Sierpniowa chandra
ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz TCHR
Fot.
Minął już sierpień, a wrzesień niesie swoje problemy. Uczniowie nie chcą ministra edukacji, więc bezczelnie wagarują i chuliganią, co teraz nazywa się demokratycznym sposobem wyrażania opinii publicznej. Zimna wojna polsko-niemiecka wisi na włosku, jak zauważają spece od niej, czyli panowie z SLD (coś w tym musi być, bo kto jak kto i na czym jak na czym, ale oni na tym się znają)....
Minął już sierpień, a wrzesień niesie swoje problemy. Uczniowie nie chcą ministra edukacji, więc bezczelnie wagarują i chuliganią, co teraz nazywa się demokratycznym sposobem wyrażania opinii publicznej. Zimna wojna polsko-niemiecka wisi na włosku, jak zauważają spece od niej, czyli panowie z SLD (coś w tym musi być, bo kto jak kto i na czym jak na czym, ale oni na tym się znają).
Minął zatem sierpień, a ja mam wciąż po nim chandrę. Bo dla mnie, a myślę, że i dla wielu innych, sierpień to rok 1980. To wydarzenia, które rozpoczęły trudny i bolesny marsz ku niepodległości. Chciałoby się zatem cieszyć odzyskaną niepodległością, bo ona jest, chciałoby się trwać w podziwie i uznaniu dla bohaterów tamtych dni. Ale oto, po nieco ponad ćwierćwieczu od wydarzeń w Stoczni Gdańskiej, trudno zobaczyć żywą jeszcze solidarność. Bardzo bolesne odczucia towarzyszyły mi w związku z celebracją rocznicy Gdańskiego Sierpnia. Były i obecny prezydent nie mogli stanąć obok siebie, złożyć wspólnie kwiatów. Istotnie, jak zauważył p. Wałęsa, kancelaria p. Kaczyńskiego ma z pewnością adres jego kancelarii. Choć jedna z nich jest kancelarią prezydenta RP, druga kancelarią prywatnego instytutu. W tej wypowiedzi wybrzmiewały urażone ambicje wielkiego skądinąd człowieka. Urażonym mógł być prezydent RP, który słusznie wypomniał, że pod jego i premiera adresem z ust p. Wałęsy padały ostatnio bardzo złośliwe uwagi.
Nie chcę oceniać, nie ośmielam się rozsądzać. Stwierdzam tylko, że boli. Nie kwestionuję roli pana Wałęsy w jego i naszej drodze do wolności. Czasem jednak miewam chandrę, gdy słyszę jego wypowiedzi typu: „kiedy rozbijaliśmy tę komunę, to owszem, Papież nam pomógł…”. Sam Jan Paweł II niezmiennie powtarzał pytany o udział w rozbiciu komunizmu w Polsce i świecie, że był tylko narzędziem w rękach Bożej Opatrzności. Warto pamiętać o tej pokorze papieskiej, o tej postawie człowieka wielkiego, który nie baczył na to, czyja kancelaria do czyjej winna słać zaproszenia, który nie baczył też na to, co o nim powiadają. Baczył na to, by być narzędziem w ręku Opatrzności. I był nim – niezawodnym.