Logo Przewdonik Katolicki

Krzysiu, czy wierzysz w Boga? Wierzę…

ks. Andrzej Ziółkowski
Fot.

Krzysiu, czy pragniesz otrzymać chrzest w wierze Kościoła, którą przed chwilą wyznaliśmy? Cisza. Chłopiec patrzy niepewnie na mnie, ogląda się za siebie. Rodzice milczą, zawstydzeni, bo przecież to pytanie powinno być skierowane do nich dziewięć lat temu. To się rzadko zdarza, ale jednak się zdarzyło. Na dwa dni przed uroczystością Pierwszej Komunii Świętej okazało...

– Krzysiu, czy pragniesz otrzymać chrzest w wierze Kościoła, którą przed chwilą wyznaliśmy? Cisza. Chłopiec patrzy niepewnie na mnie, ogląda się za siebie. Rodzice milczą, zawstydzeni, bo przecież to pytanie powinno być skierowane do nich dziewięć lat temu.

To się rzadko zdarza, ale jednak się zdarzyło. Na dwa dni przed uroczystością Pierwszej Komunii Świętej okazało się, że mały Krzyś nie jest ochrzczony.

Nikt nie jest winien
Jak to możliwe? Siostra Teresa, na ogół łagodna, jest zdenerwowana. To nie jej wina. Już rok temu, we wrześniu, na pierwszym spotkaniu prosiła rodziców, aby przynieśli jej świadectwo chrztu dzieci. Jakaś pani, o pofarbowanych na fioletowo włosach, mama ośmioletniej Madzi, głośno wyrażała swe niezadowolenie: – O, Boże! Zaczyna się ta biurokracja. Nawet rodzicom już nie wierzą.

Do siostry katechetki docierają te słowa, ale ona już wie, że tak jest zawsze. Zawsze tak jest na pierwszych spotkaniach. Zamiast o wierze, modlitwie, o Mszy Świętej rodzice, przede wszystkim mamy, zagadują ją o sukienki, welony, o to, czy medaliki będą złote czy pozłacane. Pozłacane lepiej nie, bo to brzydko wygląda. A czy chłopcy mogą mieć muszki, czy krawaty? A czy można mieć swego fotografa, bo rok temu ten pan drogo brał i oszukał.

Jeszcze w styczniu brakowało kilku świadectw chrztu dzieci. Wiadomo, życie niesie tyle niespodzianek. Ciągle coś się dzieje. Wciąż zapominamy o tych wszelkich papierkowych sprawach, o zapłaceniu za telefon, za prąd… Siostra jest cierpliwa. Co roku zdarzają się spóźnialscy.

Z mamusią czy z tatusiem?
– Bartku, czy możesz poprosić mamusię, aby się ze mną spotkała? – gdzieś na początku Wielkiego Postu siostra Teresa prosi ciemnowłosego chłopca. Jest nieśmiały, cichy, bardzo grzeczny. Zauważyła, że zawsze jest obecny na Mszy Świętej, tej wspólnej, raz w miesiącu. Ale siostra Teresa nie kojarzy rodziców. Delikatnie ujmuje rękę chłopca i pyta:

– Widziałam cię na Mszy Świętej w niedzielę. A kto z tobą był, mama czy tato?
– Sam byłem.
– A co się stało?
– Mama była w pracy.
– A tatuś?

Dziecko mówi coraz ciszej, jakby nie chciało, aby ktokolwiek słyszał, że jego rodzice nie chodzą do kościoła. – Babcia była – dziecko wymijająco odpowiada. Wstydzi się za swoich rodziców. Jest smutny. Siostra już o nic nie pyta. Prosi Bartka, aby mamusia przyniosła dokument chrztu. Chłopiec kiwa głową, że powie.

Co robić z tymi mamusiami, tatusiami, którzy na Mszę Świętą „chodzą ruchem konika szachowego”? Owszem, dobrze, że chodzą, ale po uroczystości przestaną. No, jeszcze na Boże Ciało się pojawią, z kamerą, bo ich córuchna będzie śpiewać psalm; bo ich synuś będzie niósł kielich. A potem przepadną jak kamień w wodę. Pewnik jak w matematyce. Nawet na bierzmowaniu nie wszyscy się pojawią. Dopiero na ślubie, gdy już siwy włos podpowie: Cześć dziadku! Witaj babciu!

– Nie wolno zadawać dziecku takiego pytania: Czy byłeś na Mszy Świętej niedzielnej! To stresujące. Pani nie wie, przepraszam, siostra się nie zna na psychologii dziecka!

Słowa te, choć minęło dobrych kilka lat, ranią siostrę Teresę do dziś. Ona, która daje im miłość, która wie, że dzieci garną się do Jezusa i pragną, aby On je przytulał, błogosławił, została zraniona tak silnie, jak tylko można zranić matkę.

Błogosławione zmęczenie
A potem były rekolekcje szkolne, Wielki Tydzień i Wielkanoc, i wolne dni. Do Pierwszej Komunii pozostał raptem miesiąc. Na ostatniej Mszy Świętej dla rodziców i dzieci pierwszokomunijnych ksiądz proboszcz mówi o wspólnocie rodzinnej i parafialnej, o świadomym uczestnictwie w życiu Kościoła...

Siostra Teresa słyszy, ale oczy ma zamknięte. To ponad jej siły. Dzisiaj to jest już jej czwarta Msza. Błogosławione zmęczenie. Gdzieś w głębi serca czuje się mamą tych wszystkich dzieci. Widzi je przed sobą, ich twarze, jedne tulą się do niej, inne wciskają w rękę cukierki, czekoladkę. Niektóre chcą coś powiedzieć, coś szepczą jej do ucha. Umorusane buzie, czyste serca, choć przed pierwszą spowiedzią. Za chwilę spotkanie – tym razem dopina na ostatni guzik wszelkie sprawy. Sporo rodziców wyręcza ją w wielu sprawach. Jest zadowolona z obrotu spraw. Zostało kilkanaście dni…

– Proszę siostry! – otwiera oczy i wstydzi się, że ktoś ją widział drzemiącą na liturgii. – Proszę siostry, jest już załatwiona sprawa z organistą. Będą trąbki po Komunii. Nagle przypomniała sobie: Bartek! Przecież jeszcze nie mam świadectwa chrztu Bartka!. Ale nikogo z rodziny Bartka nie ma. Matczyny zmysł czy intuicja kobieca podpowiada, że coś jest nie tak. W poniedziałek idzie do domu Krzysia…

Wstydziliśmy się
– Wstydziliśmy się. To było tak: ja z mężem już zapisaliśmy dziecko do chrztu, ale mąż się bał wyspowiadać, bo my ślubu nie mamy. No i jakoś tak zeszło.

Siostra Teresa patrzy na Bartka. Bawi się autkiem. Cieszy się, że „jego siostra” przyszła do niego do domu. To chyba coś ważnego – myśli sobie.

– Barteczku, wiesz co, w przyszłą sobotę przyjmiesz chrzest. Cieszysz się? – Tak – odpowiada chłopiec i dalej bawi się zabawką.
– Proszę księdza, Bartek może być trochę wystraszony, bo on nie rozumie, że jego rodzice… – Siostro Reniu, damy sobie radę, wszak Duch Święty nam pomoże. Tylko nie wiem, jak mu powiedzieć, że nie musi iść do pierwszej spowiedzi świętej. – Ja mu to wytłumaczę – siostra uspokaja mnie. Wiem, że jej doświadczenie jest lepsze od mego wykształcenia.

Oczy ośmioletniego Bartka wpatrzone są we mnie uważnie, zagadkowo. Unoszę ampułkę z wodą święconą i wpatrując się prosto w oczy dziecka, pytam: – Krzysiu, czy pragniesz otrzymać chrzest w wierze Kościoła, którą przed chwilą wyznaliśmy?
Cisza. Chłopiec patrzy na mnie, ogląda się za siebie. Rodzice milczą zawstydzeni, bo przecież to pytanie powinno być skierowane do nich dziewięć lat temu. Potem patrzy na siostrę Teresę. Ona zaś uśmiecha się łagodnie do chłopca i kiwa głową na „tak”.

– Tak, chcę być ochrzczony – chłopiec mówi cicho i pochyla główkę.

Pochylam się nad dzieckiem i drżącą ręką polewam jego ciemną główkę i głośno, powoli wypowiadam święte słowa: – Krzysztofie, ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Paraklet unosi się nad nami, z radości tańczy w naszych duszach, a czysta dusza Krzysia śpiewa „Alleluja”!

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki