Pamięć moja sięga do lat 40. ubiegłego stulecia, do czasu stalinowskiego reżimu. Było to dzieciństwo szybkiego dojrzewania i starań o lepsze jutro, lecz także dzieciństwo, w którym doznawało się pomocy, życzliwości innych ludzi i żyło w niekłamanej pobożności.
Życie mojego przedmieścia – poznańskiego Junikowa – koncentrowało się w tych powojennych czasach wokół kościoła pw. św. Andrzeja Boboli, a przede wszystkim wokół niezwykłej osobowości proboszcza, księdza magistra filozofii Feliksa Michalskiego.
Wychowawca i nauczyciel
Był to „człowiek renesansu”: władał biegle pięcioma językami, znał się na stolarstwie, instalacji elektrycznej, potrafił prowadzić młodzież drogami antyku, geografii, leczył ziołami i… śpiewał – zawsze z niezwykłą dbałością o poprawną intonację, kulturę i styl. Miałam więc w dzieciństwie i młodości najdoskonalszy wzór jednoczesnej ascezy i doskonałości wokalnej. Niewątpliwie wpłynęły one na wybór mojej muzycznej profesji.
Ksiądz proboszcz osobiście uczył śpiewu swoich parafian. Wprowadzając po jednej zwrotce nowej pieśni (zawsze przed rozpoczęciem kolejnej Mszy Świętej w niedzielę), resztę kształcenia pozostawiał organistom, których było kilku. Dzięki temu systemowi ludzie znali wiele pieśni na każdy okres roku kościelnego i każdą okazję. Oprócz muzyków, wychował ks. Feliks lekarzy, inżynierów, farmaceutów, a przede wszystkim ludzi o zdrowych ambicjach, odpowiedzialnych i uduchowionych.
Troskliwy duszpasterz
O tym, jak wielką troską były dla niego wszystkie sprawy parafialne i parafian, świadczą słowa zapisane w jednym z jego pamiętników: „Odpowiadasz za 6000 ludzi. Oni patrzą na ciebie i oczekują od ciebie czegoś więcej niż słów. Co mogę im dać sam biedny?”.
Godna podziwu była też jego konsekwencja w prowadzeniu parafialnej społeczności. Zawsze był tam, gdzie ludzkie problemy i pomagał rozwiązywać je „po ludzku”. Obdarzany powszechnym zaufaniem, rozmawiał z ludźmi o ich sprawach, czyniąc to subtelnie, inteligentnie, drążąc niejednokrotnie bardzo trudne tematy. Dopiero w dojrzałym wieku uświadomiłam sobie jego geniusz w nawiązywaniu międzyludzkich kontaktów oraz w umiejętności i pokorze służenia drugiemu człowiekowi.
Wielka duchowość naszego duszpasterza szła w parze z jego wielką wiedzą i praktycznymi umiejętnościami. Zorganizował m.in. przebogatą bibliotekę parafialną, nowoczesny wówczas warsztat różnorodnych narzędzi, dostępne dla wszystkich parafian. Parafia (jak wiele innych w tym okresie) była biedna. Nie tracił więc pieniędzy na tzw. zbytecznych rzemieślników, lecz sam wykonywał różne mniejsze, a nawet i większe prace. Z jego też inicjatywy i jego wielkim staraniem parafia otrzymała zezwolenie na budowę nowego kościoła, która rozpoczęła się w 1975 r.
Inspirował do wysiłku
Do wielkiej tradycji działalności parafii należały spotkania z ludźmi nauki. Tematyka tych spotkań dotyczyła historii, geografii, teologii. O astronomii dyskutowaliśmy w obserwatorium, a o archeologii w czasie prac archeologicznych w poznańskiej katedrze. W mojej pamięci pozostały też liczne spektakle, którym patronował i do których zachęcał nas ksiądz proboszcz, często podsuwając interesujące tematy. To było wspaniałe inspirowanie młodzieży do intelektualnego wysiłku i szukania własnej osobowości.
Jestem już osobą w jesieni swojego życia. Jako matka rodziny, czynna artystka i pedagog, przeżyłam wiele życiowych burz i dlatego wiem, że miłość, która „tkwiła” w jego pragmatyzmie, to droga do nowoczesnej społeczności, to jedyna droga do współczesnej młodzieży.
Ksiądz proboszcz Feliks Michalski wyprzedził epokę! To był mistrz duchowości i miłości, a zarazem wielkiego oddania i zrozumienia dla ludzkich słabości.