Logo Przewdonik Katolicki

Czy aniołom wolno tańczyć?

Marcin Makohoński
Fot.

Św. Wojciech obok Michała Archanioła, św. Mikołaj tuż za małym cherubinem niezwykłe towarzystwo można spotkać w niedużym saloniku u pani Barbary Szaneckiej. Usadowieni na obszernym regale, na swych drewnianych deseczkach, spoglądają na wszystkich przekraczających progi domu znanej w okolicy malarki. Zadumani święci i rozbawione anioły zamknięci w malarskim świecie...

Św. Wojciech obok Michała Archanioła, św. Mikołaj tuż za małym cherubinem – niezwykłe towarzystwo można spotkać w niedużym saloniku u pani Barbary Szaneckiej. Usadowieni na obszernym regale, na swych drewnianych deseczkach, spoglądają na wszystkich przekraczających progi domu znanej w okolicy malarki. Zadumani święci i rozbawione anioły – zamknięci w malarskim świecie Boży orędownicy i posłańcy.

Barbara Szanecka jest mieszkanką parafii pw. św. Michała Archanioła w Targowej Górce (dekanat Września I). Znają ją tutaj przede wszystkim najmłodsi, prowadzi bowiem parafialną scholę. Starsi nie zawsze pamiętają jej imię i nazwisko. Wszyscy za to wiedzą, że maluje.

Malarka z Targowej Górki nie ma wykształcenia plastycznego. Wiedzę i umiejętności zdobywała już jako dziecko, najpierw od swojego taty. To on, jako pierwszy krytyk i nauczyciel, motywował ją i umacniał w tym, co robi. – W mojej rodzinie zawsze byli ludzie, którzy obdarzeni zostali darem tworzenia – mówi artystka. – Mój tata, moja siostra, ja... chyba malowaliśmy od zawsze. Mimo codziennych obowiązków i wiecznego braku czasu zawsze musieliśmy znaleźć choćby chwilkę, aby coś namalować. Mały szkic czy akwarela były formą oderwania się od rzeczywistości, godziną dla siebie.

W szkole uczęszczała na kółko plastyczne. Do dziś pamięta rady i wskazówki, udzielane jej przez panią Sulikowską, nauczycielkę, którą podziwiała. – To ona nauczyła mnie kompozycji i nowego, artystycznego spojrzenia na świat – wspomina. – Po ukończeniu szkoły średniej bardzo chciałam pójść na studia plastyczne. Los wybrał inaczej, ukończyłam politechnikę. Umiejętności plastyczne przydawały się jednak zawsze. Przede wszystkim wtedy, kiedy specjalistka od budownictwa lądowego zaczęła uczyć katechezy w szkole – mówi z uśmiechem pani Barbara.

Tańczący posłańcy
– Trudno dziś przypomnieć sobie, od jakiej tematyki zaczynałam moją przygodę z malowaniem – wspomina malarka. – Jako dziecko uwieczniałam to, co mnie otaczało i zachwycało. Kiedy założyłam rodzinę i wraz z mężem aktywnie włączaliśmy się w działalność ruchów i stowarzyszeń katolickich, zaczęłam malować obrazy religijne. Był czas, kiedy malowałam madonny, później anioły, w końcu wizerunki świętych. Te ostatnie, przedstawienia patronów, były zazwyczaj malowane jako prezenty dla najbliższych oraz przyjaciół. To dobry podarunek na każdą okazję, a przy tym bardzo wymowny.

Malowanie świętych nie jest jednak proste. Zanim weźmie się do ręki pędzel, trzeba trochę poczytać, pooglądać, przemyśleć... A wszystko po to, aby wybranemu patronowi nie brakowało żadnych atrybutów i niezbędnych szczegółów. Twarze świętych pani Barbara podpatruje u wielkich mistrzów i nigdy nie stara się ich zmieniać.

To, co przyciąga uwagę wśród kolekcji pani Szaneckiej, to jednak przede wszystkim kolorowe anioły. Nie są one poważne ani smutne, ani zamyślone czy nazbyt uduchowione. Po prostu... tańczą, śpiewają i grają. Zdaje się, że mówią: życie to radość. – Anioły zaczęłam malować, kiedy mieszkaliśmy w Jeleniej Górze – tłumaczy malarka. – Organizowana była wówczas aukcja charytatywna i potrzebowano ciekawych przedmiotów. Dochód z ich licytacji miał zostać przekazany na szczytny cel. Wówczas po raz pierwszy namalowałam tańczące anioły. Z czasem powstawało ich coraz więcej, a wszystkie emanujące radością i szczęściem. Dlaczego nie są poważne? To one przecież cierpliwie czuwają nad nami i są Bożymi posłańcami. A skoro przychodzą od samego Boga, muszą być szczęśliwe.

Uwiecznione na drewnie
Warsztat pracy malarki z Targowej Górki to jedno wybrane miejsce w domu. Znaczy je sztaluga i stare, wysłużone krzesło ustawione w niedużym saloniku, tuż przy oknie. Pani Barbara maluje na płótnie, na specjalnej płycie lub na desce. Za przygotowanie tego ostatniego „artystycznego podłoża” zawsze odpowiedzialny jest mąż malarki. To on dobiera odpowiednie drewno, suszy je, a następnie przycina. W ten sposób i on nadaje przyszłemu obrazowi kształt oraz wielkość. Kolejny krok należy już do malarki. Po naszkicowaniu zarysów i kształtów drewno pokrywają kolorowe kreski i plamy. Wydawałoby się, że to wszystko proste i szybkie, a jednak prawdziwe dzieło rodzi się bardzo powoli. – Nie sposób namalować obrazu, choćby najmniejszego, w jeden dzień – tłumaczy pani Barbara. – Powstaje on wolno, etapami, które rozpoczyna się i kończy co parę dni, a nawet tygodni. Ta stara, ale sprawdzona metoda pozwala przemyśleć każde pociągnięcie pędzla. Daje czas na zastanowienie się i dopracowanie każdego szczegółu. Bardzo ważna jest również atmosfera, w której się maluje. Otaczający nas świat i my sami... radości, zachwyty, smutki i troski – to one są inspiracją, a precyzyjnie mówiąc, natchnieniem artysty.

Uwieczniając przemyślenia
Obrazy, które namalowała Barbara Szanecka, bez przesady można by liczyć w setkach. Większość z nich zdobi mieszkania najbliższych, przyjaciół czy też zupełnie obcych ludzi, którzy zachwycili się jej pracami. Domową kolekcję malarki, choć to tylko kropla w morzu tego, co stworzyła, stanowią obrazy, z którymi związana jest emocjonalnie. Powstały pod wpływem ważnych przeżyć czy też były owocem duchowych rozważań. – Obrazy, które uważam za najbardziej prawdziwe, a tym samym dla mnie bezcenne, to te, które powstały w ważnych dla mnie i mojej rodziny chwilach – tłumaczy pani Barbara. – Kiedy umierał Ojciec Święty Jan Paweł II, a cały świat pogrążony był w smutku, ja przeżywałam te wydarzenia przy sztaludze. Modliłam się i malowałam. Podobnie było, kiedy umierał mój tata. Nie brak jednak i takich obrazów, których inspiracją była moja osobista radość i szczęście najbliższych. To chyba one najbardziej motywują wszystkich artystów. Tworzenie to bowiem prawdziwa wolność, to zatracenie i wyzwolenie, spełnienie i ukojenie, radość i szczęście, a nade wszystko tajemnica.

Obecnie pani Barbara Szanecka wraz z mężem mieszka nieopodal Targowej Górki, położonej 7 kilometrów od Nekli. Wydawałoby się, że po latach wytężonej pracy zawodowej i społecznej mały domek pośród pól i lasów to dobre miejsce, aby resztę życia spędzić w ciszy, daleko od zgiełku pędzącego świata. Nic bardziej mylnego. Już jesienią państwo Szaneccy zamierzają udać się na misje do Afryki i stać się kolejnym małżeństwem w archidiecezji gnieźnieńskiej, które podejmie trud misyjnego dzieła.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki