Wobec niekończącej się fali komentarzy na temat oskarżanych i skazywanych bez procesu sądowego tzw. agentów w sutannach czy TW – tajnych współpracowników – wolę iść za radą, jaką dał nam Benedykt XVI, który mówił, że „wyznaniu grzechów – confessio peccati (...) winno zawsze towarzyszyć też confessio laudis – wyznanie chwały” i chcę wspomnieć postać kard. Stefana Wyszyńskiego, który bez wątpienia należy do symboli owej „chwały”. Mija bowiem 25 lat od jego śmierci. Kilkakrotnie wspominał go Ojciec Święty Benedykt XVI, poniekąd zawstydzając nas, Polaków, którzyśmy nieco zapomnieli o tej postaci Wielkiego Prymasa. Daliśmy się bowiem zbytnio uwikłać w sensacyjne doniesienia związane z lustracją. Tymczasem nie kto inny, jak właśnie Prymas Tysiąclecia, przeczuwając swoje uwięzienie i znając metody, jakimi posługiwał się ówczesny aparat represji mówił: „gdy będę w więzieniu, a powiedzą wam, że Prymas zdradził sprawy Boże – nie wierzcie. Gdyby mówili, że Prymas ma nieczyste ręce – nie wierzcie. Gdyby mówili, że Prymas stchórzył – nie wierzcie. Gdy będą mówili, że Prymas działa przeciwko Narodowi i własnej Ojczyźnie – nie wierzcie”.
Szkoda, że w mediach – choćby dla pewnej równowagi – tak mało confessio laudis – wyznania chwały i wielkości wszystkich tych, którzy w tamtych nieludzkich i bardzo skomplikowanych czasach nie dali się złamać. Szkoda, że tak mało mówi się o sprawcach tych osobistych dramatów wielu Polaków – nie tylko duchownych, a przecież o nich tylko się mówi i pisze bez przerwy, łamiąc często elementarne zasady przyzwoitości i sprawiedliwości. Usłyszmy, co mówił nam Papież Benedykt XVI i zdobądźmy się na „pokorną szczerość, by nie negować grzechów przeszłości, ale też nie rzucajmy lekkomyślnie oskarżeń bez rzeczywistych dowodów, nie biorąc pod uwagę różnych ówczesnych uwarunkowań”.