach PRL-u, nie jest to dużo. Można nawet pocieszać się stwierdzeniem, że i Pan Jezus miał problemy z mniej więcej 10 proc. swojego kolegium, które współpracowało z jego wrogami.
W podejściu do tego problemu trzeba jednak pamiętać nie tylko o tym, że wielu zostało zmuszonych do współpracy przez szantaż i groźby, ale że byli tacy, którzy czynili to dobrowolnie w nadziei na oczekiwane korzyści. Jeśli więc współpraca miała miejsce w czasach systemu zbrodniczego, to ci, którzy potrafili się wówczas przeciwstawić, zasługują na miano bohaterów, jednak ci, którzy ulegli, mają swój współudział w tym systemie, współpracowali bowiem z tymi, których ostatecznym celem było zniszczenie Kościoła w Polsce.
Problem istnieje i nie da się od niego uciec, próbując zaklinać rzeczywistość. Można oczywiście powtarzać truizmy, że jest to sprawa, którą należało rozwiązać zaraz po odzyskaniu niepodległości, przeprowadzając najpierw dekomunizację, a następnie lustrację. Tak się jednak nie stało. Dzisiaj więc mamy „lustracją pełzającą”, stąd też będziemy mieli do czynienia z jednej strony z informacjami podawanymi co jakiś czas przez media, z drugiej zaś strony sięgający do swoich dokumentów poszkodowani będą dowiadywać się, kto z grona kapłańskiego nie stanął kiedyś na wysokości zadania.
Można zrozumieć kapłanów, ofiary dawnego systemu, którzy pragną poznać materiały zgromadzone na ich temat. Należy podzielać ich ból, jeśli się okazuje, że byli inwigilowani przez bliskich sobie ludzi. Jednak nikt, kto jest ofiarą, nie może być sędzią w swojej sprawie i dlatego nie można mieszać tych odrębnych ról ofiary, prokuratora i sędziego, nie usprawiedliwiają tego najwznioślejsze nawet racje.
W większości przypadków współpracy chodzić będzie z pewnością o szkodę wyrządzoną Kościołowi i poszczególnym osobom. Stąd też sam Kościół, niezależnie od działań państwa w tym zakresie, musi zacząć radzić sobie z tym problemem, tym bardziej że jak pokazuje doświadczenie, procedury przyjęte przez państwo są długotrwałe, a z punktu widzenia prawnego wysoce niedoskonałe. Zarówno poszkodowany, jak i ten, komu zarzuty są stawiane, nie może być pozostawiony samemu sobie, ale właśnie w tym szczególnym momencie powinien odczuwać wspólnotę Kościoła, który chce i potrafi pomóc w duchu ewangelicznym. Doświadczenie, jakie już wszyscy mamy, pokazuje ponadto, że nie da się tu przyjąć jednej miary i sztywnych wskazań, ale do każdego przypadku trzeba podchodzić indywidualnie.