Czas kolędowania
Jan Pospieszalski
Fot.
W tym roku okres Bożego Narodzenia był wyjątkowo krótki. Już dwa dni po święcie Objawienia Pańskiego święcie Trzech Króli, czytania mszalne przywołały scenę Chrztu Pańskiego, a to znak, że rozpoczęliśmy okres zwykły.
I pewnie gdyby nie to, że tradycja przedłuża kolędowanie do Matki Bożej Gromnicznej, na wspólne Bóg się rodzi albo Do szopy hej...
W tym roku okres Bożego Narodzenia był wyjątkowo krótki. Już dwa dni po święcie Objawienia Pańskiego – święcie Trzech Króli, czytania mszalne przywołały scenę Chrztu Pańskiego, a to znak, że rozpoczęliśmy okres zwykły.
I pewnie gdyby nie to, że tradycja przedłuża kolędowanie do Matki Bożej Gromnicznej, na wspólne „Bóg się rodzi” albo „Do szopy hej pasterze” trzeba by poczekać aż do 24 grudnia 2006 roku.
W milknących, polskich kościołach, gdzie coraz mniej chętnych jest aby podtrzymać śpiew, kolędy są jedynymi pieśniami, które jeszcze pamiętamy i możemy wspólnie zaśpiewać. Dotyczy to jednak nie tylko śpiewu w kościele.
Tak się niestety jakoś u nas złożyło, że kolędy (te śpiewane podczas liturgii, ale też kolędy domowe i pastorałki) są jedynym wspólnym repertuarem Polaków. Ktoś, kto nie był w harcerstwie czy w Oazie, nie ma w swojej biografii wędrowania po górach lub letnich wieczorów w przystaniach żeglarskich; taki ktoś nie miał szans nauczyć się śpiewać. Jak w większości szkół traktuje się dzisiaj śpiew, pewnie nie trzeba nikomu przypominać. Pomijając chórzystów i uczniów szkół muzycznych, Polacy mają mało okazji, aby doświadczyć, czym jest śpiewanie. Dla wielu z nas, niestety, kończy się na przedszkolu. Znakomity kompozytor węgierski – twórca współczesnej pedagogiki muzycznej, Zoltan Kodaly, zauważył, że małe, nawet dwuletnie dzieci zanim cokolwiek w sposób zorganizowany potrafią razem zrobić, mogą wspólnie zaśpiewać. Właśnie śpiew, jak nic innego, buduje wspólnotę, pozwala nam „być razem”. W domach raczej już się nie śpiewa, bo do tego potrzeba nie tylko wyłączonego telewizora i odrobiny dobrej woli. Potrzeba czegoś więcej – kilku osób, w tym dobrze, aby przynajmniej była jedna, która potrafi czysto zaintonować, zna tekst i nie poprzestanie na pierwszej zwrotce. Taką osobą najczęściej bywała babcia, dziadek lub starszy wujek. W naszych zatomizowanych rodzinach śpiewanie nie jest tym powodem, dla którego odchodzi się od komputera. Poza tym niewiele pozostało rodzin wielopokoleniowych, natomiast coraz więcej jest takich, gdzie wychowuje się tylko jedno, najwyżej dwoje dzieci. Trudno śpiewać w takim gronie i budować wspólnotę.
Dlatego korzystajmy z okazji i jeszcze do drugiego lutego śpiewajmy Jezuskowi z aniołami, pasterzami, Królami. Dajmy naszym dzieciom tę szansę, którą otrzymaliśmy od naszych rodziców i dziadków.